wasp91zg prowadzi tutaj blog rowerowy

Keep calm & ciśnij watów

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:270.25 km (w terenie 166.00 km; 61.42%)
Czas w ruchu:11:02
Średnia prędkość:24.49 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:3811 m
Maks. tętno maksymalne:188 (98 %)
Maks. tętno średnie:175 (92 %)
Suma kalorii:6699 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:90.08 km i 3h 40m
Więcej statystyk

Targi Bike Expo, chwila wytchnienia i cała masa rowerów :)

Piątek, 26 września 2014 | dodano: 01.10.2014

Mniej sportowo, ale mimo wszystko rowerowo za sprawą sponsora DEMA Bicycles, od którego otrzymaliśmy zaproszenie na targi Bike Expo w Kielcach. Nie można było nie skorzystać z takiej możliwości. Zwiedzanie stoisk nie było głównym zajęciem, ponieważ sporo czasu spędziliśmy na stoisku sponsora dokładniej przyglądając się nowej kolekcji i rozmawiając wstępnie o przyszłym sezonie, ale o tym pisać nie będę ;) Sam przyszłoroczny(oby) rower to iście PRZEKOCUR! Nowa rama w super malowaniu z usztywnionym ogonem za sprawą ośki 12x142mm, napęd X1 1x11 Sram’a z blatem 32T w korbie, nowa czarna Reba(do bólu przypominająca Sid’a, o ile to nie jest Sid ze zmienioną naklejką), lekkie koła DT z prostym naciągiem i komponenty FSA SLK! Wyjściowa waga na poziomie 10,1kg(wg producenta :P) również niczego sobie. Także raczej łatwo będzie zejść poniżej magicznej(dla mnie) bariery 10kg w rowerze. Szkoda tylko, że nie dane było się przejechać :( I nie skłamię pisząc, że tupię w miejscu na samą myśl o przejażdżce na nim :D


Do tego bardzo szeroka kolekcja rowerów szosowych. Począwszy od aluminium z karbonowym widelcem i napędem 2x10, skończywszy na w pełni karbonowym rowerze z elektroniczną grupą Shimono Ultegra Di2. Mnie w bardzo pozytywny sposób zaskoczyło pojawienie się w części z tych rowerów grup Sram’a w opcji 2x11. Kusi aby na przyszły sezon i w rower szosowy się zaopatrzyć. Warto także wspomnieć o odświeżonej kolekcji rowerów górskich i tych bardziej turystycznych, których dokładniejsza specyfikacja pojawi się na DEMA Bicycles. A przede wszystkim o nagrodzie jaką otrzymał nowy damski model Ravena na kołach 27,5” za design.


Cała reszta hal i stoisk… Było DUŻO rowerów tych konwencjonalnych, poziomych, elektrycznych, aluminiowych, stalowych, karbonowych, drewnianych, sztywnych i z pełnym zawieszeniem, elektrycznych i co tylko dusza zapragnie, przez co zasadniczo nie wiedziałem na czym się skupić. Burza kolorów, kształtów, zdjęcia i plakaty wprawiała w zachwyt i trudno mi było się na czymś konkretnie skupić :P Normalnie ekstra i szał na całego! Euforia jednak po jakimś czasie zniknęła, bo… Poza jednostkowymi przypadkami, większość prezentowanych „nowości” albo już gdzieś kiedyś była i zmieniono jedynie kolor, albo kilka stanowisk dalej ktoś miał taką samą nowość z nieco odmienną grafiką i logotypem…

Generalnie rzecz biorąc, to dużo by pisać o całym wydarzeniu, bo sporo tego tam było. Nie tylko rowerów, ale również akcesoriów i części. Chociażby inny sponsor AMP Polska wystawił na swoim stoisku odświeżoną kolekcję marki Fizik oraz nowy super lekki i świetnie leżący kaski Lazer Z1. Momentami ciężko było się nie rozmarzyć mogąc dotknąć czy przymierzyć każdy hi-end'owy produkt. Generalnie pewnie nie raz i nie dwa wyglądałem jak dziecko widzące w witrynie sklepowej wymarzoną figurkę z reklam pierwszy raz na żywo. Ale dwa dni odpoczynku, na pewno się przydały i pobyt na stoisku sponsora, rozmowa z osobami zainteresowanymi jego kolekcją oraz samym kolarstwem, które w rozmowie dociekały co i jak, była dla mnie ciekawym doświadczeniem.
Jestem wdzięczny DEMA Bicycles, że takie zaproszenie dostaliśmy. Bo dla człowieka z korbą na punkcie rowerów, taki weekend to super wydarzenie :) Poza tym, był to czas spędzony w super atmosferze i świetna możliwość delikatnego podładowania bateryjek oraz zregenerowania się przed ostatnim wyścigowym weekendem.


Kategoria mniej rowerowo, sprzęt

Błotne zakończenie lata - Bike Maraton #9 Polanica-Zdrój

  • DST 70.10km
  • Teren 65.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 22.02km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 185( 97%)
  • HRavg 174( 91%)
  • Kalorie 2689kcal
  • Podjazdy 1501m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 września 2014 | dodano: 24.09.2014


Profil maratonu w Polanicy-Zdrój nie zapowiadał większych trudności z pokonaniem trasy. Cały poprzedzający tydzień pogoda napawała nadzieją na dobre warunki do ścigania. Jednak wieczór i noc przed zweryfikowała tę nadzieję, soczyście podlewając deszczem. Po raz kolejny start na maratonie, na którym na pewno nie będzie pylić… Cóż, także najświeższy do startu nie podszedłem, przez cały tydzień odczuwając efekty startu w poprzedni weekend. Choć akurat tego dnia, pierwszy raz od MPków nie miałem ciężkich nóg z rana. Także iskierka nadziei na dobry rezultat i utrzymanie czołówki gdzieś się pojawiła. Niestety pierwszy długi asfaltowy podjazd zweryfikował kto, co i jak. Szybko rozciągnięta stawka podzieliła się na grupki. Myśląc o utrzymaniu miejsca w klasyfikacji generalnej, starałem się pilnować tych ze zbliżoną liczbą punktów. Czysta kalkulacja i próba jazdy taktycznie, ale jednak chęć walki o najwyższe lokaty i głód wejścia chociażby na szerokie podium nakręcały do mocnej jazdy. Pod koniec podjazdu pozostałem w małej grupie z zawodnikami z Bielawy i Andrzejem z Romet’a. Każdy pracował podczas pierwszej dużej pętli, co było swego rodzaju nowością dla mnie względem poprzednich edycji. Jednak po rozjeździe mega/giga pozostałem sam. Na bufecie usłyszałem, ze jestem 7 na dystansie giga. Wiadomo, że jest to pozycja plus/minus, ale jednak na pewno byłem w TOP10. Niestety nogi już nie te i zauważalnie wolniej pokonywałem dystans, jak za pierwszym razem. Mimo to w myślach powtarzałem sobie, że muszę dowieźć tą lokatę z nadzieją, że dzięki temu uda się stanąć indywidualnie na scenie. Cóż plan był, ale z realizacją już ciężej, bo samotne pokonywanie trasy nie sprzyjało. Głównie na mało nastromionych lub płaskich szutrach dało się czuć, że jadę wolniej niż poprzednio w grupie, choć więcej musiałem włożyć w to siły.

 Po 15min samotnej jazdy zobaczyłem, że nachodzi mnie kilkuosobowa grupa. Najpierw starałem się im uciec, jednak jazda w grupie po łatwych szutrach była niezaprzeczalnym atutem, w przeciwieństwie do samotnej szarży. Lekko odpuściłem i po kilku minutach zostałem doścignięty przez grupkę. Chwilę przewiezienia się na kole, złapanie drugiego oddechu i zacząłem pracę na zmianach. Tym razem poza zawodnikiem z Rowerowy Bytom, nie było chętnych do współpracy… Niestety plan na zajęcie dobrej pozycji odjechał na 54km wraz z twardniejącymi i przestającymi naciskać w korby nogami. Tym samym schodząc ze zmiany spłynąłem z grupy widząc jak powoli się oddala, wiedząc że straciłem w tym momencie 5 pozycji. Na długim błotnym zjeździe odrobiłem jednak to co straciłem przez twardniejące nogi i zobaczyłem niedawnych towarzyszy w bliskiej odległości. Przełączyłem się w tryb pościgu i szybko pokonywany zjazd, jeszcze zmniejszył dystans, ale z rozsądkiem bo po drodze było mijanych mnóstwo ogonów z krótszych dystansów(zawodnicy ci albo stali, albo leżeli w błocie skutecznie blokując ścieżkę na której mieścił się jeden rower). Na domiar złego później zaczęły się idiotyczne sztajfy, obłożone przez ogony, zmusiły do pchania roweru. O dziwo podbiegi pokonałem bez skurczów i w zadowalającym tempie. Na którymś z podbiegów udało się minąć jedną osobę z tych co mi odjechały, wciąż mając pozostałych „w zasięgu ręki”. Niestety zabrakło dystansu, pewnie też sił i nie odrobiłem wystarczająco odległości na ostatnim zjeździe, aby minąć kolejnych byłych towarzyszy, kończąc zmagania po 3h11min28sek na 12 pozycji OPEN i 7 w kategorii M2. Znów blisko podium ale jednak wciąż za daleko… Mimo to zdobyte punkty przydały się ekipie i wraz z chłopakami znów stanęliśmy na najwyższym stopniu podium wśród drużyn męskich open, umacniając swoje prowadzenie w tej klasyfikacji generalnej!
Z wyniku z jednej strony jestem zadowolony, bo nie straciłem punktów w klasyfikacji generalnej. Z drugiej jednak strony żałuję, że kryzys kilkanaście kilometrów przed metą spowodował stratę 4 pozycji w ostatecznym rozrachunku i odjazd dobrego rezultatu. Nie będę ukrywać, że dyspozycja nie była taka jak bym tego sobie życzył, choć dałem z siebie wszystko i skończyłem bardzo ujechany. Cóż długi sezon robi swoje i organizm już tak dobrze się nie regeneruje, a każde kolejne wysiłki potęgują się wzajemnie i kryzysy okazują się trudniejsze do pokonania, jak miało to miejsce jeszcze kilka tygodni temu.

Sezon powoli chyli się ku końcowi i choć teraz czekam tego zakończenia, to wiem że za kilka tygodni znów będzie mi brakowało tego wyścigowego dreszczyku ;) Teraz weekend bez startów. Ale za to aktywnie poza sportowo na targach w Kielcach, gdzie DEMA Bicycles zaprezentuje swoje nowości na nadchodzący sezon(ciekawe co to za niespodzianki przygotowali, bo informacyjne przecieki zapowiadają soczystą kolekcję ;) ). Później jeszcze tylko jeden, wyścigowy weekend – finał Bike Maraton’u w Świeradowie-Zdroju i być może ostatnia edycja AZS MTB Cup w Zabrzu lub przyjemny rozjazd całą ekipą w górach rozpoczynający okres roztrenowania ;) Póki co mam nadzieję, że pogoda okaże się przychylna i do końca sezonu wróci jeszcze piękna, ciepła złota jesień, a nogi wytrzymają jeszcze trochę czasu!


Kategoria XCM, zawody

Mistrzostwa Polski XCM Obiszów 2014 - ostatnie zmagania sezonu na szczeblu mistrzowskim...

  • DST 101.10km
  • Teren 100.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 188( 98%)
  • HRavg 170( 89%)
  • Podjazdy 1787m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 września 2014 | dodano: 18.09.2014

Mistrzostwa Polski w maratonie MTB ponownie odbyły się w Obiszowie. W tym roku czekały na mnie 3 okrążenia po 35 każde z ok. 350m przewyższeń. Pamiętając zeszłoroczne 70km na MP Amatorów, wiedziałem że lekko nie będzie i co mnie czeka na pętli. Sama trasa rewelacyjna nie jest. Są elementy ciekawe, ale również sporo nużących odcinków. Kilka singli, krótkie sztajfki rodem z XC, szybkie i łatwe zjazdy. Jest wszystko w różnym natężeniu, ale najważniejsze, że wszystko w lesie.
Sam start, no cóż. Wiązałem z nim spore nadzieje. Na dobry wynik, na jakieś zaistnienie. Jakby nie patrzeć, był ostatnim startem w zawodach o takiej randze w sezonie. Pomimo rozpoczęcia dnia z dobrym samopoczuciem i nastawieniem na walkę, wyścig już tak rewelacyjny nie był. Przynajmniej w moim odczuciu. Moment startu, jak to zwykle, przespałem. Choć będąc rozstawionym w ostatnim rzędzie, będąc wyczytanym jako ostatni… Niewiele mogłem z tym zdziałać, ale szansa przeskoczenia był jak zawsze. Jednak asfaltowa dojazdówka mocno rozciągnęła stawkę i dojście, a później utrzymanie pierwszej grupy było poza moim zasięgiem. Na pierwszych sekcjach w górę w lesie minąłem część stawki i na tym zasadniczo zakończyła się rywalizacja w dłuższej perspektywie. Całość jeszcze bardziej się rozciągnęła, potworzyły się grupki i tak też się już jechało.

Jeszcze podczas pierwszego okrążenia minąłem 3 zawodników, z czego jeden z utrzymał mi koło do końca okrążenia. Jednak wjeżdżając na kolejne jechałem już sam. Tu pojawił się problem. Po około 20min drugiego okrążenia zacząłem wyraźnie odczuwać zmęczenie, pomimo regularnego picia i jedzenia. Spadek mocy był znaczny. Widać trudy(jak dla mnie) intensywnego sezonu zaczynają dawać o sobie znać. Poza tym najgorsze było to, że nikogo nie miałem w zasięgu wzroku ani przed, ani za sobą. Co fatalnie wpłynęło na motywację. Nie było kogo gonić, ani przed kim uciekać aby walczyć o lokatę. Do tego na mocniejszych podjazdach pod koniec rundy zaczęły twardnieć nogi. Bardzo zły znak, zważywszy na to, że miałem przed sobą jeszcze ponad okrążenie. Wjazd na ostanie kółko już na oparach tego co pozostało w nogach.

Jazda głową, choć i ona zaczynała odmawiać posłuszeństwa. Poza osłabnięciem fizycznym, dało się odczuć wyniszczenie psychiczne. Pojawiały się myśli o odpuszczeniu, bo i po co jechać dalej, skoro(tak mi się wydawało) jechałem ostatni i nikt mnie nie gonił, a wszyscy przede mną są poza zasięgiem. Mimo to chciałem ukończyć to jak należy, bo wycofania się bym jeszcze bardziej żałował w dalszej perspektywie, jak dotarcia do mety z fatalnym wynikiem. Ostatnie podjazdy na pewno były jednymi z najcięższych w sezonie. Mocno zakwaszony organizm wyraźnie mówił dość, ale udawało się jeszcze coś wykrzesać i zmotywować do wyjechania całości. Mimo słabej jazdy, po przekroczeniu mety pojawiła się niewielka satysfakcja z pokonania trasy i samego siebie. Jednak przyćmiła to świadomość wyniku, głównie czasu. Trasę mistrzostw pokonałem w 4h43min08sek. Dużo za dużo przy zakładanych maksymalnych 4h30min. Uplasowałem się na 20 miejscu wśród startujących z licencją. Może i dobrze, bo przed sezonem chciałem być na tej imprezie w TOP 25. Jednak ilość DNF na wynikach mówi sama za siebie… Pewnie trochę dzięki temu udało się to założenie zrealizować. Jednego jednak bardzo się upewniłem. Sprzęt na jakim się startuje jest bardzo istotny. I rower jako jedyny nie zawiódł, ani nie rozczarował podczas zmagań. Duże koło i węglowa rama Demy, bardzo pomogły znieść trudy tej imprezy.

Jednak pomimo nie najlepszego wyniku chciałbym podziękować sponsorom firmie Mitutoyo, DEMA Bicycles, AMP Polska, Brubeck oraz Brunox jak i drużynie za wsparcie w przygotowaniach i danie możliwości startu w tym wydarzeniu. Również bardzo dziękuję trenerowi, który doglądał mnie cały sezon i dbał o to żebym w odpowiednim momencie był w gazie i znacząco pomógł podnieść poziom sportowy.
Wracając do sedna, nie będę zbyt dobrze wspominać niedzielnego występu. Zabrakło tego czegoś. Czy to fizycznie nie wytrzymałem, czy skończyłem się psychicznie, jak nie było z kim się ścigać. Coś nie zagrało i tyle. Na pewno pokonałem siebie i swoje słabości to jest plus. Podjechałem każde wzniesienie i wyjechałem 3 razy tamtejszy najcięższy podjazd „Babę Jagę”, której w zeszłym roku nie mogłem pokonać dwukrotnie, a pokonałem okrążenia szybciej jak rok temu. Teraz pozostało sumiennie przejechać końcówkę sezonu, dając z siebie wszystko w nadchodzących startach. W ten weekend czeka Bike Maraton w Polanicy-Zdrój i walka o jak najlepszą lokatę, a później walka o miejsce w klasyfikacji generalnej całej serii. Może też w niedzielę uda się zaliczyć start na Jelenia Góra Trophy, albo pojawię się tam w roli kibica, bo widowisko na pewno będzie na najwyższym poziomie. Oby noga jeszcze podała te kilka weekendów ;)


Kategoria XCM, zawody

Bike Maraton Poznań. Słońce, szutry i średnia ponad 30km/h na maratonie MTB ;)

  • DST 99.05km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 31.61km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 187( 98%)
  • HRavg 175( 92%)
  • Kalorie 4010kcal
  • Podjazdy 523m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 września 2014 | dodano: 09.09.2014


Poznańska edycja Bike Maratonu nie była niewiadomą od dłuższego czasu. Wiele kilometrów po płaskich szutrach i asfaltach zapowiadało szybki wyścig. Tak też było i kluczowym było dostanie się do dobrego pociągu albo nie odpuszczenie czoła. Przy takim układzie można było wysoko ukończyć, przy okazji podłapując kilka punktów do generalki. A że poznańska Malta przywitała słońcem, które towarzyszyło do końca ścigania, nie kręciło się źle.
Muszę przyznać, że stając w do połowy pustym pierwszym sektorze startowym lekko się łezka w oku zakręciła. Bo to tu, 3 lata temu na poznańskiej edycji, stając w 7 sektorze, powróciłem na ściganckie siodełko po kilkuletniej przerwie. Jednak czasu na wspomnienia nie było, bo od startu poszedł ogień i przez pierwsze asfaltowe kilometry prędkość przekraczała sporo 40km/h. Po wjeździe na szutry nieznacznie spadła, ale wciąż więcej jak 30km/h. Wiele o samym przebiegu rywalizacji nie potrafię napisać, bo jako takiej nie było. Chmury kurzu, pilnowanie zmian tempa i ciągła koncentracja żeby nie liznąć koła poprzedzającego zawodnika albo nie sczepić się kierownicami. To tyle, tak naprawdę. Bo zupełnie nic się tam nie działo. Prosto, prosto, skręt, przyśpieszenie i znów prosto. Zwolnień większych nie było, poza tymi kiedy się piło. Szarpnięcia też sporadyczne i każdy skok szybko był zlikwidowany. W czołowej grupie trzymałem się długo, bo sporo do ponad 60km i dawało to satysfakcję, dopóki nie nastąpił kryzys. Niestety walka o utrzymanie w czubie i długa jazda na tętnie niemal maksymalnym swoje zrobiła. Nie wytrzymałem kolejnego przyśpieszenia i najpierw spłynąłem, a później odpadłem od grupy. Po odpadnięciu od czoła, zobaczyłem za sobą mały pociąg i chwilę odczekałem żeby dać się przez nich doścignąć. Pierwotnie myślałem, że jazda na solo na niewiele się zda i szybciej, lepiej będzie w grupie. Byłem w błędzie, bo poza zawodnikiem z BodyICoach, nikt nie wychodził na zmianę, więc było tak jakbym jechał sam. Tu moim błędem było dawanie długich zmian bez większej przerwy, bo już na 74km nogi stwardniały i przysłowiowo zacząłem kręcić do tyłu. Zostałem z jednym zawodnikiem z grupki, z którym w miarę współpracowaliśmy i tak też dojechaliśmy do mety, po drodze zgarniając jeszcze jednego spadochroniarza. Walki na mecie też większej nie było, po prostu ją przekroczyliśmy kończąc zmagania.

Cały dystans jaki zaserwował organizator to 99km, na który potrzebowałem 3h09min45sek. Efekt? Średnia ponad 31km/h na „maratonie MTB”, 16 miejsce OPEN i 10 w M2, trochę słabo. Jednak w miarę sensowne punkty udało się złapać, a to był główny cel tego startu – nie stracić punktów przed ostatnimi dwoma górskimi edycjami. Jednak mam mieszane uczucia co do rezultatu, bo zawsze chce się więcej i mogło być więcej. Jednak w perspektywie zbliżających się Mistrzostw Polski XCM forma nie jest zła. W tym miejscu chciałbym gorąco podziękować Pawłowi Wojczal z Wojczal-Bike za pomoc, dzięki któremu mogłem na właściwym rowerze z właściwym rozmiarem kół wystartować w tej edycji!

Podsumowując. Było szybko, płasko i całe szczęście pogoda dopisała. Gdyby jeszcze zaczęło padać, to nie wiem czy zniósłbym aż taką ilość przyjemności jednego dnia :P Ale najważniejsze, że widać progres względem wyniku sprzed trzech lat. Wtedy na porywającym dystansie MINI osiągnąłem 99msc OPEN i 22 w M2. Teraz było trochę lepiej, bo na GIGA 16msc OPEN i 10 w M2. Choć mogę być w błędzie ;) Co więcej, pomimo niepełnego składu na tej edycji, stanęliśmy na podium! Tym razem było to trzecie miejsce wśród drużyn OPEN mężczyzn, ulegając teamom z wielkopolski.













Cóż, teraz przede mną ostatnie jazdy i już w tą niedzielę(14.09.2014) start w ostatnich Mistrzostwach Polski tego sezonu. Tym razem Obiszów i konkurencja XCM, czyli maraton MTB. Czekają mnie i innych licencjonowanych zawodników 3 pętle obiszowskiego bike parku, z czego każda liczy 35km i około 560m w pionie :) Trzymajcie kciuki! ;)


Kategoria XCM, zawody

Czy to...

Wtorek, 2 września 2014 | dodano: 02.09.2014

...już jesień? Oby nie. Choć ostatnio coś się z pogodą porobiło i chyba zapomniała, że wciąż mamy kalendarzowe lato... Generalnie temperatura, deszcz i całokształt warunków pogodowych od połowy sierpnia nie rozpieszczają. Fakt, jazda w ciepłym deszczu z lekko przebijającym słońcem to przyjemność. Ale zimny wiatr i oberwanie chmury, to stanowczo nic przyjemnego. Miałem nadzieję, że uda się przynajmniej do października uniknąć wyjścia w wiatrówce i nogawkach, i oglądania swojego oddechu na porannym treningu. Cóż jak to się mawia "nie dla kolarza słońce i plaża" ;) Poza tym, ostatnio nie było o czym pisać, więc o treningu też coś można naskrobać. Choć... Może wyjdzie coś zupełnie innego bez większego ładu i składu ;)
Ponieważ ostatnie dwa weekendy obyły się bez startów, ale za to pod znakiem mocnych i długich treningów nastawionych na MP XCM(14.09.2014 Obiszów, przyp. autor), zaczynam odczuwać charakterystyczny głód ścigania. Do tego od jakiegoś czasu stanowczo zwiększyła się objętość treningów i często tak bywa, że treningi takie dłużą się i są zwyczajnie nudne. Jednak nie zawsze. To co dostaję do robienia od jakiegoś czasu dobrze mi służy. Nie tylko czuję, że lepiej się jedzie w pewnym zakresie mocy. Innymi słowy łatwiej mi się wykręca wyższe prędkości średnie podczas treningu, lepiej pokonuje dystans ;) Ale przede wszystkim nie nudzę się na ponad 2h treningach i robię to z przyjemnością(de facto jeżdżę, bo sprawia mi to przyjemność i uwielbiam się tym bawić). Przeplatanka długiego mocnego powtórzenia z krótkim i jeszcze mocniejszym fajnie "wchodzi" i czas przy tym szybko mija. Do tego udało się wkręcić w weekendową ustawkę rowerową i zabrać się od początkowych kilometrów do skoku, w którym w kilka osób jechaliśmy przez znaczną część. Generalnie takie ustawki to zawsze fajna sprawa. Symulacja wyścigu w mini peletoniku(tak ok. 20~30 osób), gdzie każdy choćby już nie mógł, to i tak się zagnie :D
Niestety od dłuższego czasu pogoda psuje wrażenia z jazdy. Przynajmniej ja mam już dość powrotów przemoczonym, bo suchych treningów to policzę na palcach jednej dłoni z ostatnich dwóch tygodni. Chociaż tyle dobrego, że deszcz łapie zawsze pod koniec. Ale mimo to wolałbym nie. Zwłaszcza ostatnio to już robi się męczące... W sobotę do połowy było super, później były chmury i ostatnie 20min w deszczu.

W niedzielę udało się skończyć akurat jak zaczęło się oberwanie chmury.

W poniedziałek miałem nadzieję, że chociaż pogoda nie będzie przeciwko. Cóż, akurat jak miałem wychodzić po pracy, to zaczęło padać. Niestety jako zwykły ludź, straciłem zupełnie motywację i nawet wołami by mnie nie zaciągnęli. Widać słabo u mnie z samodyscypliną, ale bywa i tak :P A że deszcz padał całą noc i rano nie zapowiadało się aby przestał, nie było wyboru jak odkurzyć trenażer... Także pierwszy trening(z dnia poprzedniego) wykonany stacjonarnie już mam zaliczony :(

Oby był to jednostkowy przypadek.
Jednak liczę na to, że to chwilowe załamanie pogody i jeszcze dane będzie się nacieszyć dobrymi warunkami meteo. Taką piękną polską złotą jesienią, choć jeszcze jakiś czas to wolałbym lato :) Zwłaszcza w ten weekend. Bo już sama wizja wyścigu po lotnisku jakim niewątpliwie będzie BM w Poznaniu jest...nienajlepsza. A dodając do tego deszcz?! Niemniej ciekaw jestem tego startu, bo mam swego rodzaju sentyment do tej edycji. To tam 4.09.2011r. pierwszy raz po kilku latach bez roweru i z dala od kolarstwa, za namową znajomego, spróbowałem ponownie swoich sił w wyścigu MTB. Wtedy z osiągniętego rezultatu na najkrótszym dystansie byłem przezadowolony, a było to 99 miejsce OPEN i 22 w kategorii. Ciekawa sprawa jak to się zmienia. Teraz ukończenie maratonu na najdłuższym dystansie poza pierwszą 15 OPEN uważam za porażkę. A wtedy? Nawet o takich wynikach nie śmiałem myśleć ;) Zobaczymy jak to będzie w tą sobotę, oby było dobrze ;)


Kategoria 4fun, mniej rowerowo, trening