zawody
Dystans całkowity: | 2051.40 km (w terenie 1720.50 km; 83.87%) |
Czas w ruchu: | 107:31 |
Średnia prędkość: | 19.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.50 km/h |
Suma podjazdów: | 26457 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 184 (96 %) |
Suma kalorii: | 83635 kcal |
Liczba aktywności: | 76 |
Średnio na aktywność: | 26.99 km i 1h 24m |
Więcej statystyk |
DCR MTB Race Wrocław - rozjazd
-
DST
2.44km
-
Teren
1.00km
-
Czas
00:09
-
VAVG
16.27km/h
-
VMAX
24.50km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
145( 72%)
-
HRavg
122( 61%)
-
Kalorie 90kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
/1058471
Kategoria 4fun, trening, zawody
DCR MTB Race Wrocław - start
-
DST
26.28km
-
Teren
26.28km
-
Czas
01:08
-
VAVG
23.19km/h
-
VMAX
43.70km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Kalorie 1099kcal
-
Podjazdy
66m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oficjalne wyniki:
Czas 1:08:10
OPEN 13/82
M2 9/30Rozprowadzając grupkę
© wasp91zgGdzieś na kili
© wasp91zgAgrafka na trawniku i trawa w całym napędzie murowana
© wasp91zgKrótkie, a sztywne podjazdy :)
© wasp91zgPo wyścigowa chwila rozluźnienia
© wasp91zg
/1058471
Kategoria XCO, zawody
I edycja AZS MTB Cup - Kluszkowce - rozgrzewka
-
DST
3.68km
-
Teren
3.68km
-
Czas
00:32
-
VAVG
6.90km/h
-
VMAX
38.70km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
HRmax
172( 86%)
-
HRavg
159( 79%)
-
Kalorie 469kcal
-
Podjazdy
201m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
/1058471
Kategoria trening, zawody
I edycja AZS MTB Cup - Kluszkowce - start
-
DST
9.85km
-
Teren
9.85km
-
Czas
01:05
-
VAVG
9.09km/h
-
VMAX
38.80km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
HRmax
189( 94%)
-
HRavg
179( 89%)
-
Kalorie 1163kcal
-
Podjazdy
326m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Uczelnia + praca + trening = brak czasu
Krótka notka prasowa ode mnie o starcie w Kluszkowcach:
"Na wyścig w I edycji AZS MTB Cup pojechaliśmy w okrojony trzyosobowym składzie(Michał, Patryk i ja). Start w odległych Kluszkowcach był, podobnie jak organizator napisał o trasie, ciekawy. I to ciekawy przez duże C. Miejsce na zwody super, może daleko od Wrocławia, ale lokalizacja zapowiadała możliwość wytyczenia super trasy. Także oczekiwania względem trasy i apetyt na dobre ściganie był niemały. Niestety na miejscu wyglądało to trochę inaczej, bo impreza AZS MTB Cup wydała się potraktowana trochę po macoszemu przy rowerowym święcie Sony Vaio Joy Ride Festival. Parking u podnóża góry Wdżar, biuro zawodów na szczycie, podobnie jak start. Także kursowało się góra-dół, żeby cokolwiek załatwić. Totalny rozgardiasz, podobnie jak w samym biurze... Ale nadzieja na ściganie, pomimo takiej dezorganizacji, nie gasła. Do czasu... Trasa do ciekawych raczej nie należała. Dużo podbiegów i zbiegów, do tego bardzo krótka pętla licząca mniej jak 2km. W efekcie dało to godzinę ścigania, a może biegania. Sam nie wiem. Obstawa też nie była duża, ale pewnie to za sprawą lokalizacji i prognoz pogody, które zupełnie się nie sprawdziły. Pomimo tego, start miał kilka zalet. Były nimi ciekawe miejsca na trasie, zwłaszcza dwa zjazdy, które wymagały sporo techniki. Jeden rock garden widoczny z linii startu, a także singiel poprowadzony w małym lasku. Oba dały mi lekcje pokory. Na rock gardenie w pięknym stylu przeleciałem przez kierownicę. Tu jestem pełen podziwu dla ciuchów marki Kallisto za to, że nie poszły w drzazgi po przeszlifowaniu się w nich na kamieniach. Gdzie indziej na singlu nie wstrzeliłem się wystarczająco w ścieżkę i zawadziłem ręką o drzewo, znów zapoznając się z tamtejszym podłożem. Także walki trochę było. Szkoda tylko, że nie z innymi zawodnikami, a z trasą samą w sobie. Z drugiej strony podbiegi, które można było próbować jechać. Jednak traciło się więcej czasu wsiadając i zsiadając na nich z roweru, niż pokonując w całości na piechotę. Bo najpierw śliskie korzenie, kawałek przejezdny i na koniec kolejny rock garden, który był częścią podjazdu/biegu(sick?!). Niemniej cel był wytyczony, dojechać możliwie wysoko w klasyfikacji do mety i trzeba było walczyć od początku do końca. Niestety ze swojego wyniku nie jestem zadowolony. Zająłem odległe 4., 5., i 9. miejsca do tego w tak kameralnej obstawie, gdzie wystartowało mniej jak 30 mężczyzn łącznie. Natomiast z bardzo dobrej strony pokazał się Patryk, który zdominował wyścig w swoich kategoriach i osiągnął świetne 3. miejsce OPEN. Pokazał tym samym prawdziwy chart ducha na tej trasie. Wielkie gratulacje. Szkoda tylko Michała, który przez defekt szybko zakończył rywalizację. Podsumowując wyścig w Kluszkowcach: wybiegałem się jak nigdy, dostałem lekcję pokory i dowiedziałem że jeszcze sporo pracy przede mną nad techniką jazdy."
Do tego kupa strat sprzętowych: widelec wyrzygał olej, poprzecierana koszulka, połamany koszyk na bidon, pocięta opona, zeszlifowane kolejne zęby w blacie(wystające kamienie)...
Wyścig w liczbach:
- Czasy okrążeń:
1) 00:10:03
2) 00:09:22
3) 00:09:24
4) 00:09:45
5) 00:09:24
6) 00:09:16
7) 00:09:00
- Miejsca w poszczególnych kategoriach:
OPEN Mężczyzn 9/20(ukończyło 14) -1 okr. do zwycięzcy KLIK
U-23 Mężczyzn 5/11(ukończyło 8) -1 okr. do zwycięzcy KLIK
AZS Mężczyzn 4/9(ukończyło 8) -1 okr. do zwycięzcy KLIKNo to wio!
© wasp91zgPrawie nie było pozowane
© wasp91zg
/1058471
Kategoria XCO, zawody
IV Grand Prix Kaczmarek Electric MTB 2013 - Sulechów - rozgrzewka
-
DST
7.38km
-
Czas
00:23
-
VAVG
19.25km/h
-
VMAX
47.60km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
154( 77%)
-
HRavg
134( 67%)
-
Kalorie 255kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nogi ciężkie na rozgrzewce. Kręciłem z nadzieją na poprawę do chwili startu. Do tego kupa PROsów również rozkręcających się. Zapowiadał się ciekawy wyścig, na poziomie.
/1058471
Kategoria trening, zawody
IV Grand Prix Kaczmarek Electric MTB 2013 - Sulechów - start
-
DST
59.91km
-
Teren
57.50km
-
Czas
02:23
-
VAVG
25.14km/h
-
VMAX
52.10km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
178( 89%)
-
HRavg
176( 88%)
-
Kalorie 2470kcal
-
Podjazdy
386m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z powodu braku czasu przez uczelnię, pracę, trening... Krótka notka prasowa o starcie w Sulechowie:
"Pierwszy wyścig w innej i nowej dla mnie serii GP Kaczmarek Electric, był niewiadomą pod względem obstawy wyścigu i jego organizacji. Do tego start w jednej kategorii z wyjadaczami z grup Sante BSA, czy Superior Energy zapowiadał dobre ściganie. Od początku poszło mocne tempo z sektora. Pierwsze kilometry starałem się przejechać gdzieś w środku grupy, żeby zaoszczędzić trochę sił na pozostały dystans i nie jechać solo na pierwszych najszybszych kilometrach. Do tego na rozgrzewce czułem, że nogi mam jakby ciężkie. Niestety w pierwszej fazie wyścigu nogi nie kręciły tak, jak bym chciał i zwyczajnie jechało mi się źle. Dopiero po około 12km odblokowałem się i noga podała właściwie, ale wtedy było już za późno. Z powodu wcześniejszej niedyspozycji na dobre odjechały mi wszystkie pociągi, a profil wyścigu sprzyjał jeździe w grupie. Przez krótką chwilę jeszcze tasowałem się z Mateuszem z teamu na najszybszym szutrowym odcinku i miałem nadzieję, że uda nam się nawiązać współpracę na pozostałą cześć ścigu. Niestety po jednym z podjazdów nie zobaczyłem już Go za sobą. Także cały dystans to była walka solo, z mijaniem pojedynczych zawodników, którzy zostali pourywani z czoła wyścigu. Część z mijanych zawodników na chwilę łapała mi się na koło, jednak po każdym podjeździe zostawali z tyłu. Nie dawałem sobie wytchnienia do ostatnich metrów i walczyłem o każdą sekundę. Niemniej samodzielna walka z trasą i dystansem wyssała ze mnie wszystkie soki... Jestem zadowolony z osiągniętego wyniku w tak doborowym towarzystwie, choć wciąż czuję lekki niedosyt. Trasa sama w sobie była szybka, prowadzona głownie drogami leśnymi, z dwoma ciekawymi i względnie sztywnymi podjazdami, jednym fajnym prawie singlem i masą ścieżek z wystającymi korzeniami, na których rower 26" nie radzi sobie tak dobrze przy większych prędkościach. Trasa była oznakowana dość dobrze i w kwestii organizacji nic zarzucić nie mogę, poza zamieszaniem w biurze zawodów przed wyścigiem(dantejskie sceny...) - coś takiego nie powinno mieć miejsca. Do tego świetna pogoda, istne lato! Kolejny raz przekonałem się, jak istotną częścią startowej garderoby jest potówka Brubeck'a ;) Wielkie gratulacje dla chłopaków z teamu, którzy pokazali prawdziwą klasę i ścignckiego ducha! Nie zapominając o dziewczynach, które dzielnie walczyły z trasą :)"
W liczbach(międzyczas/miejsce)
1) 0:49:47 / 38
2) 1:31:03 / 34
3) 2:13:09 / 31
meta: 2:23:21 / 30
Zajęte miejsca:
http://www.online.datasport.pl/results813/wyniki/08_ELITA.pdf
http://www.online.datasport.pl/results813/wyniki/03_MEGA.pdf
ELITA Mężczyzn 19/29
OPEN 30/169
P.S. I to uczucie, kiedy na trasie wyprzedza się taką presonę, jak Pani Magdalena Sadłecka :) A na mecie ma się przeszło 5min przewagi nad Nią!
P.S.2. Kolejny start w następną niedzielę w AZS MTB Cup w Kluszkowcach. Będzie się działo!Koń Wojciech - gdzieś na trasie [fot. strefasportu.pl]
© wasp91zgMeta - walka o każdą sekundę
© wasp91zgNo i po wyścigu
© wasp91zg
/1058471
Kategoria XCM, zawody
VII Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2013 - Ochla - rozgrzewka
-
DST
8.25km
-
Teren
8.25km
-
Czas
00:36
-
VAVG
13.75km/h
-
VMAX
45.30km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
168( 84%)
-
HRavg
142( 71%)
-
Kalorie 436kcal
-
Podjazdy
76m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze przygotowany rower, to połowa sukcesu, reszta zależy od Ciebie ;)
© wasp91zg
Rozgrzewka, czyli spokojne objechanie trasy i szybkie obranie "ścieżki" na ścig. Oczywiście zanim na trasę się wyruszyło trzeba było przygotować sprzęt. Tu już standard. Montaż elektroniki, numeru startowego itd. Wyjazd na trasę i znów ten dreszczyk związany z niewiadomym. Może nie tak w 100% niewiadomym, bo jeszcze z rana do śniadaniowego makaronu obejrzałem film z objazdu trasy. Niemniej jednak, w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Chociażby mocny podjazd po betonowych płytach na wieżę na wzgórzu jagodowym, który ponoć miał 21%... Na filmie wyglądał na płaski :P
Ale objazd na spokojnie, żeby się nie zamęczyć i sprzętu nie zafajdać zbytnio. Z początku zabrałem się z grupką może 4 osób. Jednak na pierwszym podjeździe zostali za plecami... Chyba jednak lepiej, bo bez napinki mogłem ściechę oglądać. No i trasa zrobiła pozytywne wrażenie. Nie było dużo płaskiego, 3 sztywne podjazdy i kilka szybkich zjazdów. Brakowało tylko elementów technicznych.
Po objechaniu trasy, nogi trochę się rozruszały, ale zmęczony nie byłem i zadyszki też nie złapałem na trasie. Później zaczęło się kręcenie w okolicy linii startu.
/1058471
Kategoria zawody, trening, XCO
VII Zielonogórskie Grand Prix MTB Amatorów 2013 - Ochla - start
-
DST
28.49km
-
Teren
28.49km
-
Czas
01:15
-
VAVG
22.79km/h
-
VMAX
56.20km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
186( 93%)
-
HRavg
180( 90%)
-
Kalorie 1346kcal
-
Podjazdy
356m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbliżała się pora startu. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Żele przyszykowane w kieszeni każdy na odpowiednie okrążenie, świeży bidon w koszyku, galaretka z kofeiną zjedzona i pełna koncentracja.
Starałem się trzymać blisko "kreski" i już na 10min przed przy niej stałem. Wszystko było super, dopóki nie zaczęła się zbliżać 11 i coraz to więcej placków zaczynało się pakować przede mnie?! Śmieszne jest to, że stałem na samej kresce, więc oni byli przed nią... Szkoda słów, słabo, że organizator cofnął całą grupę tak żeby wszyscy się zmieścili do kreski, nevermid. I tak byłem pewien, że znaczną większość z nich objadę na pierwszych 100 może 200 metrach. Tak więc zbliżała się godzina startu. Ostatnie drętwe dowciapy, na które się zwyczajnie wyłączyłem i odliczanie... W tym momencie cel był jeden i myśli krążyły tylko wokół niego: 4 pętle po 6.5km, 3 mocne podjazdy, 1 szybki płaski odcinek i wszystko to trzeba pojechać ile fabryka dała i nie dać się zagiąć. Padło oczekiwane START!
Grupa ruszyła standardowo ospale, znaczy się drugi i trzeci rząd, bo czoło wypaliło jak z pracy i wiedziałem, że będzie pogoń na pierwszych metrach. Zrobiło się trochę miejsca i w korby. Pierwszy łuk w lewo, cała grupa się złożyła do zakrętu. Chłopak z "Sulima rowery" zaczął strasznie szeroko wychodzić w połowie łuku, powiedziałem mu że ma zaciskać i zacząłem go dopychać do wewnętrznej. No to poszły konie po... trawniku
© wasp91zg
Wyjście na prostą, stojąc i cisnąc co sił mijałem tych, którzy się wpakowali na starcie. Wiedziałem, że tak będzie, cóż... Grypa się przerzedziła i utworzył się szpic liczący może z 20 osób. Niestety byłem w jego ogonie, a może środku, tego nie wiem. Nie oglądałem się po starcie za siebie, bo interesowało mnie tylko to co dzieje się z przodu. Ale względnie zwarta grupa prała do przodu a ja wraz z nią. Miałem tylko nadzieję, że nie trafię na jakiegoś marudera i mistrza pierwszego kilometra. Na pierwszym podjeździe znalazł się i taki, niestety przede mną. Mocniejsze dokręcenie, minięcie go i ciśnięcie do czuba, który wciąż widziałem. Ale oddalał mi się. Oby tylko ten skok nie okazał się głupią stratą energii. Kolejny podjazd i kolejni zostawali za mną. Ale wciąż koło mi trzymał chłopak z "Dream Team", z którym w zeszłym sezonie się ciąłem. Skubany naciskał na mnie. Niestety, albo i staty byłem bardzo pewny siebie po przygotowaniach i grubych godzinach w siodełku. Zbliżaliśmy się do dłuższego podjazdu, najmocniejszy nie był, ale trzeba go było równo i mocno pracując pokonywać. Dokręciłem. Kolejny został i jeszcze jeden. Dysząc jak lokomotywa parłem do przodu, końcówka, wstałem z siodełka. Minąłem jeszcze jednego. Zakręt w lewo, obejrzałem się. Rywal został. Ten widok podniósł morale i wiedziałem, że teraz muszę jeszcze mocniej kręcić.
Zaczął się pościg za grupką 3 osób, które miałem w zasięgu wzroku. Niestety czołówka już mi odjechała. Tą gorzką pigułkę musiałem jakoś przełknąć, ale wyścig się jeszcze nie skończył. Zaczął się podjazd na jagodowe wzgórze. Krótki, ale wyciągający sporo z nogi podjazd. Zrzucenie na odpowiednie przełożenie i patrząc kawałek przed koło, utrzymując kadencję i redukując po drodze jeszcze o dwie koronki dojechałem do szczytu i mała grupka była już na wyciągnięcie ręki. Teraz albo nigdy Wojciech. Zaciągnięcie na środkowy blat. Wstałem z siodła, jedna, druga multiplikacja i już siedziałem im na kole. Uff... Chwila wytchnienia, w cieniu rywali na zjeździe. I kolejna sekcja podjazdów. Tym razem 3 następujące po sobie, z czego najgorszy jest ostatni, a na drugim można dużo ugrać. Pierwszy pokonany spokojnie z przeciwnikami. Dojazd do szczytu. Mocniejsze dokręcenie i wyjście na czoło grupy. Zjazd, szybki z delikatnymi hopkami pokonany na pełnej prędkości z przygotowanym przełożeniem na podjazd. Tu byłem tylko ja, nie myślałem o tym czy komuś zajadę, przeszkodzę czy cokolwiek. W końcu po to wyrwałem po pierwszym z nich. Podjazd pokonany, nie wiem co się dzieje za plecami. Znów zjazd i podjazd, ten najgorszy z sekcji, bo zakończony fatalnym korzeniem. I tu popełniłem błąd. Koło na korzeniu się ślizgnęło, trzeba było przebiec kawałek. Minął mnie jeden z "Kargowa Team". Tylko co z resztą? Wskakując na siodło myślałem tylko o tym, żeby utrzymać koło chłopaka, który mnie minął. Zjazd, ostro w lewo, oglądam się i... Nikogo, zostaliśmy sami. Nawet zeszłoroczny rywal zniknął. Wpadliśmy we dwóch na szybki i płaski odcinek. Zaczęliśmy dokręcać. Chyba obu nas zmotywował widok drobnych postaci ścisłej czołówki przed nami. Ale niestety oni też mieli mocne tempo. Dojechaliśmy do ostatniego podjazdu przed kolejnym wypłaszczeniem przed metą. I tu pokonana trasa bez większej historii. We dwóch wpadliśmy na prostą start-meta. Łuk w lewo. Łydka prawidłowo wytopiona :P (początek 2. okrążenia)
© wasp91zg
I rozbrzmiał głos komentatora oznajmiający dojazd kolejnej grupy na star, gdy my byliśmy na przeciwległej prostej. Trochę mnie to zdziwiło, zerknąłem na nich i było to dość spory pociąg. Do tego tata, który dzielnie mnie dopingował i był moim zapleczem technicznym krzyknął, że jestem 10. Tu wiedziałem, że siedzenie na kole nie da nic dobrego i zacząłem dokręcać. Wyskoczyłem do przodu, znów bez większej historii odcinek, aż do małej sekcji podjazdów. W tym momencie fotograf krzyknął "dawajcie! 10, 11 i 12!" Delikatna konsternacja, że jak to nas 3 jest... Ale nie ważne, jechałem swoje. Zjazd i znów wspinaczka na jagodowe. Uważając na kadencję i przełożenie wjechałem na szczyt. Wyskoczył przede mnie gość w koszulce z logo "red bike". Pojechałem za nim i muszę przyznać, że miał parę... W większości. Bo z nim pokonałem kolejne półtorej okrążenia. Wszystko było spoko, trochę mi odjeżdżał na wypłaszczeniach, zjazdy pokonywał szybko, ale mimo to musiałem dohamowywać za nim. Także pilnowałem kolesia przed sobą i na mocniejszych łukach zerkałem za siebie, czy dream team mnie nie dojeżdża. Tempo było fajne i nie ma co tu dużo pisać. Dystans leciał, to podjazd to zjazd, łyk z bidonu, żelek co okrążenie i wciąż z tym samym typem. Gdyby tylko nie podjazdy z nim na czele... A właściwie ich końcówka... Zawsze musiał się zatrzymać na końcu sztywnego podjazdu i się podeprzeć... Szczytem była sytuacja gdzie nagle w połowie podjazdu się zatrzymał i zaczął wbiegać. Oczywiście za każdym razem trafiałem w jego tylne koło, co skutkowało tym, że i ja stawałem... Na ostatnim kółku przy po raz wtórej takiej akcji krzyknąłem sroga urwę w jego stronę, bo już nie mogłem. Oczywiście gościu się odgroził. Co mnie jeszcze bardziej nakręciło, ale w pozytywnym znaczeniu. Pomyślałem "okej, zobaczę? tylko mnie najpierw złap". Dłuższy podjazd, multiplikacja i mocniejsze depnięcie. Nie miałem za wiele do stracenia, bo to już ostatnie koło, więc w ogródek pojechałem w trupa. Minąłem gościa i na szczycie obejrzałem się za siebie. Ku mojej uciesze, gościu zniknął. Wiedziałem, że teraz muszę dać tyle ile mogę. Znów pojazd na jagodowe, mijani zawodnicy, ale to już duble się sypały hurtowo. Zjazd, zakręt w lewo, kontrolne spojrzenie przez ramię. Gonili mnie. Chłopak z dream team, kargowa team i red bike. Ale miałem jeszcze bezpieczną przewagę. Kolejna sekcja podjazdów, tym razem 3 mocniejsze następujące po sobie. Szedł pełen ogień. Ostatni podjazd, widzę kibica. Krzyknąłem "jak daleko są za mną?" Odpowiedź nie brzmiała zbyt pokrzepiająco "spoko, daleko, tak z 20m" Zbyt spora to, to nie była przewaga... Nogi palą, w łydkach na przemian to lewa, to prawa łapią skurcze. A zbliżałem się do płaskiego szybkiego odcinka. Jeszcze tylko ostry zakręt w lewo i w korby. Rozkręciłem ile mogłem, położyłem się na kierownicy i zerknąłem na licznik "39,8km/h" Zacząłme sobie powtarzać "Już końcówka, dawaj. Dobre tempo, tylko to utrzymaj do podjazdu, oni nie będą wiele szybsi." Lekko w lewo i ukazał się podjazd. Kolejni maruderzy i kolejne duble. Ale już zaczynając pokonywanie go krzyknąłem żeby uważali. W tej serii zawsze podoba mi się kultura zawodników jadących bardziej rekreacyjnie. Każdy jak jeden zszedł z dobrej ścieżki. Spokojnie pokonałem podjazd. No bez przeszkód, bo spokojny nie był. Mocniejsze przełożenie i końcówka na stojąco. Szczyt, skręt w prawo. Teraz lekko z górki i płasko do mety. Jeszcze się obejrzałem. Pościg był dopiero na początku podjazdu. Teraz wiedziałem, że żadne oglądanie się nic nie da. W korby i rozkręcenie. Leciałem na złamanie w myślach tylko powtarzając "mocniej, mocniej, zaraz meta." Nogi już mnie paliły, ale nie odpuszczałem. W oddali już było słychać komentarz, ostatni zakręt w prawo. Redukcja przed zakrętem, złożenie się i znów w korby. Nie sprawdzałem co się dzieje za mną. Teraz, nawet gdyby coś się działo, było już za późno na jakieś korekty na dystansie. Ukazał się żółty balon na prostej start meta. Zacząłem mocniej naciskać i... Wpadłem na metę niezagrożony. Ale, zwątpiłem czy to już koniec, bo ani komentator, ani nikt nie dawał znać, że już po. Rozejrzałem się ze zwątpieniem i dopiero dziewczyna z obsługi wyścigu machnęła do mnie i krzyknęła "tu". Czyli jednak koniec, pomyślałem, skoro chcą już zabrać chip do pomiaru czasu, to musi być koniec. Dotoczyłem się do niej, zatrzymałem i wszytko ze mnie zeszło. Emocje, energia, myśli. Oddałem chip, odciąłem numer. Wszsytko robione bardziej z automatu, niż rozmyślnie. Zbiłem piątkę z chłopakami z goniącej mnie trójki. I już po.Bo elektronikę po wyścigu trzeba sprawdzić
© wasp91zg
Pierwsze co mnie zaszokowało, to zupełna pustka(nie wiem jak to określić) na koniec wyścigu. Nie wiedziałem co się dzieje, czy już koniec, czy jeszcze nie... Byłem wyjechany. Moja ekipa w postaci taty podała mi bluzę i mogłem się już odprężyć po wyścigu. Coś wypić, przegryźć, pogadać. Teraz tylko oczekiwanie na wyniki. Po chwili ku mojej uciesze i w pewnym stopniu też nie, pojawiły się. Byłem 8 OPEN, no okej. Tak jak w zeszłym roku na ochli, na trochę innej trasie, ale też tu. A jak w kategorii? Znów mieszane uczucia. W M2 byłem 2, czyli znów tak jak w zeszłym roku. Cóż super, bo objechałem zeszłorocznego rywala i to ja dyktowałem warunki przez wyścig, do tego pudło. No i zrealizowany plan minimum 8 OPEN i 2 M2. Ale apetyt był na więcej... Cóż pozostało, jak ogarnięcie się i wyczekiwanie na rozdanie nagród już po cywilnemu.Pierwsze pudło sezonu 2013 :)
© wasp91zg
Ogólnie wrażenia dość pozytywne. Fajna trasa. Byłem, jestem na chwilę obecną dobrze przygotowany kondycyjnie i technicznie, ale liczę na ciągły progres ;) A co ważniejsze, nie mogę sobie nic zarzucić po wyścigu, bo dałem z siebie ile mogłem. Jakby nie było zdiurawienie po wjeździe na metę to nie jest rzecz normalna. Wskazanie pulsometru po wyścigu również pozytywne, bo całość pojechana równo. Do tego zmierzyłem się z dawnymi przeciwnikami i teraz to ja okazałem się wziąć górę. No i poza wyścigiem udało się trochę czasu z familią spędzić.
W suchych danych ścig wygląda następująco:
Oficjalny czas: 1:15:09
Między czasy poszczególnych okrążeń:
1) 00:18:19
2) 00:18:43
3) 00:19:07
4) 00:18:50
Pozycje:
OPEN 8/90
M2 2/28
Generalka GP Zielonogórskiego:
OPEN 8 - 100pkt do lidera
M2 2 - 51pkt do lidera
/1058471
Kategoria zawody
GP Wlkp. w Maratonach Rowerowych MTB 2013 - DOLSK - rozgrzewka
-
DST
6.64km
-
Teren
6.00km
-
Czas
00:21
-
VAVG
18.97km/h
-
VMAX
30.90km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
HRmax
163( 81%)
-
HRavg
122( 61%)
-
Kalorie 197kcal
-
Podjazdy
54m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Śmiało mogę powiedzieć, że dojazd w świetnym towarzystwie, pozytywnie nastawił na ścig. Oczywiście zaczęło się od szukania wspólnymi siłami miejsca startu, a następnie miejsca na auto. Po ogarnięciu tematu przyszedł czas wyszykowanie roweru i zamontowanie na sobie trykociku teamu, który w tym roku(a może i dłużej jak mnie zechcą:P) postaram się godnie reprezentować, Mitutoyo AZS Politechnika Wrocławska. Później już czas na delikatną spalarkę przed startem. Dołączyłem do chłopaków z teamu. Jednak chwilę po każdy zaczął kręcić w swoim tempie i nie wyłamałem się z tego. Jakby nie było, każdy potrzebuje w inny sposób rozgrzać nogę przed startem. Zaliczyłem tym samym ostatni przed metą podjazd. Zwiastował ciekawe "dojechanie" przed końcem. Czemu? Bo był to podjazd w mocno kopnym piachy, do tego z wmordwwind'em. Ale w związku z taką zapowiedzią końcówki, pojawił się u mnie delikatny uśmiech. Po krótkim przekręceniu trzeba było udać się na start i, w tym momencie aż zakląłem. Klasycznie pozostały dla mnie ogony stawki :| Z resztą podobnie jak dla każdego, kto chciał trochę lepiej rozkręcić nogę. Cóż poradzić. Ustawiłem się w sektorze i grzecznie czekałem do momentu, kiedy zaczęło się odliczanie do startu...
/1058471
Kategoria trening, XCM, zawody
GP Wlkp. w Maratonach Rowerowych MTB 2013 - DOLSK - start
-
DST
42.17km
-
Teren
36.56km
-
Czas
01:33
-
VAVG
27.21km/h
-
VMAX
51.80km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
188( 94%)
-
HRavg
169( 84%)
-
Kalorie 1500kcal
-
Podjazdy
160m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy start sezonu, żeby sprawdzić na czym stoję. Do tego doszła lekka presja, ale też motywacja, bo start w nowych barwach teamowych. No i ciekawe sprawdzenie gdzie się w teamie znajduję. W efekcie dojechałem jako 5 z teamu do mety tracąc do pierwszego trochę ponad 5min(sporo) i 19sek do czwartego, więc nie jest źle ze mną.
Założenia przed startem były następujące: zmieścić się z czasem poniżej 1:30:00 i uplasować w pierwszej 30 OPEN.
Założenia udało się zrealizować i to dość przyzwoicie.
Oficjalne wyniki są następujące:
dystans: 39km
czas: 1:27:49
miejsca:
- OPEN 23/286
- M2 23/64
Niestety brak czasu spowodowany pracą, sporą ilością bieżących i zaległych spraw na uczelnie oraz treningi, skutecznie odwodzą mnie od dokończenia normalnej relacji ze startu... Ale robi się... Tu trochę bardziej skrótowo/oficjalnie teamowo:
"Pierwszy start w sezonie, który miał powiedzieć "na czym stoję po zimie". Efekt był całkiem miłym zaskoczeniem, choć po wjeździe na metę odczuwałem pewien niedosyt. Na wynik końcowy duży wpływ miał początek wyścigu, szybkie przedostanie się do przodu i załapanie do dobrego pociągu, a później utrzymanie równego tempa. Na trasie nie było elementów, które wymagały sporo techniki i prawdę mówiąc trochę tego zabrakło. Jednak te braki nie sprawiły, że wyścig stał się nudny. Jazda w koleinach, czy na "wybijającej z równowagi" nawierzchni blisko koła poprzedzającego zawodnika, dawała dostatecznie sporo zajęcia. Na pewno po tym wyścigu w pamięci zostanie ostatni, chyba zrobiony na przysłowiowe dobicie, podjazd w kopnym piasku oraz niezliczona ilość luźnych patyków na trasie, z czego jeden niefortunnie znalazł się w przednim kole. Duży plus należy się organizatorowi za dobre oznakowanie trasy i osobę pilnującą właściwej drogi na każdej krzyżówce."
/1058471
Kategoria XCM, zawody