AZS MTB CUP Wrocław - start
-
DST
23.15km
-
Teren
23.15km
-
Czas
01:29
-
VAVG
15.61km/h
-
VMAX
41.10km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
HRmax
190( 95%)
-
HRavg
176( 88%)
-
Kalorie 1525kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wrocław = szybko i technicznie
© wasp91zg
Start w pierwszej w życiu edycji AZS MTB CUP wypadł na trasę, moim zdaniem, morderczą. Nie dość, że ścig odbył się na wrocławskim K2, znanym również jako wrocławskie Kilimandżaro, do tego przy żarze lejącym się z nieba. Większość osób zna interwałową naturę tego miejsca, więc nie będę się rozpisywał. Jedynie trzeba zaznaczyć, że podjazdy były w paru miejscach prowadzone po bardzo sztywnych podjazdach, a część zjazdów wyciskała wszystko. Śmiesznym jest, że na zjazdach większości się odpoczywa, ale niestety tu nie miało to miejsca... Wręcz wyciskały wszystko z umiejętności riderów. W jednym miejscu nawet przewidziano "chicken way", to chyba świadczy wystarczająco o poziomie.drop?
© wasp91zg
Ale od początku. Start trochę opóźniony, ale tylko o 10min, bywa. Start kategorii U23 i Elita miał miejsce na szutrowej dojazdówce, przy której był bufet. Na starcie było ponad 60chłopa... Rozpoczęło się od ustawiania zgodnie z klasyfikacją generalną oraz punktami PZKOLu. Fajna sprawa. No i standardowo Wojciech zajął strategiczną pozycję na samym końcu stawki;| Odnoszę wrażenie, że to jakieś fatum, bądź moja głupota... Po starcie dojazd do pierwszego podjazdu i... Korek;| aaa... korek... klasycznie:/
© wasp91zg
A później podejście w żółwim tempie, bo trasa nie miała jak pomieścić wszystkich. No i tak z buta dostałem się na szczyt kili. Później zjazd i dawaj znów pod górkę. Mijało się ludzi i było się mijanym, jak w kalejdoskopie. Jednak chyba zachowałem się rozsądnie i widząc na niektórych podjazdach(czy podbiegach, jak kto woli), że na dwie osoby przede mną ktoś się zacina i zsiada na środku ścieżki i podjazdu, złaziłem z siodła już na początku, żeby siły oszczędzać.sztywnych podjazdów było pod dostatkiem
© wasp91zg
Podczas pierwszej części podjazdów i przed pierwszym wypłaszczeniem zacząłem mijanie. Później siedziałem na kole i znów atak na podjazdach. Przy jednym dłuższym i szerszym, idealnym na mijanie, nie oszczędzałem się i dawałem ile fabryka dała, no i to kolejny punkt do mijania był. Niestety męczyło to strasznie, ale późniejszy będąc na początku grupki na zjeździe, nie do opisania. Aż dotarło się do najbardziej skomplikowanego zjazdu. przednie kółko już w powietrzu
© wasp91zgto co tygryski lubią najbardziej
© wasp91zg
Był przy nim wspomniany już chicken way. Ani razu z niego nie skorzystałem i wychodziło mi to na dobre. Pewnie więcej osób tam minąłem jadąc krótszą, ale bardziej techniczną drogą. Pamiętam jednego chłopaka z polibudy Poznańskiej, z którym się dość długo ciąłem i ostatecznie tam udało mi się go łyknąć. Dzięki czemu już nie widziałem go przed sobą. Ale wcześniej sporo mijanek z nim było, ot miły akcent. Na kolejnych podjazdach od strony wałów bywało różnie. Raz źle obrałem ścieżkę i musiałem się wypiąć. Raz mnie zblokowali, co doprowadziło do tego samego... jeden z wielu sztywnych podjazdów...
© wasp91zg...a za moment znów podjeździk
© wasp91zg
Także 4/6 pokonałem z siodła:) Mijanie i jazdy w drobniejszych poszarpanych grupkach miały miejsce aż do 3 kółka, kolejne 3 jechałem sam... Trochę szkoda, bo nie było tego czynnika naciskającego, dzięki któremu jechałbym szybciej. Jednak dawałem z siebie wszytko, żeby później nie żałować.ostatnie metry
© wasp91zg
Po dojechaniu do mety nie miałem już sił na cokolwiek. Rower padł na ziemię tak samo jak ja. Dawno mi się tak dobrze nie leżło:P
Pierwszego dubla dostałem pod koniec 4 kółka, trochę wstyd i demotywacja. Ale nie będę mierzył się z pewnymi osobami, bo są najzwyczajniej w świecie poza zasięgiem... Ogólnie zdublowało mnie 5 osób, przez co zamiast założonych 7 kółek zrobiłem 6...
Intrygował mnie pewien TRZASK na jednym przejeździe przez wały. Przez myśl przeszło mi, że coś z ramą, ale rower jechał nadal niewzruszony. Po zakończeniu wyścigu okazało się, co to było... Posiedziałem sobie trochę, zebrałem siły, wstałem łapię za rower, a tu suprise... Tylne koło ledwo się toczy. Patrzę na hample, wszystko okej. To mi dało do myślenia. Zerknąłem na zacisk koła i eureka. Koło mi wyskoczyło z tylnich widełek, przez co pięknie sobie tarło oponą o klocek hamulcowy, skutecznie je hamując:/ Po tym dotarło do mnie, czemu miałem aż tak wyraźny dołek po 4 okrążeniu... Ech, zdarza się. Następnym razem trzeba będzie je mocniej zacisnąć. Ale poza tym incydentem nic się z rowerkiem nie działo:D
No i trzeba zaznaczyć, to jak bardzo pokrzepiał doping koleżanki Magdaleny(Maratonka), która poświęciła taki piękny dzień, żeby spędzić go przy trasie. Ogromne dzięki! Do tego zdjęcia robiła w całkiem ciekawych miejscach i na 100% pojawią się tu jak tylko je otrzymam:) Także rozmowa po wyścigu i bidon były bardzo pokrzepiające:)
Zakończyłem na 12 miejscu w U23, jednak ostateczny wynik będzie znany jakoś w poniedziałek albo wtorek. Co nie zmienia faktu, że wynik zacny:)
No i do wglądu film z trasy oraz profil:
Kategoria XCO, zawody