Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 814.14 km (w terenie 363.22 km; 44.61%) |
Czas w ruchu: | 38:11 |
Średnia prędkość: | 21.32 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.90 km/h |
Suma podjazdów: | 2515 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (89 %) |
Suma kalorii: | 27223 kcal |
Liczba aktywności: | 39 |
Średnio na aktywność: | 20.88 km i 0h 58m |
Więcej statystyk |
trening - rozjazd
-
DST
19.87km
-
Teren
15.30km
-
Czas
00:51
-
VAVG
23.38km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
138( 69%)
-
HRavg
113( 56%)
-
Kalorie 390kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Spokojny rozjazd po wałach, po ostatnich tygodniach treningów oraz startów. Delikatnie kręcone kilometry po płaskim, ciesząc się pogodą i bliskością natury. Pilnowanie tętna pozwoliło na jazdę w taki sposób, że nawet spróbowałem się spocić:P W sumie można by powiedzieć, że wyszła prawie objętościówka. Fakt, że z czystego łakomstwa wjechałem sobie na kili na dwa sposoby i to wtedy osiągnąłem swoje maksimum, jeśli chodzi o tętno. Plusem jest to, że nogi nie bolą, a nawet trochę mniej odczuwam zmęczenie niż po przebudzeniu. Od jutra jednak zaczynamy znów na spokojnie wchodzić na obroty, ale nadal z pewną dozą spokoju.
Pewnie będzie się tego dłużej słuchało niż czytało smętny opis, ale genialnie się przy tym kręci. Polecam ;)
Kategoria 4fun, trening
downhill ze Śnieżki
-
DST
13.83km
-
Teren
9.12km
-
Czas
00:57
-
VAVG
14.56km/h
-
VMAX
53.27km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
HRmax
135( 67%)
-
HRavg
118( 59%)
-
Kalorie 484kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po zakończonym wyścigu, była chwila wytchnienia, ale nie była ona zbyt miłą. Temperatura dała się weznaki(bagatela 4 stopnie Celcjusza). Po około godzinie wyczekiwania zaczęło delikatnie trząść za sprawą chmur, które skutecznie blokowały słońce i wiatru.
Przyszło tak stać prawie 2h, zanim zaczął się najdłuższy zjazd, jaki kiedykolwiek jechałem. Kolumna prawie 400 osób zaczęła się powoli toczyć w dół. Z początku było fajnie, ale z każdym kilometrem zapach palonych klocków i drętwiące ręce zaczynały drażnić. Były dwa postoje, żeby grupa się za bardzo nie rozciągnęła. Po raz kolejny musze przyznać, że kamienie, z których jest wykonana trasa na szczyt nie są fajne.
Kategoria 4fun, zawody
UPHILL na Śnieżkę - start
-
DST
13.83km
-
Teren
9.12km
-
Czas
01:07
-
VAVG
12.39km/h
-
VMAX
56.90km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
182( 91%)
-
HRavg
178( 89%)
-
Kalorie 1166kcal
-
Podjazdy
1012m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z pozytywnym i bojowym nastawieniem pojawiłem się na linii startu honorowego na stadionie w Karpaczu. Plan minimum, jak sobie postanowiłem dzień wcześniej był następujący: miejsce w pierwszej 40 OPEN i czas poniżej 75min na szczycie. Udało się ustawić w okolicy 5-6 rzędu, obok stał kolega z podróży Michał. Trochę gadki, śmiechu i ostatnie pytania do niego odnośnie góry, bo pokonywał ją już 2 raz. Warto, więc było skorzystać z wiedzy kogoś doświadczonego i jego porad odnośnie zdobywania "Królewny Śnieżki". Jest 9:55, kolumna przemieszcza się na linię startu właściwego na głównej ulicy przy DW Bachus. Ostatnie komunikaty organizatora, szybka zmiana kompresji w widłach(początek po asfalcie i zbędne jest pompowanie widelca), zerknięcie czy przełożenie jest właściwe, ostatni łyk izo przed startem. Wszystko gotowe i rozpoczęło się odliczanie. Padło START, rozległa się syrena z wozu pilotującego stawkę, pulsometr zaczął odliczać moje 75min i w drogę.
Początek jak to zawsze ostry. Slalom między zawodnikami, którzy pojawili się z przodu i dokręcanie tempa. Jakby nie patrzeć pierwsze 500m podjazdu pokonałem z prędkością blisko 30kmh, później było spokojniej. Cały asfaltowy odcinek z centrum Karpacza, aż do wjazdu przy świątyni WANG jechałem z prędkością między 20-22kmh. Fakt, że łatwo na asfalcie o takie i wyższe prędkości, jednak nie chciałem się zajechać na samym początku. Jakoś w połowie odcinka grupa się rozciągnęła i jechałem widząc małe pociągi przed sobą, bądź też je mijając. Ten asfaltowy odcinek miał jeszcze jedną zaletę. Żadnych samochodów, także można było każdy łuk optymalnie pokonać, nie martwiąc się o potrącenie. Jazda była dobra, starałem się utrzymać rytm nucąc sobie przy tym "mniej niż zero"(do tej pory nie wiem, czemu akurat to...). No i nadszedł moment, kiedy ukazał się mocno nachylony, kamienisty podjazd do świątyni WANG. Szybkie zamieszanie na koronkach. Redukcja z przodu na młynek i zrzucenie na kasecie dwie koronki w niżej, aby kadencji nie stracić i jazda. W tym momencie zaczęło się podciąganie łańcucha o koronkę wyżej i wyżej, i wyżej. Na przełożeniu 22-28T, lekko kręcąc minąłem paru zawodników, którzy nie wiem czemu, pokonywali ten podjazd ambitnie z łydki... Zobaczyłem zawodnika Whirlpool Teamu, Kamila Dziedzicia. Postanowiłem go dojść. Udało się, ba nawet go minąłem. Jednak nie dał za wygraną i zaczęliśmy się tasować, cały odcinek przy WANGu i przez pierwszych parędziesiąt metrów za wjazdem do parku.
Była to około 15min zmagania z górą. Po jakimś czasie udało mi się urwać Kamila, tak mi się wydawało w tamtej chwili. Jazda pod górę była dość monotonna, jakby nie było. Z przełożeniami nie było za dużo kombinacji, jedynie walka o utrzymanie kadencji na wybijających z rytmu kamolcach. Całą drogę od świątyni, do Strzechy Akademickiej pokonałem sam. Były momenty drobnych przetasowań. Zawodnicy z dołu mnie dochodzili jechali chwilę przede mną, później ja ich dochodziłem i zostawali z tyłu. Jednak z 3 osoby, z którymi tak się "czarowałem" odjechały mi. Cóż, nie mam nie wiadomo jak mocnej łydki, a starałem się jechać odpowiednio rozkładając siły. Udawało się nawet uciąć krótkie pogawędki podczas jazdy. Jednak nie była to ambitna wymiana zdań. Raczej coś w stylu "Oj idzie podjazd w łydkę" albo "Lekka to ona nie jest", co zazwyczaj spotykało się z odpowiedzią w stylu "No, ku... tak" :P uśmiech i dalej w górę. Mijane grupki wycieczkowiczów też były miłym zjawiskiem. Zabawny, a zarazem miły doping. Brawa, pokrzykiwanie "dawaj!", "hop hop!" i inne odgłosy podnosiły na duchu i dodawały sił. Fotografów amatoró też nie brakowało. Tak też się pokonywało kolejne kilometry, ciągle szukając optymalnej, możliwie mało telepiącej ścieżki. Do tego z każdym metrem wyżej spadała temperatura. Fakt, że rozgrzany i ciągle pracujący tego nie czułem, ale widok parujących(nie przesadzam) zawodników z przodu i to, że na okularach zaczęła pojawiać się większa mgła, dawało do myślenia. Do tego ta niefortunna para na okularach zmusiła mnie do ich zdjęcia, bo możliwość wytyczenia ścieżki z 30cm wyprzedzeniem nie miała sensu. Bez nich było jakoś tak dziwnie, ale bardziej przejrzyście:P
Na około kilometr przed Strzechą Akademicką znów doszedł mnie Kamil Dziedzic. Nie udało mi się utrzymać odpowiednio wysokiego tempa, szkoda. Trochę mi odjechał. Za kolejnych 100m doszedł mnie Michał, z którym jechałem do Karpacza. Szybka wymiana zdań i wyforował się przede mnie. Do strzechy Akademickiej trzymałem mu koło, dzięki temu znów doszedłem do zawodnika Whirlpool Teamu. Niestety nie na długo. Zaraz za wodopojem przy strzesze odjechał i on, i Michał.
Tak na marginesie. Zaobserwowałem ciekawą zależności, co potwierdza zaletę 29era. Michał mijał gościa na podobnym fullu do swojego, ale na kółkach 26". Zawodnik ten podskakiwał jak pijany ping pong na kamieniach, a Michał jak czołgiem równo przejechał obok. Daje to do myślenia...
Ja swoim rytmem i tempem pokonywałem kolejne metry. Starałem się utrzymać ich w polu widzenia, udawało się. Do tego udało się minąć kilku innych zawodników. Skręt w lewo na Spalonej Strażnicy i po całkiem płaskim odcinku, który łagodnie przeszedł w zjazd dokręciłem tempo. Szybkie wrzucenie na twardsze przełożenia i odpowiednie rozkręcanie, a prędkość sama wzrastała. W tym momencie zacząłem żałować, że zdjąłem okulary. Nawet przez myśl mi przeszło, żeby je założyć. Ale zdrowy rozsądek do tego nie dopuścił, bo puszczenie kierownicy na kamolcach przy prędkości ponad 40 i 50kmh, mogło się źle skończyć. Tak, więc zacząłem "płakać”, ale jakoś pokonałem ten odcinek. Nagle widok, który odkrył we mnie dodatkowe pokłady sił. Bo wstyd przyznać, ale w okolicy 9km zacząłem wątpić czy zdążę zmieścić się w swoim minimum. Jednak widok Domu Śląskiego i wjazd na "autostradę śnieżka" dodał mi sił. Zerknięcie na pulsometr 0:55:32, licznik pokazywał 12.10. Dam radę, nie ma opcji, że nie. Multiplikacja przełożenia, mocniejsze dokręcenie i dalsza jazda pod górę. Nogi zaczynały już delikatnie palić. Mijam palik z napisem 1km. No nie ma zmiłuj, naciskam jeszcze mocniej. Widzę przed sobą około 5 osób w odległości tak 50-60m. Cisnę co sił, bo to przecież końcówka. Doszedłem do nich, zaczynam mijać. Sam się sobie zacząłem dziwić skąd we mnie tyle sił, ale skoro mogę tak, to da się jeszcze szybciej. Minąłem ich, kolejna tabliczka 100m, czuję się jakby nogi palił mi żywy ogień. Droga zrobiła się jeszcze bardziej nierówna, bardziej stroma i zaczęło mocniej wiać. Nie chciałem się poddawać, ale żałowałem tylko jednego. Czemu mam rower na małych kołach, który jest tak podatny na nierówności... Ale walczyłem. Skręt w prawo i boczny wiatr zmienił się w najgorszy wmordę wiatr. Kawałek prosto, walka z wiatrem, ze sobą. Po lewej zaczęło się coś wyłaniać. Do tego ludzie na bokach drogi zaczęli głośniej klaskać i krzyczeć "już koniec! ostatni podjazd! dawaj!". Usłyszałem dźwięk komentarza i w myślach mówiłem sobie "to już koniec, dawaj mocniej, przecież możesz". Skręt w lewo i droga znów pochylona, jak przy wjeździe do świątyni, ale siły już inne. Przełożenie 22-32T, ostatnie możliwe przełożenie, jakie miałem. Bardziej miękko już się nie dało i mocno w górę. Ostatnie parę metrów, do odcięcia.
Meta, koniec, nie wierzę. Zatrzymuję pulsometr i jeszcze większa radość. 1:07:10! Zmieściłem się! Nie mogłem uwierzyć, że żółtodziób jakim jestem, pokonał 13,83km w poziomie i 1012m w pionie, w czasie jaki sobie postawił. Niesamowite uczucie, radość i poniekąd duma. Organizator uściska dłoń, zakłada pamiątkowy medal. Adrenalinka nadal działa. Miałem ochotę skakać i na tej ochocie się skończyło, bo ledwo stałem. Bardziej chciałem usiąść. Jednak musiałem znaleźć swoje rzeczy, wśród porozrzucanych toreb z numerami. Szybko zamontowałem się w bluzę i dresy. U góry spotkałem jeszcze Michała, chwila rozmowy trochę śmiechu i musiałem mu to przyznać, ma chłop stalową łydę. Łyk gorącej herbaty, konsumpcja batonika i banana z paczki żywnościowej i koniec wyścigu. Krótkiego wyścigu, ale jak satysfakcjonującego. Takiego, którym można sobie pokazać, że się da, jeśli tylko bardzo się czegoś chce. Takiego, którym można przesunąć sobie pewną granicę jeszcze kawałek dalej.
Teraz zobaczymy co czas przyniesie, może za rok uda mi się zejść poniżej 65min? Ale do tej chwili jeszcze sporo wody musi upłynąć.
Jedyne czego żałuję, to tego, że nie było czasu(wiem jechałem wolno, ale treba było pilnować drogi), aby podziwiać widoki. Cóż, szkoda. Może kiedy indziej. Koniec końców, jest zadowolony i doszedłem do pewnego wniosku, który zamknie się w 2 słowach: NIENAWIDZĘ KAMOLCÓW!
A jeśli chodzi o suche dane, to prezentują się one następująco.
Pozycje jakie zająłem:
OPEN: 30/384
M2: 17/123
Międzyczasy/pozycję:
4km: 0:14:48/34
8,5km: 0:40:22/31
META: 1:07:02/30
Kategoria zawody
UPHILL na Śnieżkę - rozgrzewka
-
DST
4.76km
-
Czas
00:26
-
VAVG
10.98km/h
-
VMAX
46.90km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
167( 83%)
-
HRavg
155( 77%)
-
Kalorie 365kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozpoczęło się pobudki o 4(planowanej), a udało się 4:45. Szybkie ogarnięcie się i w drogę pod SkyTower na wyjazd. 6:30 byliśmy w drodze(Wojtek W., Michał D. i ja). Podróż spokojnie z jednym postojem. Fakt, że mieliśmy trochę opóźnienia, bo zamiast planowo o 8:30, a dotarliśmy jakoś 8:50. Pogoda była dość niepewna, ale od czasu do czasu przebijające się słońce napawało optymizmem. Szybkie ogarnięcie rowerów(zdjęcie z dachu) i w drogę po numer, koszulkę i oddanie cieplejszych rzeczy do ubrania na szczycie. Numer, jaki mi przypadł to 227. Później już pozostało ogarnięcie się do startu. Zrobienie izo, batonik przedstartowy, dopięcie wszystkiego do roweru i w siodełko.
W ramach rozgrzewki pokonanie kilku podjazdów dla rozkręcenia nogi, ale na spokojnie. Fakt, że mój wybór jazdy na krótko-krótko nie był najlepszym pomysłem na zjazdy. Ale lepiej tak, niż zagotować się na podjeździe. Rozwalił mnie widok jednego z zawodników z fajką na pół godziny przed startem. Ale co mu się dziwić, "przeca to góry i płucko czeba dotlenić" :P Później udanie się na linię startu honorowego(tak to chyba można nazwać) na stadionie i zajęcie miejsca w pierwszych rzędach. Później pozostał tylko start, góra i ja.
Kategoria trening, zawody
trening - szosa
-
DST
27.00km
-
Czas
00:54
-
VAVG
30.00km/h
-
VMAX
38.93km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
HRmax
162( 81%)
-
HRavg
148( 74%)
-
Kalorie 696kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni trening kompensacyjnie przed startem w UPHILLu.
Kategoria trening
do i z pracy
-
DST
10.30km
-
Czas
00:28
-
VAVG
22.07km/h
-
VMAX
38.05km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 206kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun
trening - XC
-
DST
21.00km
-
Teren
20.12km
-
Czas
01:04
-
VAVG
19.69km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
177( 88%)
-
HRavg
151( 75%)
-
Kalorie 876kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bardzo przyjemnie przekręcony trening. Jazda po K2 i wałach, a dokładnie rundki na kili przeplatane "rozjazdem" po wałach. Nacisk położony przede wszystkim na podjazdy. Poza tym, ostatnie umiarkowane opady i słońce sprawiły, że cała trasa na K2 jest bardzo przyczepna i super się po niej jeździ. Jednak kolejne "prace" ludzi, którzy próbują stworzyć tam coś w stylu ścieżek i sam już nie wiem czy do DH, czy pod FR, zaczynają mnie strasznie mierzić. Nie dość, że ciągle coś rozkopują i w nowych miejscach skutecznie psując już powstałe ścieżki, na których super się podjeżdża/zjeżdża, to jeszcze stare niedorobione zostawiają. Bo ciężko jest przemyśleć cały koncept elementu, lepiej na gorąco go zrobić, spierdolić to, co już wcześniej tam było, a później dojść do wniosku, że to jednak nie to i pójść gdzieś indziej znów rozkopywać... Porażka...
Kategoria trening
do i z pracy
-
DST
11.55km
-
Czas
00:38
-
VAVG
18.24km/h
-
VMAX
31.19km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Kalorie 229kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun
trening - XC
-
DST
24.62km
-
Teren
23.71km
-
Czas
01:23
-
VAVG
17.80km/h
-
VMAX
38.05km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
169( 84%)
-
HRavg
157( 78%)
-
Kalorie 1192kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po dniu przerwy znacznie lepsze samopoczucie i chęć odbycia treningu też większa. Tym razem bez zakłóceń pojechałem pokręcić się na K2 z zamiarem przekręcenia w całości, równo, trening. Delikatna rozgrzewka, 6 kółek na kili i rozjazd do mieszkania. Zmęczyć się zmęczyłem, ale nie na tyle mocno żeby się skatować. Ogólnie treningi w okresie między startami są dla mnie swego rodzaju wyzwaniem. Chciałoby się zrobić coś więcej na treningu, ale jednak nie można. Strach przed przepaleniem się przed startem uruchamia swego rodzaju hamulec bezpieczeństwa. Także te treningu polegają głównie na podtrzymaniu formy, ale bez wycieńczania organizmu. Stąd trochę mniejsze jednostki i ciut mniejsza intensywność. Choć nie staram się unikać jazdy w wysokim tętnie i prawie siłowego pokonywania podjazdów. Jednym z elementów, które nie ulegają zmianie to pilnowanie techniki podczas jazdy. Kontrola roweru i sposób, w jaki się pedałuje stanowią główne punkty ostatnich treningów. Do tego wiem, że po treningu nie będzie czasu na właściwą regenerację w związku ze zmianami w pracy, co dodatkowo utrudnia cały proces. Choć jako plus traktuje popołudniowe zmiany, bo mogę kręcić w fajnych rannych godzinach, zbliżonych to tych startowych. Niemniej sielankowe to, to nie jest. Ale kto mówił, że będzie łatwo...
Kategoria trening
trening - XC
-
DST
9.85km
-
Teren
9.20km
-
Czas
00:28
-
VAVG
21.11km/h
-
VMAX
35.23km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
HRmax
169( 84%)
-
HRavg
127( 63%)
-
Kalorie 273kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kompletny niewypał treningowy. Począwszy od tego, że wstając rano ledwo zwlokłem nogi z łóżka, przez ciągłe uczucie sytości na odparzonym kroku kończąc. Mimo fatalnego samopoczucia od samego rana postanowiłem jednak wyjść zakręcić. Szybko jednak zostałem sprowadzony na ziemię i planowany trening na K2 poszedł się... Właśnie brzuch i to, że nie mogłem znieść kontaktu z siodełkiem sprawiło, że wróciłem do mieszkania i potraktowałem ten dzień, jako dzień na regenerację. A powinno to nastąpić zaraz po bike maratonie. Cóż nie można mieć wszystkiego, tym bardziej, że dzień po starcie wylądowałem w pracy na bagatela 10h. Do tego poniedziałkowy trening, który był widocznie zbyt intensywny i przepis na zmęczenie gotowy. Cóż, oby w przyszłości nie popełnić tego samego błędu.
Kategoria trening