wasp91zg prowadzi tutaj blog rowerowy

Keep calm & ciśnij watów

Wpisy archiwalne w kategorii

XCO

Dystans całkowity:688.76 km (w terenie 681.84 km; 99.00%)
Czas w ruchu:35:38
Średnia prędkość:19.33 km/h
Maksymalna prędkość:68.40 km/h
Suma podjazdów:6703 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Maks. tętno średnie:184 (96 %)
Suma kalorii:34440 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:28.70 km i 1h 29m
Więcej statystyk

VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 - Ochla - start

  • DST 32.00km
  • Teren 32.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 21.57km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 182( 91%)
  • HRavg 177( 88%)
  • Kalorie 1542kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 lipca 2012 | dodano: 30.07.2012

Miejscem startu ponownie była Ochla, gdzie poprzednio bardzo dobrze mi się pojechało. Fakt, że trasa trochę zmieniona. Właściwie to zupełnie inna, ale nadal ciekawa. Smaczku dołożył deszcz, który padał przed wyścigiem. Niestety łączyło się to z ciągłym strachem o uszkodzenie sprzętu... Jednak czułem się przygotowany i rozjeżdżony po ostatnich tygodniach. Także miałem bojowy nastrój i plan jazdy w taki sposób, aby widzieć czołówkę.
Start odbył się jak to zawsze na Zielonogórskim GP MTB o 11.00. Tym razem nie powtórzyłem błędów z poprzednich wyścigów i ustawiłem się w pierwszej linii. No na dwóch poprzednich startowałem z okolicy 5 i 3 linii, ale progres widoczny jest:P Fakt, że przed pierwszą linię weszli liderzy klasyfikacji, ale to nie był problem. Najważniejsze, że nie było przede mną żadnych maruderów.
Od startu poszło mocne tempo. Najważniejszym było utrzymanie koła i jazda w cieniu na pierwszych podjazdach. Wszystko szło dobrze i zgodnie z planem, aby nie stracić czołówki z oczu. Wszystko szło dobrze do około 4km, czyli połowy rundki. Był to 2 podjazd, kiedy zacząłem czuć, że nogi mam jakby z betonu:/ Jak to się mówi, zacząłem kręcić do tyłu. Najpierw zaczęło mi uciekać czoło grupy. Zostałem za Filipem z Dream Team i przez pewien czas się tasowaliśmy. Niestety na podjeździe do wierzy kryzys się nasilił... Puściłem koło rywala i starałem się jechać możliwie mocno. Obejrzałem się za siebie nikogo. Uff, całe szczęście. Jednak zacząłem mieć do siebie pretensję, że nie po to tyle się namęczyłem na treningach i zniosłem 4h w pociągu, muszę walczyć. Więc na koniec zacząłem podkręcać tempo i znów zobaczyłem Filipa. Miałem zająca, wystarczyło go dorwać. Tym bardziej, że za wieżą był wjazd w singla, który dzięki opadom stał się jeszcze bardziej techniczny. To była moja szansa. Szansa na OTB... Wjechałem w sekcję zbyt pewien siebie i szybko dostałem lekcję pokory. Trochę się potłukłem, bywa.
Usłyszałem, że zbliżają się kolejni zawodnicy. Była to czteroosobowa grupka. Zdążyłem chwycić rower i ściągnąć go ze ścieżki, żeby nie przyczynić się do czyjegoś upadku. Minęli mnie, więc i ja się wbiłem w siodełko. Nie było to jednak zbyt kolorowe... Biodro nawala jak cholera przy każdym ruchu nogi, łokieć daje znać o każdej nierówności. Zacisnąłem zęby i jechałem dalej. Niestety rytm był nie taki, jakim być powinien. Pozostała część pierwszego kółka to było przyzwyczajanie się do "bólu" i powrót do rytmu. Na ostatnim sztywnym podjeździe udało się wrócić na obroty. Pościg rozpoczął się na nowo.
W połowie drugiego kółka doszedłem grupkę 4 zawodników, którzy minęli mnie po upadku. Pierwszy sztywniejszy podjazd, jeden za mną. Drugi, kolejnych dwóch. Został jeszcze chłopak z Wheeler Teamu. Chwilę za nim jechałem, aż do kolejnego podjazdu, który wyciągał z łydki ile się da. Został za mną. Trochę ulżyło. Jednak widok dwójki zawodników na szczycie każdego z podjazdów, kiedy ja je zaczynałem wzmagał we mnie wolę walki. Tym bardziej, że na końcu drugiej rundy tata(dzielnie mnie dopingował, pomimo nieprzychylnej pogody) krzyknął "dawaj, jesteś 10". Nie stanąłem w korby, bo wiedziałem, że mam jeszcze dwa kółka i kilka mocnych podjazdów na każdym z nich. Jednak wiedziałem, że zwolnić nie mogę. Do tego szybka kalkulacja w głowie i wyszło mi, że w M2 jestem 4. Cóż, byle dowieźć wynik, a jak się uda to wejść wyżej.
Całe trzecie kółko starałem się zachować dystans miedzy sobą, a chłopakiem z Wheeler Team. Robiłem coś, czego robić się nie powinno i oglądałem się za siebie. Ale miałem spokojniejszą głową, bo w jakiś sposób mogłem kontrolować przebieg ścigu między nami. Uspakajało mnie tym bardziej to, że na każdym z podjazdów znikał. Niestety wypłaszczenia też były i prawie dało się odczuć jego oddech na karku. Postanowiłem wycisnąć ile się da na jagodowym(jeden z dwóch następujących po sobie sztywnych podjazdów, gdzie jechało się praktycznie z młynka). Cóż, w połowie okrążenia zaczął padać deszcz... Na śliskim już jagodowym zrobiło się jeszcze gorzej. Udało się wjechać do połowy, koło zaczęło kręcić się w miejscu. Więc wypad z siodełka i biegiem do góry, starając się nie zwracać uwagi na kurcze w łydkach w czasie biegu. Dystans utrzymany, wszystko prawie w najlepszym porządku. Prawie, bo nadal jechałem 4:/
Na czwartym, ostatnim kółku bez zmian. Ale pojawiła się iskierka nadziei na lepszy wynik. Bo dwójka, która na podjazdach była w zasięgu wzroku zaczęła być coraz bliżej mnie. Baa... Zrobiło się ich trzech. Ten trzeci, miał wyraźnie gorsze tempo, ale nadal był przed. Stopniowi go dochodziłem. Jak zobaczyłem, że jest to chłopak z M2, wykrzesałem z siebie wszytko, co jeszcze miałem. Jeden podjazd jest bliżej. Zjazd jeszcze bliżej. Wjechaliśmy na szutrowy podjazd do wierzy. Początkowo traciłem z 10m, ale szybko jego przewaga stopniała i byłem już przed nim. Słyszałem, że wsiadł mi na koło. Nie trwało to zbyt długo. Zrzucenie koronkę niżej z tyłu, podkręcenie tempa i... Cisza, został. Zobaczyłem tylko, że kolejna osoba zniknęła na wjeździe do singla, gdzie na pierwszym kółku przeleciałem przez kierownicę. Zmotywowany popędziłem za nim. Cóż na jagodowym znów zszedłem z roweru. Ale do tej pory nie wiem, czemu szedłem a nie biegłem. Bywa. Drugi sztywny podjazd. Tym razem w siodełku, a ścigany przeze mnie zawodnik szedł. To była moja szansa. Cóż... Nie udało się go dogonić. Utrzymał dystans do samego końca i na mecie miał 9 sekund przewagi. Gdyby tylko był jeszcze jeden podjazd, albo chociaż okrążenie.
Tak czy inaczej było dobrze. Zaliczyłem OTB, pozbierałem się i dojechałem na pudle.
Mogę mieć i mam do siebie pretensję o parę rzeczy. Chociażby to, że stając na starcie ciągle czułem, że coś mam w żołądku. Dalej. Głupi błąd i wywrotka, której można było uniknąć. Tak na marginesie... OTB zaliczone dzięki wypinającym się pedałom... Do tego podczas gleby straciłem licznik...
Po wszystkim jeszcze wizyta w ambulansie, co by rany przemyć i kąpiel bike'a w prysznicu polowym. Pomimo 21 lat na karku, nadal uważam, że woda utleniona jest narzędziem tortur wymyślonym do zadawania bólu osobom i tak już cierpiącym z powody uszkodzenia skóry :P
Podsumowując. Dystans wyścigu 32km, 4 rudny po 8km z 5 mocnymi i 3 też dającymi się odczuć podjazdami na każdej pokonany raczej dobrze i teraz już nic nie zmienię. Mogę tylko wyciągnąć wnioski.
Uplasowałem się na następujących pozycjach:
OPEN 8/51
M2 3/10
Łączny czas drugiego wyścigu na Ochli to 1:29:25
Każde okrążenie osobno z zajmowanym na nim miejscem:
1) 00:21:40/13
2) 00:22:08/9
3) 00:22:59/9
4) 00:22:38/8
Po wyścigu sytuacja w generalce wygląda następująco:
OPEN 6 (3296pkt)
M2 3 (3536pkt)


Kategoria XCO, zawody

VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 - Świdnica - start

  • DST 33.12km
  • Teren 33.12km
  • Czas 01:20
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 188( 94%)
  • HRavg 180( 90%)
  • Kalorie 1424kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 czerwca 2012 | dodano: 26.06.2012

Kąpielom błotnym mówimy stanowcze NiE © wasp91zg

Start tym razem odbył się pod Zieloną Górą w Świdnicy. Są tam ładne tereny i trzeba przyznać, że wykorzystano ich potencjał szykując fajną trasę. Oto jej PROFIL Od początku długi podjazd, który z każdym metrem robił się troszkę sztywniejszy, po czym szybki i szeroki zjazd przerwany singlem, który wybijał plomby z zębów.
Ciekawy byłem co mi ten start przyniesie, bo zupełnie nie byłem przygotowany. Ba, obudziłem się zmęczony jak po całym dniu pracy:/ Jednak trzeba się brać w garść i wykrzesać ile się da z tego co się ma.
Także z pozytywnym nastawieniem poczyniłem stosowne przygotowania i wybrałem się na miejsce startu. Niestety samodzielne, bez dopingu, a szkoda. Przed startem uciąłem sobie jeszcze pogawędkę z zawodnikiem „Dream Teamu” i udałem się na kreskę.
W oczekiwaniu na upragniony start © wasp91zg

Stałem na pograniczu drugiego i trzeciego rzędu, więc nie było źle:) Po puszczeniu zawodników zaczęło się przedzierani do przodu. Ciekawym było wyjście z pierwszego zakrętu na drugiej pozycji. Niestety nie potrwało to długo i chwilę później łyknęło mnie trzech zawodników. Dwóm z nich utrzymałem koła do końca pierwszego podjazdu, a później jechałem sam. W tym momencie zaczęły pojawiać się problemy. Mianowicie po osiągnięciu szczytu zacząłem tracić oddech, a z nóg zeszło wszystko:/ Tak dojechałem do mety. Najprawdopodobniej sam też się wykończyłem psychicznie, bo ciągle w duchu sobie powtarzałem, że jestem 5. No i stało się, bo zaczęli mnie mijać kolejni zawodnicy. Najgorsze w tym było to, że objeżdżali mnie bez najmniejszego problemu i wysiłku(tak to wg mnie wyglądało), kiedy ja walczyłem o każdy obrót korb. Tak więc na drugim kółku spadłem daleko do tyłu stawki i raz pomyliłem trasę przez swoje gapiostwo…
Ale nie poddawałem się, chociaż miałem taką głupia myśl. Zwłaszcza pokonując podjazd z ciągłymi skurczami raz w prawej, raz w lewej łydce. Ewidentne zmęczeniówki, co za tym idzie… Moje obawy o brak treningu spełniły się…
Prawa, lewa, albo obie jednocześnie gryzły © wasp91zg

Tak też próbując podczas podjazdu naciągać łydki i przestając na chwilę kręcić toczyłem się(dosłownie) dalej:/ W końcówce też brakło sił do walki na finiszu. W skrócie: tragiczny start, ale niosący ze sobą mnóstwo nauki.
Ukończyłem dość żenująco, bo:
OPEN 15/68
M2 6/11
Notując łączny czas 1:20:29 i na poszczególnych okrążeniach(wraz z miejscami)
1) 0:15:02/5
2) 0:16:30/14
3) 0:16:24/14
4) 0:16:27/14
5) 0:16:06/15
Koniec końców trochę upadłem w generaliach, ale wyścigi jeszcze przede mną, będzie o co walczyć i na co pracować podczas treningów:
OPEN: 8 (2630pkt)
M2: 3 (2804pkt)
prawie jak podium :/ © wasp91zg


Kategoria XCO, zawody

VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 - Zielona Góra - start

  • DST 42.41km
  • Teren 42.41km
  • Czas 01:35
  • VAVG 26.78km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 1533kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano: 13.06.2012

Tym razem start miał miejsce przy Zielonogórskim MOSiRze. Niestety wiadomość ta nie napawała optymizmem od samego początku, bo tamtejsze tereny są tragicznie płaskie, gdzie niegdzie przeplatane kopnym piaskiem.PROFIL Jednak iskierka nadziei była... Do momentu objechania trasy...

GP@Zgora © wasp91zg

Dzień rozpoczął się standardowym przygotowaniem, jednak samopoczucie zaraz po przebudzeniu było bardzo słabe. Z czasem się poprawiło, ale coś mi mówiło, że to nie mój dzień. Tym bardziej, że zapomniałem pasa do pulsometru i muszę przyznać, że zepsuło mi to humor jeszcze bardziej. Pomimo tego, chciałem dać z siebie ile mogłem i nie ulegać tym "frustracjom".
Chociaż rundka to było lotnisko jakich mało i nienawidzę takich płaskich tras(poprzednia edycja była znacznie przyjemniejsza jak dla mnie), chciałem pokazać się z najlepszej strony i dalej walczyć o punkty w generalce. Do przejechania było 8 okrążeń liczących nieco ponad 5km.
Od początku starałem się pilnować, żeby nie zrobić żadnej głupoty. Udało się nawet na starcie ustawić w 2-3 rzędzie.
ostatnie chwile skupienia © wasp91zg

Tak, więc wszystko było na dobrej drodze. Do momentu startu... Miałem problem z wpięciem nogi, co trochę wytrąciło mnie z rytmu. Ale po usłyszeniu charakterystycznego "klik" znów stanąłem w korby, żeby gonić czoło. Jechało się świetnie do połowy trasy, gdzie czekał singielek przy strumieniu(niestety równie płaski, jak cała trasa). Tam wszytko się rozciągnęło i pierwsi zawodnicy zniknęli mi z oczu. Załapałem się do małej grupki, która przez resztę okrążenia wchłonęła paru zawodników. Wtedy zaczęliśmy jechać po zmianach, żeby dogonić jeszcze więcej osób. W pierwszej fazie, a raczej do końca pierwszego koła pracowało nas 4. Na drugim kółku już 3... Tendencja spadkowa się utrzymała i koniec końców, od połowy czwartego kółka ciągnąłem grupkę około 9-10 osób solo.
Pociąg na zielonogórskim GP © wasp91zg

jakiś taki niewyraźny wyszedłem... © wasp91zg

Trochę zbyt dałem się ponieść ambicjom, co miało efekt w końcowej fazie wyścigu. Jednak jakoś jestem z siebie zadowolony, bo na siódmym okrążeniu za moimi plecami 3 osoby. Nie wiem czy ja mocno pociągałem, czy inni mieli gorszy dzień. Ale jest to dość sympatyczne. Na nieszczęsnym siódmym okrążeniu wyskoczył zza moich pleców zawodnik z numerem 13(za wszelką cenę chciałem dojechać przed nim, bo jesteśmy "ramię w ramię" w generalce). Pociągnął mocno i wstępnie udało mi się usiąść mu na kole, ale nogi już nie podawały tak jak wcześniej. Niestety po krótkiej pogodni skapitulowałem, bo nie było już z czego wykrzesać mocy. Dalej ciągnąłem grupkę, ale już liczącą łącznie 3 osoby.
ostatnie kółko... © wasp91zg

Pech chciał, że kolejny zawodnik, tym razem z WHEELER TEAM'u pociągnął na koniec 7. koła. Utrzymałem się, nawet go minąłem na początku ostatniego koła. Atak powtórzył przed singlem i nadal udawało się go przytrzymać. Jechałem ile "fabryka dała". Niestety przy trzecim ataku gdzieś w 3/4 okrążenia okazał się mocniejszy. Tak, więc dwójka, która została za mną odjechała mi. Jednak cały czas miałem ich w polu widzenia. W taki sposób dojechałem do mety na 12 pozycji ogólnie i, co znacznie gorsze, na 5 w kategorii. Najbardziej boli fakt, że widziałem jak brązowy medal przekraczał linię mety. Cóż... Będzie się trzeba odegrać następnym razem w Świdnicy 24.06, a tam górki już się mogą pojawić:)
rower - jedyny element, który nie zawiódł © wasp91zg

Podsumowując. Pojechałem ambitnie i na 100%. Mało rozważnie, ale dostałem nauczkę, żeby w przyszłości nie ciągnąć grupy tylko trzymać się koła, jak to zrobili Ci, którzy w końcówce mnie minęli. Ewentualnie wysuwać się na czoło gdzieś przy podjeździe i rwać grupę, bo to potrafię. Poza tym trasa nie będzie moją ulubioną, ale nie mogę powiedzieć, że była tragiczna, chociaż nie najgorsza.
Czasy osiągane na okrążeniach i pozycje na nich zajmowane były następujące:
1) 0:11:24 / 4(?!Na bank błąd?!)
2) 0:11:43 / 14
3) 0:11:56 / 10
4) 0:12:13 / 10
5) 0:12:13 / 11
6) 0:12:11 / 10
7) 0:12:03 / 12
8) 0:12:07 / 12
Uplasowałem się po III wyścigu na następujących pozycjach oraz w klasyfikacjach:
- ścig:
OPEN: 12/57
M2: 5/10(35sek straty do brązu)
- generalka:
OPEN: 7(1975pkt) i 17pkt straty do 6.
M2: 3(2110pkt) i 23pkt straty do 2.
no to pięć © wasp91zg

Na marginesie. Chyba w ramach rekompensaty w losowaniu nagród padł mój numer, dziwi to tym bardziej, że to pierwszy przypadek wygranej w losowaniu w moim życiu!:D Może powinienem zagrać w "lotka" :P
może jeszcze totka skreślę?:P © wasp91zg


Kategoria XCO, zawody

VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 - Ochla - start

  • DST 34.81km
  • Teren 34.81km
  • Czas 01:28
  • VAVG 23.74km/h
  • VMAX 48.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 185( 92%)
  • HRavg 177( 88%)
  • Kalorie 1534kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 maja 2012 | dodano: 29.05.2012

na trasie w Ochli © wasp91zg

Kolejny, drugi już start w tegorocznej edycji Zielonogórskiego GP MTB Amatorów za mną. Tym razem start na kąpielisku Ochla, również pod Zieloną Górą.
Oczywiście rutyna jak przed każdym startem, wczesna pobudka, śniadaniowy makaron i ostatnie spojrzenie na rower, czy aby na 100% działa. Nastawienie bojowe, ale nadal pozytywne. Chociaż przyznam, że chciałem się odkuć za poprzedni start i chociaż w M2 załapać się, na tzw. szerokie podium. Pogoda sprzyjała, słonecznie, ale z delikatnymi chmurkami, słaby i przyjemny wiatr. Nic tylko się ścigać:)
kierunek start © wasp91zg

Niestety, jeśli chodzi o ściganie, znów przed startem popisałem się… Znów… Zająłem strategiczne miejsce na końcu grupy przy linii startu... Jak ja to robię, że za każdym razem powtarzam ten sam błąd?!
aaaa... klasycznie:/ © wasp91zg

Niestety po starcie trzeba było się przepychać do przodu, żeby możliwe mało maruderów blokowało na pierwszym podjeździe. Także poza pierwszym łukiem, zaraz po starcie, szło się na łokcie przy kąpielisku. Wjazd do lasu i w dalszym ciągu mijanki. W pewnym momencie usłyszałem niepokojący huk za plecami, tak jakby ktoś miał bliższy kontakt z drzewem. Niestety przy tej ilości ludzi i drzew dookoła siebie nie było możliwości obejrzenia się i sprawdzenia czy dobrze usłyszałem. Teraz już się nie dowiem...
jedź! jedź!!! NO JEDŹ!!! © wasp91zg

Pierwsze metry w lesie pokonywane tak, żeby chociaż widzieć czoło stawki. Po pierwszym ostrzejszym łuku, a wjazdem na wzniesienie straciłem ich z pola widzenia. Ale tempa nie zmniejszałem i na podjeździe był slalom pomiędzy pozostałymi zawodnikami. Delikatny zjazd i wjazd w fajną ścieżynkę najeżoną korzeniami. Zamysł był taki, żeby wjechać w nią z przodu obojętnie jakiej grupy, udało się.... Prawie... Na czele grupki wjechałem, ale na rzeczonej ścieżce znajdował się już koniec poprzedniej grupki... Który niewiedzieć czemu miał z tym miejscem problemy?! Chwilowe zwolnienie tempa i znów atak. Kolejne podjazdy, tym razem sztywniejsze i zjazd. Oj ten to był ciekawy. Łatwy, szybki, dający wytchnienie nogom. Choć miał przyjemne elementy, w postaci korzeni, na których przy sporych prędkościach fajnie się skakło:D Niestety jak to bywa po zjeździe musi być podjazd, więc znów z obrotu. Tym razem przed sobą miałem grupkę, którą goniłem do końca rundki. Dochodziłem ich na podjazdach, ale przy wypłaszczeniach i zjazdach za bardzo odpuszczałem i mi znów odjeżdżali.
Na drugim kółku złapałem chłopaków na podjeździe i powiedziałem sobie, że tym razem mnie nie zerwą. Przy podjazdach trochę walki z nimi. Do tego pomoc sprzętowa w postaci blokady skoku na stojących podjazdach była jak znalazł:) Trzymałem ich aż do końca drugiej rundki, ale cała grupka się nie ostała. Na poszczególnych podjazdach, a zwłaszcza dojeżdżającym do wieży, mega sztywnym. Raczej to nie było podjeżdżanie, a kinetyczna stójka. Wrzucony młynek i heja pod górkę.
Na trzeciej rundce wyszedłem na pierwszym podjeździe na czoło grupki i chłopaki zaczęli się rwać. Bardzo budujące, jak inni nie wytrzymują narzuconego tempa na podjazdach:) Także od połowy 3 koła jechałem sam, goniąc zawodnika RANTu. Doszedłem go po ostatniej sekcji podjazdów przed linią start-meta. Na płaskim odcinku powtarzałem sobie w duchu "nie urwiesz mnie, nie urwiesz". Nie urwał.
w pogoni za kolejnym... © wasp91zg

Na ostatnie kółko wjechaliśmy wspólnie. Będąc już w lesie puścił mnie i myślałem, że pojedziemy po zmianach, żeby jeszcze parę osób dorwać. Ku mojemu zaskoczeniu i uciesze(powiedzmy) po pierwszym podjeździe obracam się, licząc na to, że wyjdzie na przód. A tu niespodzianka... Kolega został urwany na pierwszym i to łagodnym podjeździe:/ Szkoda... Ale nie można było odpuścić i cisnąłem już sam do końca co sił w nogach. Nogi zaczynały mocniej kąsać, ale parło się na przód. Więcej dubli, brak zająca do gonienia. Miłe wrażenie było przy dublowaniu. Wszyscy słysząc zbliżającą się, dyszącą osobę ładnie na podjazdach schodzili ze ścieżki i dawali miejsce. Miłe, bardzo miłe. Ale trochę szkoda, że nie było kogo gonić. Taka rundka w samotności się zapowiadała. Chociaż światełko pojawiło się na chwilę przed ostatnią sekcją podjazdów. Chłopak w białej koszulce i ładnie cisną. To nie mógł być dubel. Zaczęła się pogoń, bo i mało do mety zostało. Niestety nie udało się dopaść "zająca", ale jego widok skutecznie dokręcił moje tempo.
meta 34,813km 1h28min58sek © wasp91zg

Po dojechaniu do mety, moment na złapanie oddechu i zwrot chipa oraz numeru startowego. Cały zakurzony i zadowolony, bo dałem z siebie wszystko rozejrzałem się po okolicy startu. Była nadzieja, że jakoś w czubie dojechałem, bo mało osób z rowerami stało przy bramie. Ale trzeba było wyczekać ogłoszenia wyników.
Po ścigu oczekiwanie ciągnęło się strasznie, ale z to pogoda przyjemna. W międzyczasie mogłem odczyścić twarz z kurzu i porozmawiać z rodzicami. Koło 13:40 pojawiły się wyniki. Tu miłe zaskoczenie. Byłem z początku listy. Mianowicie czas, jaki osiągnąłem(1:28:58) dał mi następujące lokaty:
OPEN: 8/73
M2: 2/15(PUDŁO!!!)
hiah ^^ © wasp91zg

Jazda w moim wykonaniu i odczuciu była równa, co pięknie zobrazował wykres na pulsometrze(niestety nie mam jak zamieścić) i czasy razem z pozycjami na poszczególnych kółkach:
1 - 0:22:01 / 13
2 - 0:22:07 / 13
3 - 0:22:17 / 9
4 - 0:22:23 / 8
Mimo dobrych pozycji pozostaje niedosyt w postaci klasyfikacji OPEN na tej rundzie. Szkoda, że nie udało się załapać na "szerokie podium", ale sporo zabrakło chociażby do 6. miejsca(50sek).
W efekcie pozycje przeze mnie zajmowane w klasyfikacjach generalnych wyglądają następująco:
OPEN: 7. (1294pkt) i 48pkt straty do 6.(276pkt do 1.)
M2: 2. (1398pkt) i 30pkt straty do 1.
Następny razem trzeba się bardziej postarać, a to już 10.06 na obiekcie MOSiR'u w Zgorze:)
minuta dla fotoreporterów :P © wasp91zg


Kategoria XCO, zawody

AZS MTB CUP Wrocław - start

  • DST 23.15km
  • Teren 23.15km
  • Czas 01:29
  • VAVG 15.61km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 190( 95%)
  • HRavg 176( 88%)
  • Kalorie 1525kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 maja 2012 | dodano: 20.05.2012

Wrocław = szybko i technicznie © wasp91zg

Start w pierwszej w życiu edycji AZS MTB CUP wypadł na trasę, moim zdaniem, morderczą. Nie dość, że ścig odbył się na wrocławskim K2, znanym również jako wrocławskie Kilimandżaro, do tego przy żarze lejącym się z nieba. Większość osób zna interwałową naturę tego miejsca, więc nie będę się rozpisywał. Jedynie trzeba zaznaczyć, że podjazdy były w paru miejscach prowadzone po bardzo sztywnych podjazdach, a część zjazdów wyciskała wszystko. Śmiesznym jest, że na zjazdach większości się odpoczywa, ale niestety tu nie miało to miejsca... Wręcz wyciskały wszystko z umiejętności riderów. W jednym miejscu nawet przewidziano "chicken way", to chyba świadczy wystarczająco o poziomie.
drop? © wasp91zg

Ale od początku. Start trochę opóźniony, ale tylko o 10min, bywa. Start kategorii U23 i Elita miał miejsce na szutrowej dojazdówce, przy której był bufet. Na starcie było ponad 60chłopa... Rozpoczęło się od ustawiania zgodnie z klasyfikacją generalną oraz punktami PZKOLu. Fajna sprawa. No i standardowo Wojciech zajął strategiczną pozycję na samym końcu stawki;| Odnoszę wrażenie, że to jakieś fatum, bądź moja głupota... Po starcie dojazd do pierwszego podjazdu i... Korek;|
aaa... korek... klasycznie:/ © wasp91zg

A później podejście w żółwim tempie, bo trasa nie miała jak pomieścić wszystkich. No i tak z buta dostałem się na szczyt kili. Później zjazd i dawaj znów pod górkę. Mijało się ludzi i było się mijanym, jak w kalejdoskopie. Jednak chyba zachowałem się rozsądnie i widząc na niektórych podjazdach(czy podbiegach, jak kto woli), że na dwie osoby przede mną ktoś się zacina i zsiada na środku ścieżki i podjazdu, złaziłem z siodła już na początku, żeby siły oszczędzać.
sztywnych podjazdów było pod dostatkiem © wasp91zg

Podczas pierwszej części podjazdów i przed pierwszym wypłaszczeniem zacząłem mijanie. Później siedziałem na kole i znów atak na podjazdach. Przy jednym dłuższym i szerszym, idealnym na mijanie, nie oszczędzałem się i dawałem ile fabryka dała, no i to kolejny punkt do mijania był. Niestety męczyło to strasznie, ale późniejszy będąc na początku grupki na zjeździe, nie do opisania. Aż dotarło się do najbardziej skomplikowanego zjazdu.
przednie kółko już w powietrzu © wasp91zg


to co tygryski lubią najbardziej © wasp91zg

Był przy nim wspomniany już chicken way. Ani razu z niego nie skorzystałem i wychodziło mi to na dobre. Pewnie więcej osób tam minąłem jadąc krótszą, ale bardziej techniczną drogą. Pamiętam jednego chłopaka z polibudy Poznańskiej, z którym się dość długo ciąłem i ostatecznie tam udało mi się go łyknąć. Dzięki czemu już nie widziałem go przed sobą. Ale wcześniej sporo mijanek z nim było, ot miły akcent. Na kolejnych podjazdach od strony wałów bywało różnie. Raz źle obrałem ścieżkę i musiałem się wypiąć. Raz mnie zblokowali, co doprowadziło do tego samego...
jeden z wielu sztywnych podjazdów... © wasp91zg


...a za moment znów podjeździk © wasp91zg


Także 4/6 pokonałem z siodła:) Mijanie i jazdy w drobniejszych poszarpanych grupkach miały miejsce aż do 3 kółka, kolejne 3 jechałem sam... Trochę szkoda, bo nie było tego czynnika naciskającego, dzięki któremu jechałbym szybciej. Jednak dawałem z siebie wszytko, żeby później nie żałować.
ostatnie metry © wasp91zg

Po dojechaniu do mety nie miałem już sił na cokolwiek. Rower padł na ziemię tak samo jak ja. Dawno mi się tak dobrze nie leżło:P
Pierwszego dubla dostałem pod koniec 4 kółka, trochę wstyd i demotywacja. Ale nie będę mierzył się z pewnymi osobami, bo są najzwyczajniej w świecie poza zasięgiem... Ogólnie zdublowało mnie 5 osób, przez co zamiast założonych 7 kółek zrobiłem 6...
Intrygował mnie pewien TRZASK na jednym przejeździe przez wały. Przez myśl przeszło mi, że coś z ramą, ale rower jechał nadal niewzruszony. Po zakończeniu wyścigu okazało się, co to było... Posiedziałem sobie trochę, zebrałem siły, wstałem łapię za rower, a tu suprise... Tylne koło ledwo się toczy. Patrzę na hample, wszystko okej. To mi dało do myślenia. Zerknąłem na zacisk koła i eureka. Koło mi wyskoczyło z tylnich widełek, przez co pięknie sobie tarło oponą o klocek hamulcowy, skutecznie je hamując:/ Po tym dotarło do mnie, czemu miałem aż tak wyraźny dołek po 4 okrążeniu... Ech, zdarza się. Następnym razem trzeba będzie je mocniej zacisnąć. Ale poza tym incydentem nic się z rowerkiem nie działo:D
No i trzeba zaznaczyć, to jak bardzo pokrzepiał doping koleżanki Magdaleny(Maratonka), która poświęciła taki piękny dzień, żeby spędzić go przy trasie. Ogromne dzięki! Do tego zdjęcia robiła w całkiem ciekawych miejscach i na 100% pojawią się tu jak tylko je otrzymam:) Także rozmowa po wyścigu i bidon były bardzo pokrzepiające:)
Zakończyłem na 12 miejscu w U23, jednak ostateczny wynik będzie znany jakoś w poniedziałek albo wtorek. Co nie zmienia faktu, że wynik zacny:)

No i do wglądu film z trasy oraz profil:


Kategoria XCO, zawody

VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 - Drzonków - start

  • DST 38.38km
  • Teren 38.38km
  • Czas 01:32
  • VAVG 25.03km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 182( 91%)
  • HRavg 172( 86%)
  • Kalorie 1533kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 maja 2012 | dodano: 14.05.2012

przed startem nasrój pozytywny :) © wasp91zg

Już drugi raz w tym sezonie stanąłem na linii startu. Tym razem, praktycznie rzecz biorąc, rodzimej miejscowości, a przynajmniej w swoich okolicach. Co więcej, start ten odbył się w miejscowości, w której na nowo rozpocząłem przygodę ze startowaniem w tej pięknej dyscyplinie. Czyli w miejscowości Drzonków pod Zieloną Górą, a dokładniej na tutejszym WOSIRze. Do trasy i miejsca czuję sentymet, ale odczuwam wyraźny niedosyt po tym starcie.
koncentracja przed startem © wasp91zg

Podobnie jak w zeszłym roku, dałem ciała po całej linii z ustawieniem się na starcie. A padre mówił idź stań, bo znów będzie kiepsko. Ja niestety swoje i mam nauczkę na przyszłość, że starszych się słucha i bez gadania. Stanąłem w okolicy 3 rzędu zaraz przy barierce. Do tego sędzia przesunął całą stawkę kawałek do tyłu, żeby zeszłorocznych debeściaków ustawić w pierwszej linii. Nie przeszkadza mi to, a nawet chwali się taką postawę wobec nich. Ale to nie było największe zmartwienie. Bo przede mną było dwóch, nie bójmy się określenia, starszych gości. Miałem nadzieję, że chociaż będą potrafili stanowczo wystartować.
mocy przybywaj... © wasp91zg

Niestety klasycznego startowego trzepactwa nie dało się uniknąć i razem ze startem... Stanąłem w miejscu, a później zacząłem się toczyć... Żeby w ostateczności lecieć prawie po barierkach, dodatkowo sprawiając zagrożenie dla innych i siebie. Ale cóż, widocznie trzeba się przyzwyczaić. Albo stanąć w pierwszym rzędzie gdzieś na środku, zostać przesuniętym o jeden i mieć spokój. Spróbuję na kolejnym starcie.
Wracając do ścigu. Pierwsze kółko jechane prawie w trupa, a właściwie pierwsze 2km i później trochę mocniej żeby możliwie dużo osób minąć(postanowienie na kolejne kółka, to było jechać swoje i widać opłaciło się to). Na pierwszym i jedynym podjeździe, jak w zeszłym roku zrobił się zator. Jednak delikatnie wilgotna ziemia i dobrze napompowane oponki dały dość przyczepności, aby pójść środkiem i minąć sporo osób. Później charakterystyczny był długi, płaski zjazd, na którym trzeba było dokręcać. Mnie za każdym razem tam ktoś, kogo na podjeździe minąłem dochodził... Miało to jednak swoje plusy, bo mogłem schować się w jego cieniu i trochę odpocząć. Aby chwilę przed skrętem w singla przyatakować i wysunąć się na wygodną pierwszą pozycję. Co w ostateczności prowadziło do urwania tymczasowego towarzysza. Tak było przez pierwsze 3 kółka. Kolejne 2 jechałem sam, mijając albo dublując zawodników.
pewnego okrążenia © wasp91zg

Na całej trasie były 4 fajne elementy. Wspominany już pierwszy podjazd. Następnie singielek, który prowadził delikatnie pod górkę, ale po dość nierównej ścieżce i najlepiej jechało się go stojąc w korbach. Kolejnym, a właściwie kolejnymi elementami były dwa trawersy, po nawrotach. Na koniec kolejny singielek na chwilę przed metą, gdzie dało się rozwinąć całkiem sporą prędkość i mijało się drzewka na centy:)
A najlepszy w całym wyścigu był doping rodziców, którzy dzielnie marzli na przysłowiowym końcu świata przez 1,5h, od startu aż do samej mety:)
wjazd na metę © wasp91zg

Żadnych ciekawszych, wyróżniających się wydarzeń nie było. Poza tym, że standardowo spierdzieliłem finish, lądując na 3 miejscu i niżej w generalce... Ech, trzeba to dopracować w przyszłości.
to nazywasz finishem?! © wasp91zg

Znów kondycyjna trasa, o bardzo niskim poziomie trudności. No i właśnie jakiś technicznych sekcji mi brakowało strasznie, a zwłaszcza zjazdów. Za to trasa była do przejechania dla każdego, a o to chyba orgowi chodziło i szanuję to;) Bo o zabawę tu chodzi i przebywanie z ludźmi o podobnej zajawce. Gdzie mogę stanąć obok jakiegoś gościa i swobodnie powymieniać się doświadczeniami sprzętowymi i pośmiać z tego jak człowiek kombinuje, żeby tylko mógł pójść pokręcić.
Niestety nie zabrakło przytyku, że jeżdżę na KROSSie, ale mam to gdzieś. Nie mieli okazji sprawdzić i nie wiedzą, że ich ramy też się sprawdzają świetnie;P
cukry proste po wyścigu = snickers © wasp91zg

Parę suchych danych.
Planem było sprawdzenie sprzętu po ostatnich naprawach oraz swojej dyspozycji. Sprzęt wypadł genialnie. Do siebie mam trochę żalu, bo brakuje szybkości, ale wytrzymałościowo wyszło super, podobnie jak technika(według mnie równie dobrze). O wytrzymałości poświadczył wykres w pulsometrze, który od 7. minuty znajdował się cały czas w najwyższej strefie. Już na linii startu powiedziałem sobie "pierwsze dokręcić, 3 kolejne jechać swoje i na koniec pojechać tyle, ile fabryka dała". Udało się to zrealizować, chociażby patrząc na czasy / zajmowane na kółkach pozycje:
1 - 0:18:39 / 32
2 - 0:18:25 / 32
3 - 0:18:26 / 29
4 - 0:18:47 / 28
5 - 0:18:36 / 28
Ogółem wyszło 1:32:53 na dystansie 38.385km, także źle nie jest, ale może być lepiej. Ukończyłem na pozycjach:
OPEN 28/101
M2 8/18
Czas pokaże na kolejnych startach, czy jest jakiś progres. W planach są 20.05 - AZS Cup Wrocław oraz 27.05 - VI Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2012 na kąpielisku Ochla w Zielonej Górze.


Kategoria zawody, XCO

V Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2011 - start

  • DST 48.00km
  • Teren 48.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 185( 92%)
  • HRavg 175( 87%)
  • Kalorie 1903kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano: 28.08.2011

Start w pierwszych zawodach na składaku spod mojej ręki. Ogólnie zadowolony jestem, bo pozycja na mecie przeszła najśmielsze myśli:D M2 6/21 i OPEN 28/70. Najważniejsze, że rower pokonał całą trasę bez zająknięcia.

Niestety przespałem moment ustawiania się na starcie i zająłem honorowe miejsce na środku ostatniego rzędu. Także od startu było ciągłe mijanie kolejnych zawodników, żeby zająć dogodne miejsce przed pierwszym(i jedynym) stromym podjazdem. Pokonałem go "na dziko" obok ścieżki za zawodnikiem z grupy "Pro Race", z którym później jechałem. Za tym podjazdem zostawiłem za sobą około 50 zawodników. Później jazda za i przed zawodnikiem z Pro Race'u. Dotrzymałem mu kroku do 3. okrążenia, na którym na singlowym odcinku zostałem przyblokowany przez mijanego zawodnika i dotychczasowy towarzysz mi uciekł. Później wspólnie pracowało się z innymi zawodnikami, których się sumiennie doganiało, a później mijało. No i dublowało się też maruderów. Kryzys mnie dopadł na ostatnim okrążeniu(nie byłem świadom, że to ostatnie koło) i trochę zwolniłem z myślą o kolejnych kilometrach. Trochę żałuje, że nie spytałęm się taty(dzielnie dopingował, dał mi bidon podczas jazdy i pewnie zanudził się zupełnie przez te prawie 2h), które to okrążenie. Gdybym wiedział to pojechałbym w trupa, ale cóż... Na samej mecie wtopiłem z finiszem i z grupy 3. osób, w której przez ponad pół okrążenia nadawałem tempo, dojechałem ostatni. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem zadowolony ze swojego pierwszego startu.
Co do samej trasy. Nie była techniczna(poza pierwszym podjazdem), połowa to singlowe odcinki, a haczykiem trasy był wymagający kondycyjnie jej charakter. Przez cały dystans trzeba było równo kręcić i pilnować kadencji, żeby nie tracić czasu i sił.

Przed startem, szykowanie do rozgrzewki

Ostatnie poprawki i kasowanie luzów na butach

Feralny moment staru



Na trasie


Wreszcie koniec:P

Do podium jeszcze trochę brakuje


Kategoria zawody, XCO