zawody
Dystans całkowity: | 2051.40 km (w terenie 1720.50 km; 83.87%) |
Czas w ruchu: | 107:31 |
Średnia prędkość: | 19.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.50 km/h |
Suma podjazdów: | 26457 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 184 (96 %) |
Suma kalorii: | 83635 kcal |
Liczba aktywności: | 76 |
Średnio na aktywność: | 26.99 km i 1h 24m |
Więcej statystyk |
Nowy sezon, a wraz z nim nowe wyzwania
Po przedsezonowych rozmowach z managerem grupy, doszliśmy do wniosku iż w tym roku skupię się na startach w wyścigach XCM. Złożyło się na to kilka wewnątrz teamowych kwestii, jak również moje możliwości i wnioski wyciągnięte z zeszłorocznych startów. Jednak kwintesencji kolarstwa górskiego, jakim jest XCO, nie odpuszczę i na kilku imprezach tego typu również się pojawię. W tym na krajowym czempionacie w Sławnie. Kalendarz na ten rok jest więc wyraźnie ukierunkowany na konkretne starty, ale niemniej ambitny. Same daty i miejsca gdzie będę w tym roku stawał na starcie są następujące:
- 29.03.2015 - Mitteldeutschlandcup MDC-XC - Bautzen[Niemcy]
- 19.04.2015 - Puchar Polski XCM (Maratony Kresowe) - Michałowo
- 03.05.2015 - Puchar Polski XCM (Gogol MTB) - Połczyn Zdrój
- 17.05.2015 - Puchar Polski XCM (Cyklokarpaty) - Kluszkowce
- 23.05.2015 - Bike Maraton - Wałbrzych
- 29-31.05.2015 - Akademickie Mistrzostwa Polski MTB XC - Jelenia Góra
- 07.06.2015 - Puchar Polski MTB XCO (Górale na Start) - Boguszów Gorce
- 13.06.2015 - Bike Maraton - Wisła
- 21.06.2015 - Puchar Polski XCM (Bike Maraton) - Jelenia Góra
- 11.07.2015 - Bike Maraton - Szklarska Poręba
- 16-19.07.2015 - Mistrzostwa Polski MTB XCO - Sławno
- 25.07.2015 - Puchar Polski XCM (Bike Maraton) - Bielawa
- 09.08.2015 - Puchar Polski MTB XCO - Tuchów
- 14-16.08.2015 - Horal Tour - Svit[Słowacja]
- 22.08.2015 - Bike Maraton - Myślenice
- 06.09.2015 - Puchar Polski XCM (Mazovia) - Olsztyn
- 13.09.2015 - Puchar Polski XCM (GP Kaczmarek Electric) - Wolsztyn
- 20.09.2015 - Mistrzostwa Polski w maratonie MTB - Obiszów
- 03.10.2015 - Puchar Polski XCM (Skandia Maraton Lang Team) - Kwidzyn
Oczywiście mogą pojawić się pewne zmiany, ale będzie to raczej kosmetyka podyktowana zmianą terminu imprezy(co już miewało miejsce w latach ubiegłych), albo zmiana lub rezygnacja z imprezy przez jakieś zdarzenie losowe. Mogą również pojawić się jakieś dodatkowe starty, gdy nadarzy się taka okazja. Pewne są natomiast starty pucharowe, zwłaszcza w Pucharze Polski XCM, które będą dla mnie priorytetem zaraz po Akademickich Mistrzostwach Polski i Mistrzostwach Polski XCO i na te imprezy będzie położony największy nacisk. Ale również będę chciał powalczyć o indywidualną lokatę w klasyfikacji generalnej Bike Maraton i stanowić mocny punkt w teamie w walce o obronę zeszłorocznego pierwszego miejsca w klasyfikacji drużynowej.
Karty zostały rozdane i już w tym miesiącu czeka mnie pierwsze wyścigowe przetarcie, a za parę tygodni wyścigowa karuzela zacznie się na nowo kręcić. Jak to będzie wyglądało i co z tego wyjdzie? Okaże się w swoim czasie. Póki co forma jest wciąż szlifowana. Choć ostatnie testy pozwalają być dobrej myśli, ponieważ jestem w lepszej dyspozycji jak byłem w tym samym czasie rok temu. Przyznam szczerze, że nie mogę się już tego wszystkiego doczekać! :)
Kategoria mniej rowerowo, XCM, XCO, zawody
Coś się kończy, coś zaczyna... ;)
Niemniej co do samego roku 2014, był to chyba pierwszy tak intensywny sportowo rok, w całości przejechany z niesamowitymi i pozytywnie zakręconymi ludźmi! I wydaje mi się, że również pełen sukcesów. Może nie było spektakularnych wygranych, czy stałych wizyt na podiach. I jak to w tym sporcie bywa, zdarzyły się również gorsze momenty i rozczarowania. Jednak krok po korku realizowałem, to co chciałem, co miałem założone. Oczywiście nie osiągnąłbym tego, gdyby nie wsparcie drużyny, sponsorów, menagera i trenera. Także wszystko co się na to złożyło było dla mnie nowością i nigdy przedtem nie miałem okazji do jazdy i uprawiania kolarstwa w tak profesjonalnej odsłonie. Oraz wiele sił i motywacji czerpałem z wsparcia najbliższych i tych ciut mniej bliższych ;)
Co do nadchodzącego roku 2015… Będzie wiele nowego i będzie się działo na pewno. Choć wiem, że czekające wyzwania nie będą dotyczyć tylko roweru i startów. Cóż, nikt nie mówił że będzie lekko ;) Wyciągając wnioski z tego wszystkiego co już było, wiem co należy poprawić i na czym się skupić. Motywacja do działania jest i wiem, że będę dokładać wszelkich starań, aby w nadchodzącym sezonie nie zawieść na żadnym z pól.
Jeszcze raz dziękuję za wsparcie otrzymane minionego sezonu! Gorąco dziękuję za Wasz doping, który niejednokrotnie pomagał pokonać siebie! Pragnę tym samym życzyć wszystkim Wam i każdemu z osobna szczęścia w nowym roku ;) Żeby noga podawała i do zobaczenia na starcie! ;)
Kategoria 4fun, mniej rowerowo, sprzęt, trening, XCM, XCO, zawody
Jak wygląda sezon, gdyby spojrzeć na niego jako na same liczby?
No to lecimy ;)
336 dni – ilość dni od rozpoczęcia przygotowań(11.11.2013) do ostatniego wyścigu(05.10.2014)
24817min – tyle czasu spędziłem na treningach i wyścigach
10483,2km – taki dystans pokonałem w poziomie
82501m – tyle pokonałem w górę
Na te liczby złożyło się:
215 – liczba jednostek treningowych, w tym:
- 107 – treningi na rowerze szosowym
- 55 – treningi na rowerze górskim
- 23 – treningi na trenażerze(z konieczności)
- 12 – treningów biegowych
- 11 – treningów na siłowni
- 7 – treningów na basenie
20978min – czas spędzony na treningu(nie wliczając w to regeneracji, która jest istotnym elementem treningu)
51055m – liczba pokonanych pionów w sezonie 2014
26 – dni startowe
3839min – czas jazdy podczas wszystkich startów
1471,8km – liczba kilometrów wszystkich startów
31446m – liczba pionów zaserwowana przez organizatorów wyścigów
22 – wyścigi przejechane i ukończone w sezonie 2014, w tym:
- 10 – wyścigi XCO
- 11 – wyścigi XCM
- 1 – wyścig etapowy
0 – ilość wyścigów nieukończonych/z których się wycofałem
4 – liczba startów z wstępnie planowanych, w których nie wystartowałem z różnych powodów
3 z 4 – zrealizowane założenia treningowe na sezon 2014
3 z 4 – zrealizowane założenia startowe na sezon 2014
10 – rozrobionych puszek 700g koncentratu napoju izotonicznego
1 – puszka z napojem regeneracyjnym
72 – żele wysokoenergetyczne z kofeiną
15 – fiolek z magnezem
6 – fiolek z kofeiną
5 – batoników wysoko energetycznych
7 – batonów białkowych po/przed startowych
1 – komplet opon do treningów w terenie
3 – opony zużyte podczas startów
2 – komplety klocków do hamulców tarczowych na oba koła
1 – komplet opon do treningu na rower szosowy
2 – buteleczki z oliwą do łańcucha(1x suche warunki, 1x wilgotne warunki)
2 – tubki smaru do łożysk
2 – zestawy linek do przerzutek
3 – liczba połamanych koszyczków na biodny
1 – skrzywiony hak przerzutki
0 – kapci podczas wyścigów :)
Ponadto olbrzymie liczby opakowań makaronu, woreczków z kaszą, nabiału, wody i innych napojów przed/po wyścigu oraz wszelkiej maści owoców i warzyw.
Same wyścigi wyglądały tak:
Wszystko kiedyś się kończy i tak właśnie mój miesięczny urlop rowerowy dobiega końca. Pora zakasać rękawy i wziąć się do roboty z przygotowaniami do nadchodzącego sezonu, aby w przyszłym roku jeszcze podnieść swój poziom.
Kategoria basen, running, trenażer, trening, XCM, XCO, zawody
Świeradów-Zdrój i Zabrze - ostatnie areny zmagań sezonu 2014
-
DST
96.30km
-
Teren
95.00km
-
Czas
05:00
-
VAVG
19.26km/h
-
VMAX
68.40km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
HRmax
175( 92%)
-
HRavg
184( 96%)
-
Kalorie 3892kcal
-
Podjazdy
2626m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnia edycja Bike Maratonu, jak również mój przedostatni
start sezonu miały miejsce w Świeradowie Zdrój. Nastawienie bojowe, choć w
nogach już nie było świeżości, do tego pogoda idealna na ściganie i można
powiedzieć, że trasa już znana(zmyślne połączenie 2. i 4. etapu z Bike
Adventure). Wiedząc co się kryje za profilem dystansu giga(73km i 2200m w pionie), od początku
jechałem z głową, pamiętając na jakie podjazdy warto zachować więcej sił. Od
startu nie poszło najlepiej. Nogi jakby twarde, ale nie było tragicznie. Grupa
szybko się rozciągnęła i czoło było poza moim zasięgiem. Na pierwszym
asfaltowym odcinku do góry, musiałem mocno się zagiąć żeby rywalizacja o
przyzwoite miejsca nie odjechała beze mnie. Z kilometra na kilometr twarde nogi zaczęły odpuszczać i jechało mi się coraz lepiej. Równo, swoje. Pilnując kadencji i
oddechu, dbając o jedzenie i picie. Podręcznikowa jazda tym co się ma na koniec
sezonu. Początkowo jechałem na czele małej grupki, z której do wjazdu na
szybkie szutry w dół pozostał jeden zawodnik. Chwilę później doszła nas spora
grupa z Bartkiem i Piotrem z teamu, chwilę zanim rozpoczęły się kolejne
podjazdy, gdzie znów dyktowałem tempo aż do podjazdu na wysoki kamień. Tam
przydały się siły zaoszczędzone we wcześniejszej fazie ścigania, kiedy na
przekór kilku zawodnikom z pierwszej grupki nie chciałem na siłę dochodzić do
grupy, którą i tak po drodze „wchłonęliśmy”. Po rozpoczęciu podjazdu na wysoki
kamień trochę podkręciłem tempo i na szczycie po grupie już nie było śladu,
został Bartek kilka metrów za mną. Do blisko 50km jechaliśmy we dwójkę. Później
chwila jazdy samemu i dyktowania sobie tempa, do momentu kiedy między tylny
trójkąt a koło wszedł kij z leśnej przecinki. Po uporaniu się z niespodzianką
jazda dalej i po kilku metrach znów niespodzianka, zaciągnięty łańcuch z
przodu. Ponowne zejście z roweru i chwilę później jazda dalej, teraz już z dwójką
zawodników do samego końca nawiązując współpracę na ostatnich szutrowych
podjazdach. Ostatecznie kończąc zmagania na 7. miejscu OPEN i 4. w kategorii M2! Tym samym odnotowałem swój najlepszy występ na Bike Maraton’ie od kiedy startuję!
Nie będę
ukrywać, że było to bardzo miłe zakończenie, bo po całym sezonie mogłem wreszcie
wyjść na upragnione podium. Szerokie, bo szerokie, ale zawsze lepsze to niż
otarcie o nie jak na wszystkich poprzednich wyścigach. Do tego z chłopakami
ponownie zaznaczyliśmy swoją dominację wygrywając wśród drużyn open!
Po wszystkim odbyły się dekoracje klasyfikacji generalnych. Tu w kategorii wiekowej na dystansie GIGA uplasowałem się na 6. miejscu. Co uważam za sukces, bo znalazłem się wśród nie lada wycinaków :) Równie ważne co
indywidualne miejsce, było zajęte miejsce wśród drużyn open. W tej klasyfikacji
Mitutoyo DEMA PWR Team stanęła na zasłużonym i sumiennie wpracowanym najwyższym
stopniu podium! Ponadto zdobyliśmy brąz w kategorii drużyn sport :)
Po tak owocnym zakończeniu części maratońskiej nie można było
sobie pozwolić na nadmierne świętowanie. Choć nie mówię, że takiego nie było ;)
Następnego dnia jechaliśmy na finałową edycję AZS MTB Cup w Zabrzu. Tym samym
ostatni start i ostatnie sponiewieranie się na wyścigu XCO w sezonie. Wyjazd
wcześnie rano i parę godzin w aucie. Na miejscu wszystko szybko się załatwiło,
trasa znana, więc nie było też specjalnego parcia na wnikliwe jej objechanie. Rozpoczynając
rozgrzewkę wiedziałem, że to nie mój dzień… Na siodełku nie mogłem usiedzieć, a
pętla poprowadzona po względnie płaskim terenie z leśnymi wyrypkami, raczej nie
nastrajała pozytywnie. Do tego w nogach nie było krzty sił… Mimo to chciałem
dać z siebie co mogłem, żeby właściwie zamknąć rok. Przezornie na starcie
ustawiłem się za Patrykiem i Grześkiem z teamu, bo wiedziałem że dysponują
atomowym startem i łatwo będzie się przebić do przodu. Niestety szczęście nie
dopisało Patrykowi i po komendzie startowej łańcuch odmówił mu współpracy.
Zostałem z tyłu, a pierwsza część poprowadzona wąskim trawersem nie sprzyjała
wyprzedzaniu. Chwila zachowawczej jazdy, szersza ścieżka i zaatakowałem. Szybko
minąłem kilku(nastu?) zawodników i goniłem dalej.
Czoło z Grześkiem z drużyny
było już dawno z przodu, ale odpadający od niego zawodnicy byli w zasięgu i
sukcesywnie ich mijałem. Niestety odcinek poprowadzony wzdłuż zakładu
produkcyjnego był tak rozmoczony, że o jeździe nie było mowy. Co okrążenie
miotałem się przebiegając przez to bagienko, wybijając się z rytmu. Ale każdy
miał takie same warunki. Na 3 z 9 okrążeń doszedłem do dwójki zawodników. Po
jakimś czasie walczyłem już tylko z jednym z BSA, to ja odchodziłem albo on mi,
robiąc przy tym niezliczoną ilość dubli. Ostatecznie na przedostatnim okrążeniu
udało mi się skutecznie przeciwnikowi uciec. Samotnie pokonując ostatnie
półtorej okrążenia wjechałem na metę. W późniejszym rozrachunku okazało się, że
byłem 4 w Elicie i 3 w klasyfikacji AZS mężczyzn, do tego ponownie z chłopakami
„ogoliliśmy” drużynówkę! :)
Jakby nie patrzeć, zakończenie sezonu było owocne i jestem z
niego bardzo zadowolony. Jak z całego sezonu, który był dla mnie bardzo
intensywny i sumiennie przepracowany. Jednak nie mógłbym wystartować we wszystkich tych wyścigach, gdyby nie wsparcie sponsorów i teamu. Bardzo chcę podziękować firmie Mitutoyo Polska, DEMA Bicycles, AMP Polska, Brubeck oraz firmie KTJ Kolor za okazaną pomoc oraz wsparcie sprzętowe. Teamowi i kierownictwu Mitutoyo DEMA PWR Team za
okazanie zaufania, cierpliwość i danie możliwości startu we wszystkich istotnych
imprezach oraz pomoc przy treningach i podczas sezonu. Nie zapominając o moim trenerze
Grzegorzu, który łatwej przeprawy ze mną nie miał i sporo w tym jego zasługi,
że w tym sezonie prezentowałem tak dobry poziom sportowy, o niebo lepszy od
tego w z zeszłego roku.
Teraz pora na chwilę zasłużonego odpoczynku, moment
zapomnienia w diecie i relaks oraz skupienia uwagi na sprawach bardziej
doczesnych, jak chociażby uczelnia ;) Oby tylko jesień jak najdłużej była
przychylna i pogoda sprzyjała jak największej liczbie coffee ride’ów
oraz wypadów na górskie ścieżki :) Póki co, dziękuję wszystkim Wam za wsparcie,
doping(ten pozytywny), ciepłe słowa oraz wiarę we mnie podczas tego sezonu!!!
A za czas jakiś postaram się o zbiorcze podsumowanie
całego sezonu w liczbach i pewnie nie tylko ;)
Stay tuned! :D
Kategoria XCM, XCO, zawody
Błotne zakończenie lata - Bike Maraton #9 Polanica-Zdrój
-
DST
70.10km
-
Teren
65.00km
-
Czas
03:11
-
VAVG
22.02km/h
-
VMAX
54.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
185( 97%)
-
HRavg
174( 91%)
-
Kalorie 2689kcal
-
Podjazdy
1501m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Profil maratonu w Polanicy-Zdrój nie zapowiadał większych
trudności z pokonaniem trasy. Cały poprzedzający tydzień pogoda napawała
nadzieją na dobre warunki do ścigania. Jednak wieczór i noc przed zweryfikowała
tę nadzieję, soczyście podlewając deszczem. Po raz kolejny start na maratonie,
na którym na pewno nie będzie pylić… Cóż, także najświeższy do startu nie
podszedłem, przez cały tydzień odczuwając efekty startu w poprzedni weekend.
Choć akurat tego dnia, pierwszy raz od MPków nie miałem ciężkich nóg z rana.
Także iskierka nadziei na dobry rezultat i utrzymanie czołówki gdzieś się
pojawiła. Niestety pierwszy długi asfaltowy podjazd zweryfikował kto, co i jak. Szybko
rozciągnięta stawka podzieliła się na grupki. Myśląc o utrzymaniu miejsca w
klasyfikacji generalnej, starałem się pilnować tych ze zbliżoną liczbą punktów.
Czysta kalkulacja i próba jazdy taktycznie, ale jednak chęć walki o najwyższe
lokaty i głód wejścia chociażby na szerokie podium nakręcały do mocnej jazdy.
Pod koniec podjazdu pozostałem w małej grupie z zawodnikami z Bielawy i
Andrzejem z Romet’a. Każdy pracował podczas pierwszej dużej pętli, co było
swego rodzaju nowością dla mnie względem poprzednich edycji. Jednak po
rozjeździe mega/giga pozostałem sam. Na bufecie usłyszałem, ze jestem 7 na
dystansie giga. Wiadomo, że jest to pozycja plus/minus, ale jednak na pewno
byłem w TOP10. Niestety nogi już nie te i zauważalnie wolniej pokonywałem
dystans, jak za pierwszym razem. Mimo to w myślach powtarzałem sobie, że muszę
dowieźć tą lokatę z nadzieją, że dzięki temu uda się stanąć indywidualnie na
scenie. Cóż plan był, ale z realizacją już ciężej, bo samotne pokonywanie trasy
nie sprzyjało. Głównie na mało nastromionych lub płaskich szutrach dało się
czuć, że jadę wolniej niż poprzednio w grupie, choć więcej musiałem włożyć w to siły.
Po 15min samotnej
jazdy zobaczyłem, że nachodzi mnie kilkuosobowa grupa. Najpierw starałem się im
uciec, jednak jazda w grupie po łatwych szutrach była niezaprzeczalnym atutem, w
przeciwieństwie do samotnej szarży. Lekko odpuściłem i po kilku minutach
zostałem doścignięty przez grupkę. Chwilę przewiezienia się na kole, złapanie
drugiego oddechu i zacząłem pracę na zmianach. Tym razem poza zawodnikiem z
Rowerowy Bytom, nie było chętnych do współpracy… Niestety plan na zajęcie
dobrej pozycji odjechał na 54km wraz z twardniejącymi i przestającymi naciskać
w korby nogami. Tym samym schodząc ze zmiany spłynąłem z grupy widząc jak
powoli się oddala, wiedząc że straciłem w tym momencie 5 pozycji. Na długim błotnym zjeździe odrobiłem jednak to co straciłem
przez twardniejące nogi i zobaczyłem niedawnych towarzyszy w bliskiej
odległości. Przełączyłem się w tryb pościgu i szybko pokonywany zjazd, jeszcze zmniejszył dystans, ale z
rozsądkiem bo po drodze było mijanych mnóstwo ogonów z krótszych dystansów(zawodnicy ci albo stali, albo leżeli w błocie skutecznie blokując ścieżkę na której mieścił się jeden rower). Na domiar złego później zaczęły się idiotyczne
sztajfy, obłożone przez ogony, zmusiły do pchania roweru. O dziwo podbiegi
pokonałem bez skurczów i w zadowalającym tempie. Na którymś z podbiegów udało
się minąć jedną osobę z tych co mi odjechały, wciąż mając pozostałych „w
zasięgu ręki”. Niestety zabrakło dystansu, pewnie też sił i nie odrobiłem wystarczająco
odległości na ostatnim zjeździe, aby minąć kolejnych byłych towarzyszy, kończąc
zmagania po 3h11min28sek na 12 pozycji OPEN i 7 w kategorii M2. Znów blisko
podium ale jednak wciąż za daleko… Mimo to zdobyte punkty przydały się ekipie i
wraz z chłopakami znów stanęliśmy na najwyższym stopniu podium wśród drużyn
męskich open, umacniając swoje prowadzenie w tej klasyfikacji generalnej!
Z wyniku z jednej strony jestem zadowolony, bo nie straciłem
punktów w klasyfikacji generalnej. Z drugiej jednak strony żałuję, że kryzys
kilkanaście kilometrów przed metą spowodował stratę 4 pozycji w ostatecznym
rozrachunku i odjazd dobrego rezultatu. Nie będę ukrywać, że dyspozycja nie
była taka jak bym tego sobie życzył, choć dałem z siebie wszystko i skończyłem bardzo
ujechany. Cóż długi sezon robi swoje i organizm już tak dobrze się nie
regeneruje, a każde kolejne wysiłki potęgują się wzajemnie i kryzysy okazują
się trudniejsze do pokonania, jak miało to miejsce jeszcze kilka tygodni temu.
Sezon powoli chyli się ku końcowi i choć teraz czekam tego
zakończenia, to wiem że za kilka tygodni znów będzie mi brakowało tego
wyścigowego dreszczyku ;) Teraz weekend bez startów. Ale za to aktywnie poza sportowo na targach w Kielcach, gdzie DEMA Bicycles zaprezentuje swoje nowości
na nadchodzący sezon(ciekawe co to za niespodzianki przygotowali, bo
informacyjne przecieki zapowiadają soczystą kolekcję ;) ). Później jeszcze
tylko jeden, wyścigowy weekend – finał Bike Maraton’u w Świeradowie-Zdroju i być może ostatnia
edycja AZS MTB Cup w Zabrzu lub przyjemny rozjazd całą ekipą w górach rozpoczynający
okres roztrenowania ;) Póki co mam nadzieję, że pogoda okaże się przychylna i
do końca sezonu wróci jeszcze piękna, ciepła złota jesień, a nogi wytrzymają
jeszcze trochę czasu!
Kategoria XCM, zawody
Mistrzostwa Polski XCM Obiszów 2014 - ostatnie zmagania sezonu na szczeblu mistrzowskim...
-
DST
101.10km
-
Teren
100.00km
-
Czas
04:43
-
VAVG
21.43km/h
-
VMAX
47.50km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
188( 98%)
-
HRavg
170( 89%)
-
Podjazdy
1787m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sam start, no cóż. Wiązałem z nim spore nadzieje. Na dobry wynik, na jakieś zaistnienie. Jakby nie patrzeć, był ostatnim startem w zawodach o takiej randze w sezonie. Pomimo rozpoczęcia dnia z dobrym samopoczuciem i nastawieniem na walkę, wyścig już tak rewelacyjny nie był. Przynajmniej w moim odczuciu. Moment startu, jak to zwykle, przespałem. Choć będąc rozstawionym w ostatnim rzędzie, będąc wyczytanym jako ostatni… Niewiele mogłem z tym zdziałać, ale szansa przeskoczenia był jak zawsze. Jednak asfaltowa dojazdówka mocno rozciągnęła stawkę i dojście, a później utrzymanie pierwszej grupy było poza moim zasięgiem. Na pierwszych sekcjach w górę w lesie minąłem część stawki i na tym zasadniczo zakończyła się rywalizacja w dłuższej perspektywie. Całość jeszcze bardziej się rozciągnęła, potworzyły się grupki i tak też się już jechało.
Jeszcze podczas pierwszego okrążenia minąłem 3 zawodników, z czego jeden z utrzymał mi koło do końca okrążenia. Jednak wjeżdżając na kolejne jechałem już sam. Tu pojawił się problem. Po około 20min drugiego okrążenia zacząłem wyraźnie odczuwać zmęczenie, pomimo regularnego picia i jedzenia. Spadek mocy był znaczny. Widać trudy(jak dla mnie) intensywnego sezonu zaczynają dawać o sobie znać. Poza tym najgorsze było to, że nikogo nie miałem w zasięgu wzroku ani przed, ani za sobą. Co fatalnie wpłynęło na motywację. Nie było kogo gonić, ani przed kim uciekać aby walczyć o lokatę. Do tego na mocniejszych podjazdach pod koniec rundy zaczęły twardnieć nogi. Bardzo zły znak, zważywszy na to, że miałem przed sobą jeszcze ponad okrążenie. Wjazd na ostanie kółko już na oparach tego co pozostało w nogach.
Jazda głową, choć i ona zaczynała odmawiać posłuszeństwa. Poza osłabnięciem fizycznym, dało się odczuć wyniszczenie psychiczne. Pojawiały się myśli o odpuszczeniu, bo i po co jechać dalej, skoro(tak mi się wydawało) jechałem ostatni i nikt mnie nie gonił, a wszyscy przede mną są poza zasięgiem. Mimo to chciałem ukończyć to jak należy, bo wycofania się bym jeszcze bardziej żałował w dalszej perspektywie, jak dotarcia do mety z fatalnym wynikiem. Ostatnie podjazdy na pewno były jednymi z najcięższych w sezonie. Mocno zakwaszony organizm wyraźnie mówił dość, ale udawało się jeszcze coś wykrzesać i zmotywować do wyjechania całości. Mimo słabej jazdy, po przekroczeniu mety pojawiła się niewielka satysfakcja z pokonania trasy i samego siebie. Jednak przyćmiła to świadomość wyniku, głównie czasu. Trasę mistrzostw pokonałem w 4h43min08sek. Dużo za dużo przy zakładanych maksymalnych 4h30min. Uplasowałem się na 20 miejscu wśród startujących z licencją. Może i dobrze, bo przed sezonem chciałem być na tej imprezie w TOP 25. Jednak ilość DNF na wynikach mówi sama za siebie… Pewnie trochę dzięki temu udało się to założenie zrealizować. Jednego jednak bardzo się upewniłem. Sprzęt na jakim się startuje jest bardzo istotny. I rower jako jedyny nie zawiódł, ani nie rozczarował podczas zmagań. Duże koło i węglowa rama Demy, bardzo pomogły znieść trudy tej imprezy.
Jednak pomimo nie najlepszego wyniku chciałbym podziękować sponsorom firmie Mitutoyo, DEMA Bicycles, AMP Polska, Brubeck oraz Brunox jak i drużynie za wsparcie w przygotowaniach i danie możliwości startu w tym wydarzeniu. Również bardzo dziękuję trenerowi, który doglądał mnie cały sezon i dbał o to żebym w odpowiednim momencie był w gazie i znacząco pomógł podnieść poziom sportowy.
Wracając do sedna, nie będę zbyt dobrze wspominać niedzielnego występu. Zabrakło tego czegoś. Czy to fizycznie nie wytrzymałem, czy skończyłem się psychicznie, jak nie było z kim się ścigać. Coś nie zagrało i tyle. Na pewno pokonałem siebie i swoje słabości to jest plus. Podjechałem każde wzniesienie i wyjechałem 3 razy tamtejszy najcięższy podjazd „Babę Jagę”, której w zeszłym roku nie mogłem pokonać dwukrotnie, a pokonałem okrążenia szybciej jak rok temu. Teraz pozostało sumiennie przejechać końcówkę sezonu, dając z siebie wszystko w nadchodzących startach. W ten weekend czeka Bike Maraton w Polanicy-Zdrój i walka o jak najlepszą lokatę, a później walka o miejsce w klasyfikacji generalnej całej serii. Może też w niedzielę uda się zaliczyć start na Jelenia Góra Trophy, albo pojawię się tam w roli kibica, bo widowisko na pewno będzie na najwyższym poziomie. Oby noga jeszcze podała te kilka weekendów ;)
Kategoria XCM, zawody
Bike Maraton Poznań. Słońce, szutry i średnia ponad 30km/h na maratonie MTB ;)
-
DST
99.05km
-
Teren
1.00km
-
Czas
03:08
-
VAVG
31.61km/h
-
VMAX
51.10km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
187( 98%)
-
HRavg
175( 92%)
-
Kalorie 4010kcal
-
Podjazdy
523m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poznańska edycja Bike Maratonu nie była niewiadomą od dłuższego czasu. Wiele kilometrów po płaskich szutrach i asfaltach zapowiadało szybki wyścig. Tak też było i kluczowym było dostanie się do dobrego pociągu albo nie odpuszczenie czoła. Przy takim układzie można było wysoko ukończyć, przy okazji podłapując kilka punktów do generalki. A że poznańska Malta przywitała słońcem, które towarzyszyło do końca ścigania, nie kręciło się źle.
Muszę przyznać, że stając w do połowy pustym pierwszym sektorze startowym lekko się łezka w oku zakręciła. Bo to tu, 3 lata temu na poznańskiej edycji, stając w 7 sektorze, powróciłem na ściganckie siodełko po kilkuletniej przerwie. Jednak czasu na wspomnienia nie było, bo od startu poszedł ogień i przez pierwsze asfaltowe kilometry prędkość przekraczała sporo 40km/h. Po wjeździe na szutry nieznacznie spadła, ale wciąż więcej jak 30km/h. Wiele o samym przebiegu rywalizacji nie potrafię napisać, bo jako takiej nie było. Chmury kurzu, pilnowanie zmian tempa i ciągła koncentracja żeby nie liznąć koła poprzedzającego zawodnika albo nie sczepić się kierownicami. To tyle, tak naprawdę. Bo zupełnie nic się tam nie działo. Prosto, prosto, skręt, przyśpieszenie i znów prosto. Zwolnień większych nie było, poza tymi kiedy się piło. Szarpnięcia też sporadyczne i każdy skok szybko był zlikwidowany. W czołowej grupie trzymałem się długo, bo sporo do ponad 60km i dawało to satysfakcję, dopóki nie nastąpił kryzys. Niestety walka o utrzymanie w czubie i długa jazda na tętnie niemal maksymalnym swoje zrobiła. Nie wytrzymałem kolejnego przyśpieszenia i najpierw spłynąłem, a później odpadłem od grupy. Po odpadnięciu od czoła, zobaczyłem za sobą mały pociąg i chwilę odczekałem żeby dać się przez nich doścignąć. Pierwotnie myślałem, że jazda na solo na niewiele się zda i szybciej, lepiej będzie w grupie. Byłem w błędzie, bo poza zawodnikiem z BodyICoach, nikt nie wychodził na zmianę, więc było tak jakbym jechał sam. Tu moim błędem było dawanie długich zmian bez większej przerwy, bo już na 74km nogi stwardniały i przysłowiowo zacząłem kręcić do tyłu. Zostałem z jednym zawodnikiem z grupki, z którym w miarę współpracowaliśmy i tak też dojechaliśmy do mety, po drodze zgarniając jeszcze jednego spadochroniarza. Walki na mecie też większej nie było, po prostu ją przekroczyliśmy kończąc zmagania.
Cały dystans jaki zaserwował organizator to 99km, na który potrzebowałem 3h09min45sek. Efekt? Średnia ponad 31km/h na „maratonie MTB”, 16 miejsce OPEN i 10 w M2, trochę słabo. Jednak w miarę sensowne punkty udało się złapać, a to był główny cel tego startu – nie stracić punktów przed ostatnimi dwoma górskimi edycjami. Jednak mam mieszane uczucia co do rezultatu, bo zawsze chce się więcej i mogło być więcej. Jednak w perspektywie zbliżających się Mistrzostw Polski XCM forma nie jest zła. W tym miejscu chciałbym gorąco podziękować Pawłowi Wojczal z Wojczal-Bike za pomoc, dzięki któremu mogłem na właściwym rowerze z właściwym rozmiarem kół wystartować w tej edycji!
Podsumowując. Było szybko, płasko i całe szczęście pogoda dopisała. Gdyby jeszcze zaczęło padać, to nie wiem czy zniósłbym aż taką ilość przyjemności jednego dnia :P Ale najważniejsze, że widać progres względem wyniku sprzed trzech lat. Wtedy na porywającym dystansie MINI osiągnąłem 99msc OPEN i 22 w M2. Teraz było trochę lepiej, bo na GIGA 16msc OPEN i 10 w M2. Choć mogę być w błędzie ;) Co więcej, pomimo niepełnego składu na tej edycji, stanęliśmy na podium! Tym razem było to trzecie miejsce wśród drużyn OPEN mężczyzn, ulegając teamom z wielkopolski.
Cóż, teraz przede mną ostatnie jazdy i już w tą niedzielę(14.09.2014) start w ostatnich Mistrzostwach Polski tego sezonu. Tym razem Obiszów i konkurencja XCM, czyli maraton MTB. Czekają mnie i innych licencjonowanych zawodników 3 pętle obiszowskiego bike parku, z czego każda liczy 35km i około 560m w pionie :) Trzymajcie kciuki! ;)
Kategoria XCM, zawody
Bike Maraton #7 Szklarska Poręba - best so far @BM series :)
-
DST
77.26km
-
Teren
77.26km
-
Czas
04:15
-
VAVG
18.18km/h
-
VMAX
67.10km/h
-
Temperatura
11.0°C
-
HRmax
180( 94%)
-
HRavg
167( 87%)
-
Podjazdy
2043m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do tego dzięki równej i mocnej jeździe całej drużyny zwycieżyliśmy w klasyfikacji druzynowej! Do czego również dorzuciłem swoją cegiełkę ;)
Kategoria XCM, zawody
Pościgane u Słowaków na "lejzi" w Horal Maraton 2014
-
DST
65.50km
-
Teren
65.50km
-
Czas
03:32
-
VAVG
18.54km/h
-
VMAX
54.70km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
HRmax
182( 95%)
-
HRavg
167( 87%)
-
Podjazdy
1876m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do startu w Horal Maraton podszedłem dość sceptycznie. Wybrałem średni dystans(73km i 2300m pionów), nazwany żartobliwie przez organizatorów "Lejzi". Choć daleko mu było do nazwy :P Poza chłopakami z teamu nie znałem nikogo kto startował i nie wiedziałem zupełnie jaki będzie poziom podczas wyścigu. Spora ilość opadów w tygodniu poprzedzającym start zapowiadała nienajlepsze warunki na trasie. Do tego doszła nieprzespana, w moim przypadku, noc poprzedzająca dzień wyścigu. Także przed startem wszystko było jedną wielką niewiadomą. Sam maraton rozpoczął się względnie spokojnie. Choć rywalizację rozpocząłem z końcówki stawki, to przebicie się do przodu nie stanowiło większego problemu i szybko zacząłem widzieć czoło stawki, jadąc w okolicy 6~8 miejsca. Do około 30 minuty rywalizacji miałem w zasięgu wzroku czub peletonu i Patryka, którzy jednak mieli większe tempo i po pierwszej sekcji zjazdów zniknęli mi z oczu. Później bez większej historii. Góra, dół jadąc swoim równym tempem, sporadycznie przejeżdżając przez strumień czy inną błotną kąpiel. Generalnie cały maraton to była jazda solo, pomimo jazdy w 3-osobowej grupce, wciąż to ja dyktowałem tempo. Dobrze mi się kręciło do około 2,5h jazdy, później niestety przyszedł kryzys i ostatnią godzinę jechałem, żeby jechać. Spory wpływ na taki stan rzeczy miały warunki panujące na trasie. Ciągle płynące błoto w zastraszającym tempie wypłukało smarowanie z łańcucha(dawno nie jechałem z tak głośno pracującym suchym napędem). Jednak pierwsze podjazdy i ten najdłuższy, niemal 10 kilometrowy, podjazd pokonałem w przyzwoitym tempie, naciągając na nich zawodników z 3-osobowej grupki.
Niestety kryzys spowodował to, że grupka mi odjechał, co trochę podkopało morale. Najwyraźniej po odwaleniu brudnej roboty, to oni zachowali więcej sił. Ostatecznie trasę dystansu Lejzi(który liczył 65,5km zamiast zapowiadanych 73km) pokonałem 3h32min05sek realizując swoje założenia na ten start(TOP15 Open i TOP10 w kategorii) plasując się odpowiednio na 9 i 6 pozycji. Pewnie mogłoby być lepiej, ale na całokształt złożyły się różne czynniki: warunki na trasie, suchy napęd od 30km, nieprzespana noc... Ale nie ma co doszukiwać się wyjaśnień, pojechałem co mogłem i mimo to jestem całkiem zadowolony. Na pewno w perspektywie zbliżających się MP w maratonie MTB muszę popracować nad wytrzymałością, bo tej ewidentnie w tym starcie mi zabrakło. Oby kolejne starty mi w tym pomogły, bo teraz rozpoczyna się ta maratońska część sezonu. A najbliższy start już w tą sobotę w Szklarskiej Porębie na Bike Maraton'ie!
Kategoria zawody, XCM
Bikelog reaktywacja, czyli Mistrzostwa Polski MTB okiem żółtodzioba
-
DST
23.80km
-
Teren
23.80km
-
Czas
01:37
-
VAVG
14.72km/h
-
VMAX
38.20km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
HRmax
185( 92%)
-
HRavg
177( 88%)
-
Kalorie 1052kcal
-
Podjazdy
831m
-
Sprzęt Lady in Red
-
Aktywność Jazda na rowerze
Generalnie rzecz biorąc, moje mistrzostwa rozpoczęły się nieco inaczej, już w czwartek podczas wyścigu sztafet. Inaczej, ponieważ pierwszy raz odpowiedzialny byłem za drużynę i organizację. Jednak tylko tego dnia. Generalnie wszystko było spoko i do przejścia. Jednak nie tyle był problem z załatwianiem formalności, co jeszcze z przyszykowaniem roweru żeby cały skład mógł wystartować w sztafecie. Mianowicie miał miejsce smutny incydent w dniu sztafety i skradziono Basi rower( Klik żeby pomóc), także startowała na moim sprzęcie. A że jako jedyny korzystam w teamie z pedałów Look(wg mnie jedyne słuszne), to trzeba było skądś załatwić na ten wieczór jakieś shi(t)mano. Ale dało się sprawę załatwić i od Przemka udało się pożyczyć pedała. Jeszcze względnie dopasować pozycję i Basia zdążyła objechać pętlę, uff… Także ile mogłem, to pomogłem ekipie przed startem i mocno za nich trzymałem kciuki. Stresując się sztafetą chyba niewiele mniej jak sami uczestnicy ;) Trzeba przyznać, że Basia, Gregory, Damian i Patryk dali radę przywożąc 6 miejsce!
W piątek z rana ruszyliśmy na trasę, żeby sprawdzić co to będzie i choć trochę uniknąć upałów. De facto pętla w tej sesji treningowej została przejechana w całości tylko raz, ale dokładnie i powtarzając po kilka razy co trudniejsze elementy. Choć i tak „szalonego drwala” nie odważyłem się zjechać i postanowiłem pokonywać go z buta(bezpieczniej i szybciej wg mnie). Po południu ponownie pojechaliśmy na trasę, ale tym razem w tempie spacerowym z zamiarem przejechania dwóch kółek bez przerw, powtórek, w miarę płynnie ale lekko. Poranne obadanie trasy dało jakiś pogląd jakimi ścieżkami jechać i spokojnym tempem udało się dość składnie całość pokonać. Oczywiście poza najgorszym zjazdem, drwalem. O flow podczas jazdy mowy i tym razem nie było. Po krótkiej sesji szybkie ogarnięcie się i do Środy Wlkp. dopingować Gregorego na eliminatorach.
Same eliminatory były widowiskowe za sprawą pętli i przeszkód na niej. Ale jak zaczęło zmierzchać, to zrobiło się dość niebezpiecznie. Teammate pojechał co mógł, w granicach rozsądku i dotarł do 1/8 finału. Tracąc 1/4 finału o błysk szprychy. Ale walka była i udało mu się nie popsuć siebie w przeciwieństwie do kilku innych startujących.
Sobota, jak to zazwyczaj na dzień przed startem, wprowadzenie do wyścigu. Spokojne objechanie pętli i jedno kółko w tempie 90% tempa wyścigowego. Standardowa przepałka. Po takim kółku utwierdziłem się w tym, że lekko nie będzie. Trasa i warunki były wymagające. Tym bardziej mając świadomość, że na starcie trasa będzie jeszcze bardziej rozjeżdżona. Jak to zwykle, wyścig elity jest na końcu, więc i jest najciężej.
Do tego krótka pętla z Dominikiem z WAK(więcej o WAK) żeby pomóc mu z czymkolwiek niepewnym przed jego startem i na bazę oszczędzać nogi. No prawie oszczędzać, bo jeszcze trzeba było wrócić na trasę dopingować młodego wymiatacza ;) A ten pojechał świetny wyścig, dojeżdżając w ścisłej czołówce przegrywając o pół koła miejsce na podium. Niemniej WOW! J I jeszcze tego samego dnia etapowe zwycięstwo Rafała Majki na TdF! No generalnie ekstra! Chwilę po południu dotarła plota, że najgorszy zjazd jest zmieniany przez organizatorów i postanowiliśmy go sprawdzić. Faktycznie stał się bardziej przejezdny i na wieczornym krótkim treningu to sprawdziliśmy. Pokonany kilka razy okazał się już mniej szalony jak był wcześniejszy szalony drwal. Teraz pozostało tylko czekać na start.
Dzień sądu, niedziela i… Nieprzespana noc. Choć właściwie to przespana, tylko zasnąć było ciężko, sen też rwany i pobudka równo z kurczakami, duuużo za wcześnie… Cóż temperatury jak z tropików w nocy i nad ranem, potworna ilość owadów w nocy i śpiew ptaków od godziny 4 rano, nie sprzyjają(przynajmniej mi) w dobrym śnie. Ale mimo to wstałem wypoczęty, więc wszystko grało. Rozpoczęła się taka standardowa przedstartowa rutyna. No poza pomocą Damianowi podczas wyścigu juniorów na bufecie, ale wspierać swoich trza ;) Generalnie jedynymi zmartwieniami przed wyścigiem było doglądnięcie roweru, zjedzenie makaronu w odpowiedniej ilości i o odpowiedniej porze, przygotowanie ciuchów, ostatnie rozmowy o tym co i jak z pętlą z osobami, które już swój wyścig skończyły. Norma.
Sam start był przewidziany na godzinę 16:30. Od 16:00 zatem rozgrzewka, ale w tym wypadku lekka. Już od samego przebywania na dworze było się wystarczająco rozgrzanym. Temperatura odczuwalna oscylowała wtedy gdzieś między 30’C a 35’C… Wręcz idealna do ścigania :P Po 15min trzeba się było stawić w okolicy startu, bo rozpoczynało się ustawianie zawodników.
Do startu przystąpiło 61 osób i nikogo z przypadku. Każdy umie się ścigać, coś sobą reprezentuje i w wyścigu jak ten jedzie ile może. Niestety zostałem rozstawiony z numerem 51 i byłem wyczytany dopiero do 7 linii, praktycznie na samym końcu(linii było 8). Plan na wyścig był dość prosty. Przebić się możliwie wysoko na rozbiegówce, ale nie „zbombić” się nadmierną szarżą, następnie równo mocno swoim tempem. W końcu do przejechania było 5 ciężkich zarówno fizycznie jak i techniczne okrążeń oraz rozbiegówka(połowa kółka, bez jednej sekcji technicznych singli). Założenie na MP miałem od lutego i nie zmieniło się w nim nic. TOP30. Do tego doszło poboczne – nie dostać dubla i usłyszeć dzwonek oznajmiający wjazd na ostatnie okrążenie.
Na 3min do startu, już przy bramie startowej siedząc na górnej rurze spojrzałem na garmina. Tętno 124bpm… Nie dało się ukryć, był stres. Ale już po komunikacie 30sek do startu, wyciszyłem się i to odczuwalnie(tętno też diametralnie spadło). 15sek do startu, nie było w tym momencie już odwrotu, sprawdzenie przełożenia i wyczekiwanie na start. Teraz wszystko było w moich rękach, a właściwie nogach :P Padła komenda START i… Jak to łatwo przewidzieć, zwyczajowo na wyścigach XCO spartaczyłem start lądując na końcu stawki. No prawie, bo były za mną jeszcze dwie osoby… Także na pierwszym asfaltowym podjeździe poszedł ogień(z resztą jak u wszystkich) i cisnąc co sił odrobiłem kilka lokat, znajdując się za kolegą z teamu na szutrowej dojazdówce. Grupa nie rozciągnęła się wystarczająco na pierwszych metrach prowadzących szerokimi drogami i wjeżdżając w sekcję techniczną zrobił się armagedon. Było bieganie, jechanie, prawie jechanie, bieganie łączone z jechaniem, upadki, przepychanie się... A wszystko to w jednej wielkiej chmurze kurzu wzbitego spod kół/butów zawodników. Do tego zaliczyłem glebę, spadając z wąskiego trawersu lekko się obijając. Kończąc rozbiegówkę zrobiło się bardziej przejezdnie za sprawą kilku następujących po sobie sztywnych podjazdów.
Po pierwszym kółku urwaliśmy się z Grześkiem z grupki, w której jechaliśmy. Później byli mijani kolejni zawodnicy i Gregory też gdzieś został. Nie wiedziałem który jadę, jak wygląda sytuacja przed i za mną. Wyścig trwał. Każde okrążenie to kolejnych kilku wyprzedzonych zawodników. Ciągła koncentracja żeby pokonywać pętlę bez głupich błędów i maksymalne skupienie na trudnych zjazdach. Zwłaszcza na tych gdzie widziało się sporą liczbę kibiców(czyt. tam gdzie łatwo o widowiskową i bolesną glebę). A najwięcej ich zawsze było na drwalu, którego za każdym razem bez problemów pokonywałem(tu pewnie trochę zasługi jest w sprzęcie, który nie zawiódł, a duże koła na przeszkodach zrobiły robotę).
Jak się okazało już po zjechaniu na bazę, wyścig ukończyłem na 22 miejscu! Co jest jednoznaczne ze zrealizowanie postawionego sobie na początku sezonu celu. Zdaję sobie sprawę, że pozycja mimo to rewelacyjna nie jest, bo lokata w TOP15 to by było coś. Ale do tego też dojdzie. Może za rok? :P Niemniej jak na pierwszy start w karierze na imprezie takiej rangi jak krajowy czempionat, z tak mocną obstawą jestem zadowolony. Na pewno jednym z wniosków jakie wyciągnąłem, to konieczność startów w imprezach punktowanych przez PZKol, co da lepsze miejsce przy rozstawianiu na starcie. Ale to za rok. Na ten sezon jeszcze istotnym będzie przestanie psucia momentu startu…
Po mistrzostwach przede wszystkim chcę podziękować teamowi i sponsorom Mitutoyo, Dema Bicycles, AMP Polska, Brubeck i KTJ Kolor za wsparcie, dzięki któremu miałem możliwość wystartowania w tym wyścigu. Również podziękowania należą się kierownikowi ekipy, który wypruł sobie żyły na bufecie i dzięki niemu dało się przejechać wyścig w tych tropikalnych warunkach. Oraz trenerowi Gregoremu, który tak rozplanował przygotowania, że pomimo bomby po wyścigu etapowym na chwilę przed, byłem w ogniu na Mistrzostwach! I wszystkim kibicom, którzy swoim dopingiem przyczynili się do tego, że miałem ochotę wykrzesać z siebie jeszcze więcej. Może wynik nie powala, ale obiecuję, że za rok będzie lepiej!
Mam nadzieję, że dało się przebrnąć przez kolejny, ale jednak jakby pierwszy wpis ;) Sezon trwa, coś jeszcze planuje tu zamieścić. Ale póki co chwila luzu i od kolejnego tygodniu ruszamy dalej z pracą, bo jeszcze kilka wyścigów przede mną ;)
Kategoria XCO, zawody