Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 814.14 km (w terenie 363.22 km; 44.61%) |
Czas w ruchu: | 38:11 |
Średnia prędkość: | 21.32 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.90 km/h |
Suma podjazdów: | 2515 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (89 %) |
Suma kalorii: | 27223 kcal |
Liczba aktywności: | 39 |
Średnio na aktywność: | 20.88 km i 0h 58m |
Więcej statystyk |
do i z pracy
-
DST
9.61km
-
Czas
00:26
-
VAVG
22.18km/h
-
VMAX
33.37km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
Kalorie 194kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun
trening - szosa
-
DST
42.24km
-
Czas
01:22
-
VAVG
30.91km/h
-
VMAX
39.02km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
174( 87%)
-
HRavg
154( 77%)
-
Kalorie 1141kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy trening po BM w Janowicach Wielkich. Padło na szosę, żeby trochę dłużej równo pokręcić. Dystans normalny jak na mój trening szosowy. Głównym i jedynym elementem było kręcenie, czyli kadencja i technika pedałowania. Pobocznie pilnowałem prędkości. W pierwszej fazie leciało się cudownie, bo wiało w plecy i na liczniku nie pojawiła się prędkość poniżej 35kmh, później niestety nie było tak fajnie. Najpierw mocniejszy wiatr z boku i koło-żagle ciągle mu ulegające, żeby w końcówce jechać z wmordę wiatrem. Wtedy prędkość spadał trochę, bo starałem się kręcić w okolicy 31kmh. Bardzo dużo w utrzymaniu prędkości pomagało rytmiczne kręcenie i przywiązanie uwagi do tego, żeby pedałować w płaszczyźnie poziomej, a nie pionowej. Na koniec delikatne rozkręcenie po wałach do domu.
Cóż po maratonie na treningu wciąż odczuwalne lekkie zmęczenie, ale trochę się zmniejszyło po. Może to kwestia wprawienia mięśni w ponowną pracę na rowerze? Bo na pewno 10h w niedzielę na stojąco w pracy nie pomogło przy regeneracji.
Teraz pozostało odliczanie dni do UPHILLu :)
Coś do posłuchania, co ostatnio nie daje mi spokoju:
Kategoria trening
do i z pracy
-
DST
9.86km
-
Czas
00:27
-
VAVG
21.91km/h
-
VMAX
35.23km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 197kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun
Bike Maraton Janowice Wielkie - start
-
DST
45.34km
-
Teren
40.34km
-
Czas
02:40
-
VAVG
17.00km/h
-
VMAX
56.90km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
185( 92%)
-
HRavg
163( 81%)
-
Kalorie 2428kcal
-
Podjazdy
1503m
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bike Maraton w Janowicach Wielkich zapowiadał się przednio. Zwłaszcza za sprawą prognoz i z widokami gór na miejscu. Dojazd w miłym towarzystwie też swoje dał. Jedynie pozostawało mieć nadzieję na dobry występ, choć innej możliwości nie widziałem. Założenie przed maratonem to pierwsza 100 i czas poniżej 2h30min.
Czas rozpoczęcia maratonu dobiegał końca i trzeba było się skierować w stronę sektora. Start z drugiego sektora był dla mnie lekkim zaskoczeniem, bo gotowy byłem na jazdę z ostatniego z racji opuszczania większości edycji. Na 5min przed stanąłem przy wejściu do niego, bo w nim już nie było miejsca. Zaczęło się odliczanie. 5, 4, 3, 2, 1, start. Wszystko w tym momencie było w moich rękach. No właściwie to nogach.
Sektor ruszył, pierwsze 100m spokojnie, bo miejsca mało. Dojazd do krzyżówki, trochę szerzej i zaczęło się kręcić. Początek asfaltem, więc od razu widły zblokowane i co chwila zrzucanie koronka niżej. Z ciekawości zerknąłem na licznik i nie wiem, kiedy, nawet tego nie poczułem, a na komputerku widać było 42kmh. No ładnie i to jeszcze delikatnie pod górkę. Dobrze, że nie w czubie a w grupie jechałem. Mogłem spokojnie przechodzić kolejnych zawodników. Slalom między nimi przysporzył mi sporo frajdy, ale wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Delikatne zwolnienie, zakręt w prawo i pierwszy 5km podjazd. Prędkość na liczniku nieubłaganie zaczęła lecieć w dół. Spojrzenie na pulsometr 178bpm. Okej, utrzymać taki rytm i spokojnie, jeszcze z zapasem łyknę podjazd. Bardzo uważałem na kadencję i starałem się miękko kręcić, co nie szło na marne. Co chwilę dojeżdżałem do koło i hop przed zawodnika, sporadycznie mówiąc "jadę z prawej" czy "jadę z lewej". Pełna kulturka, informowałem gdzie będę, zawodnik często gęsto delikatnie zjeżdżał, a jak nie, to pilnował aktualnego toru jazdy. Super pozytyw. Także cały podjazd było mijanie, ale z rozsądnym rozłożeniem sił. Do momentu, kiedy złapałem koło chłopaka w zielonkawej koszulce, miał fajne tempo i wiedziałem, że może to być fajny zając na najbliższe kilometry. Cóż wszystko było super. Jednak spojrzenie na licznik nawet nie połowa podjazdu, a ja mam już prawie 20min w siodełku. Nie to się nie dzieje. Ale kręciłem dalej. Wreszcie dojazd do wypłaszczenia i pamiętałem z profilu trasy, że za nim będzie lekko z górki, a później znów podjazd. Chwila wytchnienia dla nóg? Skąd, że znowu. Trzeba było ciągle dokręcać, żeby utrzymać się w tym miejscu, które wypracowało się na podjeździe. Zrobiło się trochę bardziej stromo i układ drogi nie sprzyjał w kręceniu, lekki odpuszczenie i lecimy w dół. Mijam jednego, drugiego zawodnika na poboczu, walczącego z kapciem. Pomyślałem sobie "dobrze, że to nie ja, ale to raczej niemożliwe, jeszcze kapcia nie złapałem na ścigu". Pędziłem dalej, do momentu... Usłyszałem tylko głośne "JEB JEB" i wiedziałem, że w tym momencie dobiłem obie opony do obręczy. To się nie działo... Spojrzenie na koła, jest ok. Niestety okazało się, że nie. Końcówka zjazdu lekki łuk po asfalcie w prawo i podjazd, a mi zaczyna nosić rower. Patrzę na tył, jest cacy. Przód i... Osz kur... Kapeć, dorwałem snake'a. Wykrakałem, ale cóż nie ma co się załamywać. Zeskakuję z roweru, wypinam koło nie minęły 2min i przebita dętka wywalona z opony. Wkładam drugą, układam oponę i łapię za pompkę. W tym momencie wszystko się zawaliło i po 5min walki z nią, patrzę na uszczelkę. Wykruszyła się, no zajebiście?! W tej chwili stoję i nawołuję "pożyczysz pompkę", "ma ktoś pompkę pożyczyć". Mijali mnie i tylko zerkali. No zajefajnie. Najgorsze, że mijali mnie Ci zawodnicy, których objechałem w początkowej fazie podjazdu. Strata czasowa zaczęła mnie drażnić. Ale zatrzymał się ktoś "masz, oddasz gdzieś na mecie" i pojechał. Krzyknąłem tylko, że zaraz podpompuję i oddam jeszcze na trasie. Parenaście pociągnięć tłokiem, koło jakoś napompowane na siodło i jazda. Szybki look na pulsometr, straciłem koło 20min... Za dużo... Byłem tak podenerwowany całą sytuacją i chęcią odrobienia straty, że sam sie sobie dziwiłem. Wszystkich, którzy mnie minęli na moim przymusowym postoju mijałem jakby stali w miejscu. Cisnąłem co sił. Dojazd do rozjazdu kierunek MEGA.
Zaczął sie zjazd. Początkowo przyjemnie, ale z czasem zaczęło przybywać sporych i luźnych kamieni. O tak, to jest to, co lubię:) Techniczne zjazdy:) To poodrabiamy sobie:) Na zjazdach mijałem wszystkich jak tylko mogłem, tylko pokrzykiwanie, z której strony się pojawię, żeby kogoś i siebie przy okazji nie zabić. Jednak były chwile grozy, bo jeszcze nie raz słyszałem, jak obręcz dobija do przeszkody. Dojechałem do zawodnika, który pożyczył mi pompkę. "Będę na wypłaszczeniu z pompką czekał" krzyknąłem i jazda dalej. Po ok. 300m się zatrzymałem. Znów 3min straty na postój, ale musiałem oddać pożyczony sprzęt. Przekazałem, podziękowałem i jazda dalej. Ciągły OGIEŃ.
Ten przestój miał jednak więcej wad, niż strata czasowa. Zawodnicy, którzy niestety znaleźli się przede mną ewidentnie bali się tych zjazdów i wręcz stali w miejscu. Nie było to zbyt bezpieczne, ale leciałem na krawędzi. Cóż parę razy przez to leżałem, ale szybko się podnosiłem i jazda dalej. Do wymiany dętki na 5km, nie było osoby, która by mnie wyprzedziła. Ciągle kogoś mijałem i nic dziwnego, bo chyba całe 2 sektory mnie tam minęły.
Kolejny podjazd, znów miękko, znów mijanie "pachołków" i zjazd. Ale to jaki zjazd. Jazda w strumieniu, to było coś nowego. Powtarzałem sobie żeby jechać spokojnie. Cóż brawura brała górę. Rower tańczył jak opętany na śliskich kamieniach, ale jechało się dalej i ciągle ostro. Jedyne, co mi po głowie chodziło to "dzięki Bogu mam tarczówki" i "cholera, czemu posmarowałem łańcuch na suche warunki:/" W tym czasie mijam jedną, drugą, dziesiątą osobę, dojeżdżam do faceta w koszulce z czerwonymi akcentami, chcę go minąć po prawej i... Prawie metrowy uskok z ostrego kamienia na kamień... Mocne złapanie z heble i gleba. Rower strasznie załomotał na kamieniach. Nie mogę sie nad tym roztkliwiać. Szybko wstaje i równie szybko ląduje znów na ziemi. Skurcz w łydkę, a raczej skurcz jak sam skur... Poleciało mi z oczu i jak w amerykańskim filmie, niczym bohater obdzierany ze skóry i podnoszący ciężarówkę jednocześnie, aby uratować kotka znajdującego się pod nią, krzyknąłem. Udało się złapać stopę, mocne odciągnięcie jej. Jest lepiej, jeszcze chwila, moment. Okej już mogę stanąć, trzyma trochę, ale mogę stać. Łapie za rower i zbiegam ostatnie 100m zjazdu. Wskakuję na siodło, staję w korby i jazda dalej. Dalej mijanie pokrzykiwanie na zjazdach, przejazd w poprzek strumienia(ależ to był orzeźwiający prysznic), skręt w prawo i znów podjazd. Dawaj mocno do góry, mówiłem sobie. Jechała nim już grupa rozstrzelonych po całej długości, a właściwie rozciągnięta grupa zawodników. Mocne naciskanie i podciąganie pedałami i znów przesuwam się do przodu. Okazało się, że był to najdłuższy podjazd na trasie, a mi się go jakoś dziwnie dobrze przejechało. Choć w paru momentach szlag mnie trafił jak ktoś zatrzymywał się w poprzek dobrej ścieżki, żeby zejść i zacząć pchać rower. Do tego spojrzenie w stylu "ale, o co chodzi? Tego nie mogę podjechać to i ty nie pojedziesz" jak się przy nich przejeżdżało. Krew zalewała. Cóż... Zdarzają się i tacy. W międzyczasie wciągnąłem żelka, popiłem i obierałem sobie kolejne osoby za cel do pokonania widząc ich na paręnaście, parędziesiąt metrów przed sobą. Końcówka podjazdu, przechwycenie iso w kubeczku od chłopaka na bufecie, skręt w prawo do mety i wiem, że już z górki w tym momencie. Dosłownie. Po rozjeździe było cały czas w dół do mety, z jednym niegroźnym podjazdem.
Zarzucenie na blat i multiplikowanie tyłu. Jazda na krawędzi po szutrach, ale i adrenalinka. Bo nie ma to jak delikatnie uślizgujące się przednie koło na zakrętach(pewnie za sprawą za małego ciśnienia) szutrowej drogi przy prędkości ~50kmh.
Końcówka już bez rewelacji i emocji. Mocne dokręcanie i mijanie ostatnich osób, żeby złapać się w grupkę. No w sumie było nas 3, ale zawsze coś. W tyle osób wjechaliśmy do Janowic i zmierzaliśmy do mety. Ponownie okazałem dupa i na ostatnich dwóch zakrętach strasznie źle się ułożyłem i zostałem przyblokowany, co w ostateczności poskutkowało dojazdem na ostatniej pozycji z grupy trzech. Zatrzymanie pulsometru i wypięcie licznika, żeby już nie mierzyły czasu. Patrzę na pomiary i wyglądało to tragicznie. Licznik wskazał 2:24:32, a pulsometr 2:41:01.
Wreszcie koniec jazdy, nogi dały o sobie znać skurczami w każdym mięśniu. Więc spokojnie pokręciłem po miasteczku maratonu, aż się uspokoją i kierunek myjka. Umycie roweru, jako takie umycie siebie i po wyścigu.
Ale naszła mnie taka myśl... To nie jest normalne, żeby spędzić 3h na przygotowaniu sprzętu do startu, wydaniu 70zł na startowe, 50zł na dojazd i 30zł na odżywki, spędzeniu na rowerze ponad 2,5h, ubłoceniu się i później 5h na doprowadzeniu sprzętu do stanu używalności. Nie wspominając o kosztach związanych z zużyciem sprzętu po takim starcie(np. znów wymiana suportu). Jednak dziwne w tym nie są wydane pieniądze i czas poświęcony na wszystko, ale to, że sprawia to taką cholerną radość. Gdzie tu logika, ja się pytam?
Suma summarum, gdyby nie kapeć, było EKSTRA! Świetnie się jechało, noga podawała. Choć ciągle byłem podenerwowany, bo dobijałem obręczami do kamieni i mocno niepokoiły mnie odgłosy, jakie wydaje metal uderzający o kamienie. Wiem, że dałem z siebie wszystko i na własne życzenie złapałem ten defekt, co poskutkowało stratą czasową. Jakby nie było jazda na dętkach w zestawieniu ~1,7bar tył i ~1,4bar przód, to mało. Ale wole takie ryzyko i zyskać trochę na przyczepności. Fakt, że czas spędzony w siodełku był taki jak sobie zaplanowałem, jednak czas mierzony na przejazd był znacznie poniżej krytyki.
Ukończyłem na następujących miejscach:
OPEN 59/247
M2 24/60
Najbliższy star: UPHILL. To dopiero będzie przeżycie.
Foto z maratonu
W ramach ciekawostki, profil:
Kategoria XCM, zawody
Bike Maraton Janowice Wielkie - rozgrzewka
-
DST
4.54km
-
Czas
00:13
-
VAVG
20.95km/h
-
VMAX
46.70km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
HRmax
157( 78%)
-
HRavg
141( 70%)
-
Kalorie 162kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Króciutka rozgrzewka przed startem. Delikatne przekręcenie na jednej górce z Łukaszem i powrót na linię startu. Nic szalonego.
Kategoria trening, zawody
LOOK Quartz Red
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
LOOK Quartz Red
© wasp91zg
Dziś stałem się szczęśliwym posiadaczem nowych pedałów LOOK Quartz w wersji RED. Po pierwsze są lekkie i waga w PM-Rider'rze pokazała po położeniu parki 278g. Druga sprawa, to dziwne wrażenie, jak się je trzyma. Waga i kompozytowy korpus robią swoje. Jednak wrażenia pozytywne. Po zamontowaniu w rowerze, uśmiech sam się ciśnie:P Wyglądają jak takie przymocowane do ramienia korby klocki lego. Do tego są dość "charakterne" swoją agresywną czerwienią:)
Jedynie problemem okazał się montaż bloków, za sprawą zestawów podkładek. Jednak zerknięcie na stronę LOOK'a szybko rozwiało wątpliwości. Choć sprawdziłem dwie wersje podkładek pod blok 1mm i 1,5mm. Zdecydowałem się na 1,5mm. Bloki lżej wchodzą w miejsce zaczepu. A tu kolejna niespodzianka. W tych pedałach nie ma takiego charakterystycznego "KLAK" jak przy wpięciu w normalne pedały ze stalowym, czy aluminiowym korpusem.
Jazda testowa dała pozytywne wrażenia. Trzymają mocno i lekko się kręcą. Z wpięciem i wypięciem też nie ma problemu.
Ogólnie to jestem zadowolony i cieszę się, że wróciłem do systemu wpięcia podobnego jak w pedałach marki TIME, na których dłuuugo jeździłem. Także spodziewam się owocnej współpracy z pedałkami. Jedyne, co wpływa na niekorzyść quartz'ów to ich wielkość. Ale ma to swoje plusy. Mianowicie lepsze przełożenie siły z nogi(stopy) na pedała, bo odbywa się to nie tylko za pośrednictwem bloku, ale również bieżnika okalającego blok.
Jutro test praktyczny i bojowy, bo start w BM Janowice Wielkie. Zobaczymy co to będzie :)
Kategoria sprzęt
trening - kompensacyjny
-
DST
32.51km
-
Teren
15.61km
-
Czas
01:17
-
VAVG
25.33km/h
-
VMAX
48.42km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
HRmax
147( 73%)
-
HRavg
138( 69%)
-
Kalorie 878kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjście po pracy na przekręcić kompensacyjnie. Pierwsze kilometry zrobione na szosie, później wjazd na K2. Na K2 zaplanowane były dwa kółka z mocnym naciskiem na podjazd od strony kortów. Przekręciłem jedno kółko, zaliczając szczeniacką glebę w najmniej odpowiednim do tego miejscu. Nic się nie stało, ale trochę się pośmiałem sam z siebie. Na drugim kółku zaczepił mnie trener Wrocławskiego Klubu Kolarskiego(znów na nich najechałem). Byłem mile zaskoczony przebiegiem rozmowy, bo z dniem dzisiejszym jestem zawodnikiem tegoż oto klubu^^ Bardzo miła sprawa zostać zauważonym podczas własnego treningu, jak robi się to, co się lubi:) Trening dokończyłem z grupą. Niestety... Przypominało to trochę tragikomedię, ale może miałem zwyczajny niefart, żeby w to trafić... Tak czy inaczej, trening zakończony pozytywnie i dające jeszcze większą motywację do walki:)
Kategoria trening
do i z pracy
-
DST
9.72km
-
Czas
00:34
-
VAVG
17.15km/h
-
VMAX
33.67km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 192kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun
trening - szosa
-
DST
27.00km
-
Czas
00:51
-
VAVG
31.76km/h
-
VMAX
49.32km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
HRmax
169( 84%)
-
HRavg
156( 78%)
-
Kalorie 732kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trening na ostatkach sił... Bardzo późną jak na mnie porą, bo dopiero po 19. Do tego po 9h stania w pracy. Nogi już przed rozpoczęciem treningu były ciężkie, ale cóż odpuszczanie treningów, nawet na zmęczeniu, do niczego dobrego nie zaprowadzą. Trening krótki pod względem dystansu, jednak w całości równo przepracowany. Głównym postanowieniem było utrzymywanie rytmu pedałowania i prędkości. Jestem zadowolony z efektu pracy i przyjemnie jest się tak zmęczyć. Przy okazji nacieszyłem oko pracą nowego licznika:P A co najbardziej i chyba jako jedyne wspierało trening to iście rowerowa pogoda :)
Kategoria trening
do i z pracy
-
DST
9.72km
-
Czas
00:24
-
VAVG
24.30km/h
-
VMAX
36.24km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Kalorie 204kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kategoria 4fun