wasp91zg prowadzi tutaj blog rowerowy

Keep calm & ciśnij watów

Wpisy archiwalne w kategorii

XCM

Dystans całkowity:1027.15 km (w terenie 907.09 km; 88.31%)
Czas w ruchu:48:46
Średnia prędkość:21.06 km/h
Maksymalna prędkość:68.50 km/h
Suma podjazdów:19402 m
Maks. tętno maksymalne:189 (98 %)
Maks. tętno średnie:184 (96 %)
Suma kalorii:33850 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:60.42 km i 2h 52m
Więcej statystyk

start - Cyklokarpaty Wierchomla

  • DST 75.51km
  • Teren 75.51km
  • Czas 04:08
  • VAVG 18.27km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 182( 91%)
  • HRavg 162( 81%)
  • Kalorie 3752kcal
  • Podjazdy 2268m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 sierpnia 2013 | dodano: 20.08.2013

Start w cyklokarpatach, potraktowałem bardziej jako sprawdzenie samego siebie i swojej dyspozycji, jak nastawienie na mocne ściganie. Jakby nie patrzeć, nie przywykłem do dystansów rzędu 75km i blisko 2500m w pionie. Pogoda na wyścig dopisała. Lampa od rana i zapowiadane koło 30 stopi. Nie można sobie wymarzyć lepszych warunków na pierwsze w życiu GIGA. Przed startem mocne zawirowania w biurze zawodów, jednak organizator podołał i świetnie wszystko dopiął. Muszę przyznać, że byłem w szoku. Pierwszy raz spotkałem się z taką organizacją i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że był to profesjonalizm w czystej postaci. Miło i sprawnie dało się załatwić sprawy przed, jak i po wyścigu. Organizatorzy pozostałych serii maratonów, mogliby brać z obsługi cyklokarpat przykład. Start z drugiego sektora, każdy wyczytany na wejściu. Był ład i porządek. W miarę upływu czasu i rozpoczęło się odliczanie do startu, zaczęły napływać wątpliwości, czy podołam. Największą wątpliwość jaką miałem, był problem z natury logistyczny, którym był tylko jeden bidon. Także każdy bufet mój… Po rozpoczęciu nie zabrałem się od razu do ostrego ścigania na pierwszym prawie 10km podjeździe, pamiętając o tym, że mam przed sobą jeszcze sporo kilometrów do przejechania. Cały maraton jechałem możliwe równo, pamiętając o radach bardziej doświadczonego kolegi Bartka, starałem się często pić i jeść. Nie było bufetu, przy którym bym się nie zatrzymał, żeby uzupełnić bidon. Większość wyścigu jechałem właśnie z Bartkiem i równo pracując mijaliśmy zawodników powoli pnąc się do góry. W okolicy 35km musiałem się zatrzymać i przepiąć przednie koło, bo zaczęło obcierać o klocki. Jednak nie straciłem na tym za wiele, bo szybko udało mi się dojechać do koła kolegi z teamu. Wciąż pracując we dwoje na trasie. Na ostatnim długim zjeździe pierwszej pętli coś nieprzyjemnie „strzeliło” z tyłu. Tym razem zaczął trzeć tylni hamulec. Ponownie się zatrzymałem, niestety na szybkim zjeździe tracąc prawie minutę walczyłem z kołem i hamulcem w ostateczności dając za wygraną. Jadąc dalej udało mi się pożyczyć od innego zawodnika klucz imbusowy, tym razem próbując normalnie wyregulować tylny hamulec. Stałem tak, szarpiąc się z dobre 2min na początku pierwszego długiego podjazdu. Znów dałem za wygraną i ruszyłem w pogoń. Na podjeździe minąłem jeszcze jednego zawodnika i dochodząc do tych, którzy odjechali mi przy pierwszej próbie naprawy tylnego hamulca. Do szczytu starałem się jechać możliwe mocno, w ostateczności z góry zjeżdżałem już solo. Jednak poczułem w nogach mocne tempo i czekałem na moment, w którym przebyty dystans spowoduje, że mnie odetnie. Najcięższy moment dla mnie to była możliwe mocna jazda od 50 do 64km, dosłownie na przetrzymanie. Pamiętając profil trasy wiedziałem, że po przejechaniu 64km było już z góry praktycznie do samej mety. Jedynie ostatnie paręset metrów prowadziło delikatnie w górę. Dojazd na linię mety już z kurczami w nogach, w ostateczności padając po przekroczeniu jej. Jak to mawia klasyk „bomba nie wybiera”. Jednak satysfakcja jest po ukończeniu jest. Zwłaszcza z pokonania dystansu w czasie niewiele gorszym jak założone 4h. Do pełni szczęścia doszło jeszcze 6 miejsce w kategorii i 10 OPEN.
W liczbach:
Czas: 4:08:41
Giga M2: 6
Giga Mężczyzn OPEN: 10
Giga OPEN: 10
Ponadto w czasie maratonu wypite 3,6l izotonika, zjedzone 7 żeli i 4 batoniki z lidla :P


Kategoria XCM, zawody

start - Bike Maraton Wrocław

  • DST 54.24km
  • Teren 54.24km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.25km/h
  • VMAX 48.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 186( 93%)
  • HRavg 178( 89%)
  • Kalorie 2171kcal
  • Podjazdy 238m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano: 25.06.2013

Start we Wrocławiu. Nie mogę go zaliczyć do udanych. Z założeń zrealizowałem tylko ramy czasowe. Do tego wyścig po płaskim, w czym nie czuję się najlepiej. Nocne i poranne opady deszczu rozmoczyły trasę i znów trzeba było kosztować kąpieli błotnych. Noga jakoś podawała, ale ewidentnie brakło czegoś pod górę i strasznie się wypompowałem na płaskich odcinkach. Aż dziw bierze. Dwa razy nie zapanowałem nad rowerem w koleinach z błotem, czego skutkiem był uślizg przedniego koła. O ile za pierwszym razem żadnych większych strat nie poniosłem, poza wbiciem kierownicy w kostkę. O tyle za drugim razem na 10km przed metą uciekł mi pociąg, w którym jechałem. Tym samym tracąc pozycje i możliwość walki na mecie, bo profil nie sprzyjał samotnej jeździe. Z plusów to na trasie dogoniłem kolegę z teamu i jakoś więcej motywacji było do mocnej jazdy. Później najechaliśmy na kolejnego z teamu, który zawrócił się po pomoc dla gościa leżącego w rowie. Także przez pewien czas jechało się jakoś lepiej z ludźmi z teamu. Niestety jeden mnie, i część grupy, urwał na jednym asfaltowym podjeździe. A drugiego straciłem po drugiej głupiej glebie. Do mety dojechałem zniszczony ciągłym napi****aniem w korby. Dodatkowo z żalem do organizatora, że wyciął "porośiowy zjazd"... Miłą niespodzianką było też to, że nie złapały mnie żadne skurcze. Raz próbował podgryźć, ale nie było to to co w głuszycy.
W suchych liczbach prezentuje się to następująco:
międzyczas/miejsce:
1) 00:42:56 / 46
2) 01:08:05 / 47
3) 02:04:01 / 43
Pozycje:
OPEN 43/583
M2 17/143
/1058471

Także słabo, bardzo słabo. Trzeba się wziąć za siebie i zacząć bardziej zaginać zarówno na treningach, jak i na startach, jeśli chce coś ugrać właśnie na wyścigach.


Kategoria XCM, zawody

start - Bike Maraton Głuszyca

  • DST 55.58km
  • Teren 55.58km
  • Czas 03:18
  • VAVG 16.84km/h
  • VMAX 68.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 173( 86%)
  • HRavg 167( 83%)
  • Kalorie 3135kcal
  • Podjazdy 1540m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 czerwca 2013 | dodano: 11.06.2013

Najcięższy wyścig w życiu. Kilka sztajfek tak mocnych że jadąc na młynku(22T) i największej koronie w kasecie(32T) brakowało jeszcze możliwości do redukcji, część do pokonania wyłącznie z buta. Do tego wymagające zjazdy i masa błota, która czasem przeradzała się w istne rzeki gówna. Ale to najgorsze nie było... Była to walka z sobą, nie z trasą, ale samym sobą. Zwłaszcza od ~30km walka tylko z sobą za sprawą ciągle łapiących skurczy, ciągle w inny mięsień na przemian, bez przerwy. Walka zarówno psychiczna, jak fizyczna. Początek rewelacja, ciągłe mijanie i równe tempo dały na pierwszym międzyczasie 19. pozycję OPEN. Później tragedia. Pierwszy raz miałem tak, że chciałem żeby to się wreszcie skończyło. Na domiar złego na podjeździe na 45km przykurczyło mi wszystkie mięśnie w każdej z nóg jednocześnie. Nikomu tego nie życzę, fatalne uczucie. Próbujesz się ruszyć, skurcz się nasila. Nic nie robisz, tracisz cenny na maratonie czas. Fatalna sytuacja. Odleżałem tak z dobre 6min, po czym udało się w jakiś sposób wstać i powoli toczyć się do mety przez te ostatnie 10km. Udało się jeszcze odrobić 3 pozycje, ale co to jest w porównaniu do tego, co straciłem z powodu swojej niedyspozycji. Ogromy niedosyt po starcie i żal do siebie. Z drugiej strony w jakiś sposób pokazałem sobie, że siła woli to potężna rzecz i w pewien sposób pokonałem sam siebie dojeżdżając do mety. Jednak miejsce w pierwszej dwudziestce OPEN i dziesiątce w M2 było w zasięgu ręki. Nawet bardziej niż w zasięgu ręki. Zwłaszcza, że jechałem z zawodnikami, którzy ukończyli na pozycjach 17-19 i byłem tym co tę grupkę prowadził, i urywał kolejnych z niej. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. W tym momencie mam żal do siebie i próbuję znaleźć to, w czym popełniłem błąd. Podsumowując: wielka szkoda...

Oficjalne wyniki są następujące KLIK:
Międzyczas/pozycja:
1) 2:13:56 / 19
2) 2:38:49 / 20
3) 3:17:38 / 33

Zajęte miejsca:
OPEN 33/318
M2 14/64

Fot. strefamtbgłuszyca.pl © wasp91zg


Fot. Danuta Postek © wasp91zg


Fot. Kochel Michał © wasp91zg


Fot. Elżbieta Cirocka © wasp91zg


Fot. Joanna Tomes © wasp91zg


Fot. Joanna Tomes © wasp91zg

/1058471

P.S. Napęd w systemie 2x9, który ostatnio sobie zmontowałem sprawdził się bez zarzutu. Jeśli ktoś jeździ jak ja z dużą kadencją, to polecam.


Kategoria zawody, XCM

IV Grand Prix Kaczmarek Electric MTB 2013 - Sulechów - start

  • DST 59.91km
  • Teren 57.50km
  • Czas 02:23
  • VAVG 25.14km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 178( 89%)
  • HRavg 176( 88%)
  • Kalorie 2470kcal
  • Podjazdy 386m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 23.05.2013

Z powodu braku czasu przez uczelnię, pracę, trening... Krótka notka prasowa o starcie w Sulechowie:
"Pierwszy wyścig w innej i nowej dla mnie serii GP Kaczmarek Electric, był niewiadomą pod względem obstawy wyścigu i jego organizacji. Do tego start w jednej kategorii z wyjadaczami z grup Sante BSA, czy Superior Energy zapowiadał dobre ściganie. Od początku poszło mocne tempo z sektora. Pierwsze kilometry starałem się przejechać gdzieś w środku grupy, żeby zaoszczędzić trochę sił na pozostały dystans i nie jechać solo na pierwszych najszybszych kilometrach. Do tego na rozgrzewce czułem, że nogi mam jakby ciężkie. Niestety w pierwszej fazie wyścigu nogi nie kręciły tak, jak bym chciał i zwyczajnie jechało mi się źle. Dopiero po około 12km odblokowałem się i noga podała właściwie, ale wtedy było już za późno. Z powodu wcześniejszej niedyspozycji na dobre odjechały mi wszystkie pociągi, a profil wyścigu sprzyjał jeździe w grupie. Przez krótką chwilę jeszcze tasowałem się z Mateuszem z teamu na najszybszym szutrowym odcinku i miałem nadzieję, że uda nam się nawiązać współpracę na pozostałą cześć ścigu. Niestety po jednym z podjazdów nie zobaczyłem już Go za sobą. Także cały dystans to była walka solo, z mijaniem pojedynczych zawodników, którzy zostali pourywani z czoła wyścigu. Część z mijanych zawodników na chwilę łapała mi się na koło, jednak po każdym podjeździe zostawali z tyłu. Nie dawałem sobie wytchnienia do ostatnich metrów i walczyłem o każdą sekundę. Niemniej samodzielna walka z trasą i dystansem wyssała ze mnie wszystkie soki... Jestem zadowolony z osiągniętego wyniku w tak doborowym towarzystwie, choć wciąż czuję lekki niedosyt. Trasa sama w sobie była szybka, prowadzona głownie drogami leśnymi, z dwoma ciekawymi i względnie sztywnymi podjazdami, jednym fajnym prawie singlem i masą ścieżek z wystającymi korzeniami, na których rower 26" nie radzi sobie tak dobrze przy większych prędkościach. Trasa była oznakowana dość dobrze i w kwestii organizacji nic zarzucić nie mogę, poza zamieszaniem w biurze zawodów przed wyścigiem(dantejskie sceny...) - coś takiego nie powinno mieć miejsca. Do tego świetna pogoda, istne lato! Kolejny raz przekonałem się, jak istotną częścią startowej garderoby jest potówka Brubeck'a ;) Wielkie gratulacje dla chłopaków z teamu, którzy pokazali prawdziwą klasę i ścignckiego ducha! Nie zapominając o dziewczynach, które dzielnie walczyły z trasą :)"
W liczbach(międzyczas/miejsce)
1) 0:49:47 / 38
2) 1:31:03 / 34
3) 2:13:09 / 31
meta: 2:23:21 / 30

Zajęte miejsca:
http://www.online.datasport.pl/results813/wyniki/08_ELITA.pdf
http://www.online.datasport.pl/results813/wyniki/03_MEGA.pdf
ELITA Mężczyzn 19/29
OPEN 30/169

P.S. I to uczucie, kiedy na trasie wyprzedza się taką presonę, jak Pani Magdalena Sadłecka :) A na mecie ma się przeszło 5min przewagi nad Nią!
P.S.2. Kolejny start w następną niedzielę w AZS MTB Cup w Kluszkowcach. Będzie się działo!

Koń Wojciech - gdzieś na trasie [fot. strefasportu.pl] © wasp91zg


Meta - walka o każdą sekundę © wasp91zg


No i po wyścigu © wasp91zg


/1058471


Kategoria XCM, zawody

GP Wlkp. w Maratonach Rowerowych MTB 2013 - DOLSK - rozgrzewka

  • DST 6.64km
  • Teren 6.00km
  • Czas 00:21
  • VAVG 18.97km/h
  • VMAX 30.90km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 163( 81%)
  • HRavg 122( 61%)
  • Kalorie 197kcal
  • Podjazdy 54m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 23.04.2013

Śmiało mogę powiedzieć, że dojazd w świetnym towarzystwie, pozytywnie nastawił na ścig. Oczywiście zaczęło się od szukania wspólnymi siłami miejsca startu, a następnie miejsca na auto. Po ogarnięciu tematu przyszedł czas wyszykowanie roweru i zamontowanie na sobie trykociku teamu, który w tym roku(a może i dłużej jak mnie zechcą:P) postaram się godnie reprezentować, Mitutoyo AZS Politechnika Wrocławska. Później już czas na delikatną spalarkę przed startem. Dołączyłem do chłopaków z teamu. Jednak chwilę po każdy zaczął kręcić w swoim tempie i nie wyłamałem się z tego. Jakby nie było, każdy potrzebuje w inny sposób rozgrzać nogę przed startem. Zaliczyłem tym samym ostatni przed metą podjazd. Zwiastował ciekawe "dojechanie" przed końcem. Czemu? Bo był to podjazd w mocno kopnym piachy, do tego z wmordwwind'em. Ale w związku z taką zapowiedzią końcówki, pojawił się u mnie delikatny uśmiech. Po krótkim przekręceniu trzeba było udać się na start i, w tym momencie aż zakląłem. Klasycznie pozostały dla mnie ogony stawki :| Z resztą podobnie jak dla każdego, kto chciał trochę lepiej rozkręcić nogę. Cóż poradzić. Ustawiłem się w sektorze i grzecznie czekałem do momentu, kiedy zaczęło się odliczanie do startu...

/1058471


Kategoria trening, XCM, zawody

GP Wlkp. w Maratonach Rowerowych MTB 2013 - DOLSK - start

  • DST 42.17km
  • Teren 36.56km
  • Czas 01:33
  • VAVG 27.21km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 188( 94%)
  • HRavg 169( 84%)
  • Kalorie 1500kcal
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 23.04.2013

Pierwszy start sezonu, żeby sprawdzić na czym stoję. Do tego doszła lekka presja, ale też motywacja, bo start w nowych barwach teamowych. No i ciekawe sprawdzenie gdzie się w teamie znajduję. W efekcie dojechałem jako 5 z teamu do mety tracąc do pierwszego trochę ponad 5min(sporo) i 19sek do czwartego, więc nie jest źle ze mną.
Założenia przed startem były następujące: zmieścić się z czasem poniżej 1:30:00 i uplasować w pierwszej 30 OPEN.
Założenia udało się zrealizować i to dość przyzwoicie.
Oficjalne wyniki są następujące:
dystans: 39km
czas: 1:27:49
miejsca:
- OPEN 23/286
- M2 23/64
Niestety brak czasu spowodowany pracą, sporą ilością bieżących i zaległych spraw na uczelnie oraz treningi, skutecznie odwodzą mnie od dokończenia normalnej relacji ze startu... Ale robi się... Tu trochę bardziej skrótowo/oficjalnie teamowo:
"Pierwszy start w sezonie, który miał powiedzieć "na czym stoję po zimie". Efekt był całkiem miłym zaskoczeniem, choć po wjeździe na metę odczuwałem pewien niedosyt. Na wynik końcowy duży wpływ miał początek wyścigu, szybkie przedostanie się do przodu i załapanie do dobrego pociągu, a później utrzymanie równego tempa. Na trasie nie było elementów, które wymagały sporo techniki i prawdę mówiąc trochę tego zabrakło. Jednak te braki nie sprawiły, że wyścig stał się nudny. Jazda w koleinach, czy na "wybijającej z równowagi" nawierzchni blisko koła poprzedzającego zawodnika, dawała dostatecznie sporo zajęcia. Na pewno po tym wyścigu w pamięci zostanie ostatni, chyba zrobiony na przysłowiowe dobicie, podjazd w kopnym piasku oraz niezliczona ilość luźnych patyków na trasie, z czego jeden niefortunnie znalazł się w przednim kole. Duży plus należy się organizatorowi za dobre oznakowanie trasy i osobę pilnującą właściwej drogi na każdej krzyżówce."

/1058471


Kategoria XCM, zawody

Bike Maraton Janowice Wielkie - start

  • DST 45.34km
  • Teren 40.34km
  • Czas 02:40
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 185( 92%)
  • HRavg 163( 81%)
  • Kalorie 2428kcal
  • Podjazdy 1503m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano: 05.08.2012

Bike Maraton w Janowicach Wielkich zapowiadał się przednio. Zwłaszcza za sprawą prognoz i z widokami gór na miejscu. Dojazd w miłym towarzystwie też swoje dał. Jedynie pozostawało mieć nadzieję na dobry występ, choć innej możliwości nie widziałem. Założenie przed maratonem to pierwsza 100 i czas poniżej 2h30min.
Czas rozpoczęcia maratonu dobiegał końca i trzeba było się skierować w stronę sektora. Start z drugiego sektora był dla mnie lekkim zaskoczeniem, bo gotowy byłem na jazdę z ostatniego z racji opuszczania większości edycji. Na 5min przed stanąłem przy wejściu do niego, bo w nim już nie było miejsca. Zaczęło się odliczanie. 5, 4, 3, 2, 1, start. Wszystko w tym momencie było w moich rękach. No właściwie to nogach.
Sektor ruszył, pierwsze 100m spokojnie, bo miejsca mało. Dojazd do krzyżówki, trochę szerzej i zaczęło się kręcić. Początek asfaltem, więc od razu widły zblokowane i co chwila zrzucanie koronka niżej. Z ciekawości zerknąłem na licznik i nie wiem, kiedy, nawet tego nie poczułem, a na komputerku widać było 42kmh. No ładnie i to jeszcze delikatnie pod górkę. Dobrze, że nie w czubie a w grupie jechałem. Mogłem spokojnie przechodzić kolejnych zawodników. Slalom między nimi przysporzył mi sporo frajdy, ale wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Delikatne zwolnienie, zakręt w prawo i pierwszy 5km podjazd. Prędkość na liczniku nieubłaganie zaczęła lecieć w dół. Spojrzenie na pulsometr 178bpm. Okej, utrzymać taki rytm i spokojnie, jeszcze z zapasem łyknę podjazd. Bardzo uważałem na kadencję i starałem się miękko kręcić, co nie szło na marne. Co chwilę dojeżdżałem do koło i hop przed zawodnika, sporadycznie mówiąc "jadę z prawej" czy "jadę z lewej". Pełna kulturka, informowałem gdzie będę, zawodnik często gęsto delikatnie zjeżdżał, a jak nie, to pilnował aktualnego toru jazdy. Super pozytyw. Także cały podjazd było mijanie, ale z rozsądnym rozłożeniem sił. Do momentu, kiedy złapałem koło chłopaka w zielonkawej koszulce, miał fajne tempo i wiedziałem, że może to być fajny zając na najbliższe kilometry. Cóż wszystko było super. Jednak spojrzenie na licznik nawet nie połowa podjazdu, a ja mam już prawie 20min w siodełku. Nie to się nie dzieje. Ale kręciłem dalej. Wreszcie dojazd do wypłaszczenia i pamiętałem z profilu trasy, że za nim będzie lekko z górki, a później znów podjazd. Chwila wytchnienia dla nóg? Skąd, że znowu. Trzeba było ciągle dokręcać, żeby utrzymać się w tym miejscu, które wypracowało się na podjeździe. Zrobiło się trochę bardziej stromo i układ drogi nie sprzyjał w kręceniu, lekki odpuszczenie i lecimy w dół. Mijam jednego, drugiego zawodnika na poboczu, walczącego z kapciem. Pomyślałem sobie "dobrze, że to nie ja, ale to raczej niemożliwe, jeszcze kapcia nie złapałem na ścigu". Pędziłem dalej, do momentu... Usłyszałem tylko głośne "JEB JEB" i wiedziałem, że w tym momencie dobiłem obie opony do obręczy. To się nie działo... Spojrzenie na koła, jest ok. Niestety okazało się, że nie. Końcówka zjazdu lekki łuk po asfalcie w prawo i podjazd, a mi zaczyna nosić rower. Patrzę na tył, jest cacy. Przód i... Osz kur... Kapeć, dorwałem snake'a. Wykrakałem, ale cóż nie ma co się załamywać. Zeskakuję z roweru, wypinam koło nie minęły 2min i przebita dętka wywalona z opony. Wkładam drugą, układam oponę i łapię za pompkę. W tym momencie wszystko się zawaliło i po 5min walki z nią, patrzę na uszczelkę. Wykruszyła się, no zajebiście?! W tej chwili stoję i nawołuję "pożyczysz pompkę", "ma ktoś pompkę pożyczyć". Mijali mnie i tylko zerkali. No zajefajnie. Najgorsze, że mijali mnie Ci zawodnicy, których objechałem w początkowej fazie podjazdu. Strata czasowa zaczęła mnie drażnić. Ale zatrzymał się ktoś "masz, oddasz gdzieś na mecie" i pojechał. Krzyknąłem tylko, że zaraz podpompuję i oddam jeszcze na trasie. Parenaście pociągnięć tłokiem, koło jakoś napompowane na siodło i jazda. Szybki look na pulsometr, straciłem koło 20min... Za dużo... Byłem tak podenerwowany całą sytuacją i chęcią odrobienia straty, że sam sie sobie dziwiłem. Wszystkich, którzy mnie minęli na moim przymusowym postoju mijałem jakby stali w miejscu. Cisnąłem co sił. Dojazd do rozjazdu kierunek MEGA.
Zaczął sie zjazd. Początkowo przyjemnie, ale z czasem zaczęło przybywać sporych i luźnych kamieni. O tak, to jest to, co lubię:) Techniczne zjazdy:) To poodrabiamy sobie:) Na zjazdach mijałem wszystkich jak tylko mogłem, tylko pokrzykiwanie, z której strony się pojawię, żeby kogoś i siebie przy okazji nie zabić. Jednak były chwile grozy, bo jeszcze nie raz słyszałem, jak obręcz dobija do przeszkody. Dojechałem do zawodnika, który pożyczył mi pompkę. "Będę na wypłaszczeniu z pompką czekał" krzyknąłem i jazda dalej. Po ok. 300m się zatrzymałem. Znów 3min straty na postój, ale musiałem oddać pożyczony sprzęt. Przekazałem, podziękowałem i jazda dalej. Ciągły OGIEŃ.
Ten przestój miał jednak więcej wad, niż strata czasowa. Zawodnicy, którzy niestety znaleźli się przede mną ewidentnie bali się tych zjazdów i wręcz stali w miejscu. Nie było to zbyt bezpieczne, ale leciałem na krawędzi. Cóż parę razy przez to leżałem, ale szybko się podnosiłem i jazda dalej. Do wymiany dętki na 5km, nie było osoby, która by mnie wyprzedziła. Ciągle kogoś mijałem i nic dziwnego, bo chyba całe 2 sektory mnie tam minęły.
Kolejny podjazd, znów miękko, znów mijanie "pachołków" i zjazd. Ale to jaki zjazd. Jazda w strumieniu, to było coś nowego. Powtarzałem sobie żeby jechać spokojnie. Cóż brawura brała górę. Rower tańczył jak opętany na śliskich kamieniach, ale jechało się dalej i ciągle ostro. Jedyne, co mi po głowie chodziło to "dzięki Bogu mam tarczówki" i "cholera, czemu posmarowałem łańcuch na suche warunki:/" W tym czasie mijam jedną, drugą, dziesiątą osobę, dojeżdżam do faceta w koszulce z czerwonymi akcentami, chcę go minąć po prawej i... Prawie metrowy uskok z ostrego kamienia na kamień... Mocne złapanie z heble i gleba. Rower strasznie załomotał na kamieniach. Nie mogę sie nad tym roztkliwiać. Szybko wstaje i równie szybko ląduje znów na ziemi. Skurcz w łydkę, a raczej skurcz jak sam skur... Poleciało mi z oczu i jak w amerykańskim filmie, niczym bohater obdzierany ze skóry i podnoszący ciężarówkę jednocześnie, aby uratować kotka znajdującego się pod nią, krzyknąłem. Udało się złapać stopę, mocne odciągnięcie jej. Jest lepiej, jeszcze chwila, moment. Okej już mogę stanąć, trzyma trochę, ale mogę stać. Łapie za rower i zbiegam ostatnie 100m zjazdu. Wskakuję na siodło, staję w korby i jazda dalej. Dalej mijanie pokrzykiwanie na zjazdach, przejazd w poprzek strumienia(ależ to był orzeźwiający prysznic), skręt w prawo i znów podjazd. Dawaj mocno do góry, mówiłem sobie. Jechała nim już grupa rozstrzelonych po całej długości, a właściwie rozciągnięta grupa zawodników. Mocne naciskanie i podciąganie pedałami i znów przesuwam się do przodu. Okazało się, że był to najdłuższy podjazd na trasie, a mi się go jakoś dziwnie dobrze przejechało. Choć w paru momentach szlag mnie trafił jak ktoś zatrzymywał się w poprzek dobrej ścieżki, żeby zejść i zacząć pchać rower. Do tego spojrzenie w stylu "ale, o co chodzi? Tego nie mogę podjechać to i ty nie pojedziesz" jak się przy nich przejeżdżało. Krew zalewała. Cóż... Zdarzają się i tacy. W międzyczasie wciągnąłem żelka, popiłem i obierałem sobie kolejne osoby za cel do pokonania widząc ich na paręnaście, parędziesiąt metrów przed sobą. Końcówka podjazdu, przechwycenie iso w kubeczku od chłopaka na bufecie, skręt w prawo do mety i wiem, że już z górki w tym momencie. Dosłownie. Po rozjeździe było cały czas w dół do mety, z jednym niegroźnym podjazdem.
Zarzucenie na blat i multiplikowanie tyłu. Jazda na krawędzi po szutrach, ale i adrenalinka. Bo nie ma to jak delikatnie uślizgujące się przednie koło na zakrętach(pewnie za sprawą za małego ciśnienia) szutrowej drogi przy prędkości ~50kmh.
Końcówka już bez rewelacji i emocji. Mocne dokręcanie i mijanie ostatnich osób, żeby złapać się w grupkę. No w sumie było nas 3, ale zawsze coś. W tyle osób wjechaliśmy do Janowic i zmierzaliśmy do mety. Ponownie okazałem dupa i na ostatnich dwóch zakrętach strasznie źle się ułożyłem i zostałem przyblokowany, co w ostateczności poskutkowało dojazdem na ostatniej pozycji z grupy trzech. Zatrzymanie pulsometru i wypięcie licznika, żeby już nie mierzyły czasu. Patrzę na pomiary i wyglądało to tragicznie. Licznik wskazał 2:24:32, a pulsometr 2:41:01.
Wreszcie koniec jazdy, nogi dały o sobie znać skurczami w każdym mięśniu. Więc spokojnie pokręciłem po miasteczku maratonu, aż się uspokoją i kierunek myjka. Umycie roweru, jako takie umycie siebie i po wyścigu.
Ale naszła mnie taka myśl... To nie jest normalne, żeby spędzić 3h na przygotowaniu sprzętu do startu, wydaniu 70zł na startowe, 50zł na dojazd i 30zł na odżywki, spędzeniu na rowerze ponad 2,5h, ubłoceniu się i później 5h na doprowadzeniu sprzętu do stanu używalności. Nie wspominając o kosztach związanych z zużyciem sprzętu po takim starcie(np. znów wymiana suportu). Jednak dziwne w tym nie są wydane pieniądze i czas poświęcony na wszystko, ale to, że sprawia to taką cholerną radość. Gdzie tu logika, ja się pytam?
Suma summarum, gdyby nie kapeć, było EKSTRA! Świetnie się jechało, noga podawała. Choć ciągle byłem podenerwowany, bo dobijałem obręczami do kamieni i mocno niepokoiły mnie odgłosy, jakie wydaje metal uderzający o kamienie. Wiem, że dałem z siebie wszystko i na własne życzenie złapałem ten defekt, co poskutkowało stratą czasową. Jakby nie było jazda na dętkach w zestawieniu ~1,7bar tył i ~1,4bar przód, to mało. Ale wole takie ryzyko i zyskać trochę na przyczepności. Fakt, że czas spędzony w siodełku był taki jak sobie zaplanowałem, jednak czas mierzony na przejazd był znacznie poniżej krytyki.
Ukończyłem na następujących miejscach:
OPEN 59/247
M2 24/60
Najbliższy star: UPHILL. To dopiero będzie przeżycie.

Foto z maratonu








W ramach ciekawostki, profil:


Kategoria XCM, zawody

BIKEMARATON Wrocław - start

  • DST 30.45km
  • Teren 29.60km
  • Czas 01:21
  • VAVG 22.56km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 189( 94%)
  • HRavg 179( 89%)
  • Kalorie 1423kcal
  • Podjazdy 293m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012

przed BM - wrocław 2012 © wasp91zg

Ścig bez większych spinek, traktowany bardziej treningowo, co nie zmienia faktu, że jazda na 100% była. Fakt, że dwa razy mnie próbował złapać skurcz, ale szybko odpuścił:P Wszystko zaczęło się od startu z 2-go sektora, całe szczęście, że taki niski sektor, bo i kultura inna na trasie wśród takich ludzi. Jednak strasznie zmarzłem czekając na start w sektorze, a i tak się wpakowałem doń maksymalnie późno, bo na 10min przed startem. Ale cóż.
Po starcie masakra... Jakaś glina czy inne dziwne rzeczy na drogach, w sumie to duktach leśnych i kałuża na kałuży... Także po ok. 200m rower był już błotno-czarny, a nie jak normalnie biało-czarny:P ale całe szczęście, że przerzutki działały tak jak powinny przez niecałe 5km:D To się nazywa przygoda:P A o hamplach to można było zapomnieć. I tu silne postanowienie przejścia na tarczówki… ogólnie to dość płasko było i trzeba było równo i mocno kręcić. Wiatru dużego nie było(większości). Od początku przechodziłem do przodu i jakoś na 17km złapał mnie kryzys, bo trochę zwolniłem. Ale szybko przeszło, bo mała ilość kilometrów pozostałych do mety mocno motywowała do ciśnięcia.
BM Wrocław - 15.04.12 © wasp91zg

Ciekawym było to, że ludzie mieli straszne problemy z jazdą. Widziałem z 10 osób, które padały... Masakra, nie wiem czemu tak mieli... Może ogumienie? Albo pech... Albo nadmierna ilość błota w oczach, mnie też ta przyjemność nie ominęła.
Były dwa fajne podjazdy, takie całkiem sztywne, a tak to delikatne wzniesienia. Także nie było ciężko. No i jeden fajny zjazd, w zasadzie to siniegiel, na którym zostałem skutecznie zablokowany:/ chłopak fajnie jechał, ale na zjazdach czy „podjazdach” miał problemy, co strasznie go spowalniało i mnie przy okazji tez… Ale za to fajne tempo na płaskich odcinkach nadawał.
Całe szczęście chłopaka później minąłem na kolejnym a’la singlu, gdzie za drzewem był zakręt 180stopni, pojechał trochę za szeroko i wykorzystałem to:D Aż się ucieszyłem, że wreszcie się go pozbyłem. Niestety zły omen mnie dogonił na płaskim odcinku koło 3km do mety:| Całe szczęście, że tam już nie blokował, a narzucił ponownie ładne tempo i jakoś się dojechało do końca:) Ale wjazd na metę, tragiczny po jakimś boisku, a raczej kretowisku... Mokra trawa i zajebiaszcze nierówności to jest to;|
Dwa razy się trochę przeraziłem jak błoto mi do oczu naleciało i przez parę metrów ledwo widziałem, ale nic się nie stało:P
po BM - Wrocław 2012 © wasp91zg

Po wszystkim ogarnięcie roweru na myjce i ogarnięcie siebie, właściwie doubieranie się przy stoliku naprzeciw sceny. Musiałem wyglądać na zajebiście zmarzniętego, bo jakaś rodzina sobie chyba piknikowała i pytają czy nie chcę herbaty z nalewką, bo wyglądam, tak jakby było mi zimno. Nie omieszkałem, nie odmówić:) pani miała rację, rozgrzało mnie to, ogromnie dziękuję:)
Podsumowując. Czas całkiem jak na 3 tygodnie treningu(jak pomyśle, co by było gdybym zimę przepracował, ech…), miejsce też pokrzepia i frajda z jazdy w takich warunkach, bezcenna:D Chociaż wolałbym słońce na kolejnym ścigu, takie życzonko na koniec dnia:P

Miejsca, dystans MINI:
OPEN: 41/800
M2: 11/180


Kategoria zawody, XCM

BIKEMARATON Karpacz - start

  • DST 50.87km
  • Teren 50.87km
  • Czas 02:48
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 58.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 188( 94%)
  • HRavg 172( 86%)
  • Kalorie 1951kcal
  • Podjazdy 1464m
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 września 2011 | dodano: 19.09.2011


OPEN 106/386
M2 36/93
Wymagająca i dość malownicza trasa jak dla mnie. Po 34km był kryzys i brak mocy, ale udało się dojechać. Coś więcej może później/


Kategoria zawody, XCM

BIKEMARATON Poznań - start

  • DST 30.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 23.38km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 185( 92%)
  • HRavg 180( 90%)
  • Kalorie 1151kcal
  • Sprzęt Biała Dama
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 września 2011 | dodano: 05.09.2011

Dzień rozpoczął się od pobudki o 2:20 i wybraniu się na pociąg o 4:/ Prawie się przespałem w pociągu, ale to jednak nie to. W Poznainu byłem już o 7 i miałem sporo czasu żeby dotrzeć na maltę. Dojechałem przed czasem i co ciekawe, nie zgubiłem się. Miałem więc czas na zjedzenie śniadaniowego makaronu na brzegu jeziorka, dość sympatyczna odmiana. Później to już chyba norma. Odbiór numeru(3886), szykowanie się do staru i rozgrzewka. Ten pierwszy start na Bikemaratonie troche mnie stresował. Najgorsza była świadomość przedzierania się z 7 sektora...
W sektorze istny meksyk. Słuchanie wywodów paru gości, którzy pewnie uważali się za najbardziej obytych ze startami... A mimo to stali w 7 sektorze, bywa... Całe szczęści, że po starcie zostali za mną ze swoimi przemyśleniami:) Po starcie dzikie darcie do przodu i ciągłe mijanie z pokrzykiwaniem, z której to strony się pojawię. Przez pewien czas jechałem w grupce mijających, ale na pierwszym podjeździe za ostrym zkrętem gdzieś zniknęli za mną:D Tak się miło pędziło aż tu nagle... Zator pod wiaduktem... Chyba największa wtopa organizatora. Przeszło się ten kawałek, straciło sporo minut i znów na rower. Trasa nie byłą wymagająca. Jednak słońce i wiatr zrobiły swoje. Był jeden mocny podjazd, na którym w połowie zszedłem z roweru dzięki mołodemu koledze zatrzymująemu się zaraz przede mną. No i jeden świetny zjazd, łatwy, stromy, szybki, dający zastrzyk andrenaliny:) Jednak to nie na nim rozwinąłem najwyższą prędkość. Na 7, może mniej, kilometrów przed metą, znów przy feralnym wiadukcie(dokładniej pod nim) złapał mnie skurcz... Unieruchamił mnie na dobre 3min. To uświadomiło mnie, że muszę zmienić coś w sowjej dziecie, zwłaszcza przed staretm. Wniosek więcej magnezu i ograniczenie kawy do, powiedzmy, 3 kubków dziennie. Najlepszy i tak był finisz. Słysząc doping nie czułem, że jadę. To było jak lot. Do tego chęć pokonania kogoś kto był obok na finiszu dała sił(dzięki za walkę). Cisnąłem co sił w korby i licznik przy wjeździe na metę pokazał 52,7km/h :O

fnisz BM Poznań, jestem bliżej środka:P © wasp91zg

Po wszystkim zwinąłem się i wróciłem do wrocławia:)


Kategoria zawody, XCM