wasp91zg prowadzi tutaj blog rowerowy

Keep calm & ciśnij watów

Nowy sezon, a wraz z nim nowe wyzwania

Wtorek, 10 marca 2015 | dodano: 10.03.2015

Minionej niedzieli odbyło się ostatnie przedsezonowe teamowe spotkanie, które miało na celu dogranie ostatnich szczegółów dla całej ekipy w odniesieniu do nadchodzącego wielkimi krokami sezonu. Potwierdziła się spora część wcześniejszych ustaleń i wiem już jak ten rok będzie wyglądał oraz jakie starty mnie czekają.
Po przedsezonowych rozmowach z managerem grupy, doszliśmy do wniosku iż w tym roku skupię się na startach w wyścigach XCM. Złożyło się na to kilka wewnątrz teamowych kwestii, jak również moje możliwości i wnioski wyciągnięte z zeszłorocznych startów. Jednak kwintesencji kolarstwa górskiego, jakim jest XCO, nie odpuszczę i na kilku imprezach tego typu również się pojawię. W tym na krajowym czempionacie w Sławnie. Kalendarz na ten rok jest więc wyraźnie ukierunkowany na konkretne starty, ale niemniej ambitny. Same daty i miejsca gdzie będę w tym roku stawał na starcie są następujące:

  • 29.03.2015 - Mitteldeutschlandcup MDC-XC - Bautzen[Niemcy]
  • 19.04.2015 - Puchar Polski XCM (Maratony Kresowe) - Michałowo
  • 03.05.2015 - Puchar Polski XCM (Gogol MTB) - Połczyn Zdrój
  • 17.05.2015 - Puchar Polski XCM (Cyklokarpaty) - Kluszkowce
  • 23.05.2015 - Bike Maraton - Wałbrzych
  • 29-31.05.2015 - Akademickie Mistrzostwa Polski MTB XC - Jelenia Góra
  • 07.06.2015 - Puchar Polski MTB XCO (Górale na Start) - Boguszów Gorce
  • 13.06.2015 - Bike Maraton - Wisła
  • 21.06.2015 - Puchar Polski XCM (Bike Maraton) - Jelenia Góra
  • 11.07.2015 - Bike Maraton - Szklarska Poręba
  • 16-19.07.2015 - Mistrzostwa Polski MTB XCO - Sławno
  • 25.07.2015 - Puchar Polski XCM (Bike Maraton) - Bielawa
  • 09.08.2015 - Puchar Polski MTB XCO - Tuchów
  • 14-16.08.2015 - Horal Tour - Svit[Słowacja]
  • 22.08.2015 - Bike Maraton - Myślenice
  • 06.09.2015 - Puchar Polski XCM (Mazovia) - Olsztyn
  • 13.09.2015 - Puchar Polski XCM (GP Kaczmarek Electric) - Wolsztyn
  • 20.09.2015 - Mistrzostwa Polski w maratonie MTB - Obiszów
  • 03.10.2015 - Puchar Polski XCM (Skandia Maraton Lang Team) - Kwidzyn

Oczywiście mogą pojawić się pewne zmiany, ale będzie to raczej kosmetyka podyktowana zmianą terminu imprezy(co już miewało miejsce w latach ubiegłych), albo zmiana lub rezygnacja z imprezy przez jakieś zdarzenie losowe. Mogą również pojawić się jakieś dodatkowe starty, gdy nadarzy się taka okazja. Pewne są natomiast starty pucharowe, zwłaszcza w Pucharze Polski XCM, które będą dla mnie priorytetem zaraz po Akademickich Mistrzostwach Polski i Mistrzostwach Polski XCO i na te imprezy będzie położony największy nacisk. Ale również będę chciał powalczyć o indywidualną lokatę w klasyfikacji generalnej Bike Maraton i stanowić mocny punkt w teamie w walce o obronę zeszłorocznego pierwszego miejsca w klasyfikacji drużynowej.
Karty zostały rozdane i już w tym miesiącu czeka mnie pierwsze wyścigowe przetarcie, a za parę tygodni wyścigowa karuzela zacznie się na nowo kręcić. Jak to będzie wyglądało i co z tego wyjdzie? Okaże się w swoim czasie. Póki co forma jest wciąż szlifowana. Choć ostatnie testy pozwalają być dobrej myśli, ponieważ jestem w lepszej dyspozycji jak byłem w tym samym czasie rok temu. Przyznam szczerze, że nie mogę się już tego wszystkiego doczekać! :)


Kategoria mniej rowerowo, XCM, XCO, zawody

Wat jest zawsze Watem! Ale czy na pewno..?

  • DST 93.63km
  • Czas 02:59
  • VAVG 31.38km/h
  • VMAX 53.90km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 190(100%)
  • HRavg 158( 83%)
  • Podjazdy 506m
  • Sprzęt RoadRunner [emerytowany - na sprzedaż]
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lutego 2015 | dodano: 28.02.2015




Od nieco ponad roku, dzięki wsparciu teamu, mam możliwość trenowania na mocy. Nie dla tego, że teraz każdy ma pomiar mocy w rowerze i ja też muszę mieć, bo bla bla bla... Lecz trenuję z pomiarem mocy z dość prostego powodu. Taki trening jest zwyczajnie najbardziej miarodajny, a poprowadzony w mądry sposób przez kogoś kto zna się na rzeczy, daje dobry progres i sprawia, że forma jest przewidywalna. Z resztą… Nie mogłoby być inaczej żeby drużyna kolarska, której korzenie znajdują się na uczelni technicznej,
nie korzystała w pełnym wymiarze z takiego dobrodziejstwa techniki.



W literaturze dotyczącej treningu często można znaleźć stwierdzenie, które można by streścić w następujący sposób: wat zawsze pozostanie watem i żadne teoretycznie poboczne rzeczy typu samopoczucie, czy ilość wypitej przed treningiem kawy, nie wpłynie
na wartość miernika mocy. Także obciążenie zawsze będzie takie samo. Dziś jednak przekonałem się, że tak do końca to nie wygląda…
Jakby nie było, zbrojenia przed nowym sezonem trwają. Tym samym w drużynie pojawiło się kolejne narzędzie do lepszego i efektywniejszego treningu. W tym momencie poza kilkoma PowerTap’ami i Stages’ami do rowerów MTB, do tych narzędzi dołączyło urządzenie marki Garmin, a dokładnie model Vector S amerykańskiego producenta.
Mi przypadło sprawdzenie tego „gadżetu” :D Oczywiście w sytuacji takiej jak ta, budzi się taki mały, niecierpliwy chłopiec na wciąż tupiący nogami, bo nie może się doczekać tego co będzie za chwilę. Całe szczęście doczekał się :P Plan był prosty. Zamontować(zgodnie z instrukcją pisaną oraz video dostarczaną przez Garmin z użyciem klucza dynamometrycznego) i pojechać na trening nie wymontowując swojego dotychczasowego pomiaru mocy.
Dwa mierniki, dwa komputerki i trening, na którym były dłuższe powtórzenia. Idealna okazja do sprawdzenia rozbieżności(?).

Prawie jak DC Rainmaker

Dłuższy czas trenuję na mierniku mocy marki CycleOps, popularnym Power Tap'ie. Ma on swoje wady i zalety, jak każde urządzenie.
Na podstawie jego wskazań po okresowych testach Critical Power mam wyznaczane obciążenia treningowe i ich się trzymam. Dziś jednak postanowiłem trening pojechać na wskazaniach z pedałów marki Garmin(a w zasadzie to Exustar, sądząc po wyciśniętym logo na pedałach :P ). Swojego Edge’a 510 z już zaprogramowanym treningiem sparowałem z Vector’ami, natomiast użyczonego Edge’a 500 z moim kołem z PowerTap’em. Po przejechaniu pierwszych kilku kilometrów nie dało się nie zauważyć, że Vector pokazuje wartości niższe o 6-8W. Za to pokazywał moc z znacznie mniejszą jej fluktuacją na ekranie urządzenia, miało to również odbicie na wykresach niezbędnych do analizy. Przykładowe urywki z treningu.
  • Interwał zmierzony przez Garmin Vector S

  • Interwał zmierzony przez CycleOps PowerTap G3:

Nie mogłem nie sprawdzić jak pomiar mocy liczy moc z jednej korby. Nie udało mi się nie zaśmiać, gdy kręcąc jedną nogą wartość
na wyświetlaczu się podwoiła bez najmniejszego wysiłku. Nie ma to jak zakręcić 260W lewą nogą :P
Po przejściu do części zasadniczej treningu zrobiło się… No cóż, dość dezorientująco. Urządzenie sparowane z Vector’ami co chwila sygnalizowało zejście poniżej wyznaczonej strefy, natomiast to połączone z PT wskazywało, że znajduję się w górnej jej granicy często ją przekraczając. Oczywiście sytuacja za każdym razem się powtarzała. Moce i ich różnice dla każdego z powtórzeń były następujące

  • Garmin Vector S + Garmin EDGE510


  • CycleOps PowerTap G3 + Garmin EDGE500


Koniec końców jednak rozbieżności okazały się znacznie większe niż te, których spodziewałem się przed rozpoczęciem treningu-testu. I tu rodzi się pytanie. Czy nie mam np. wyraźnie nierównego balansu sił między nogami lewą a prawą? Czy może Vector nie wyłapuje wszystkiego, albo PowerTap nie zlicza jeszcze dodatkowych obciążeń działających na niego z samego napędu? Bo jednego jestem pewien… Wysiłek miałem znacznie bardziej intensywny, jak to co pokazywał Vector S. Tym bardziej, że już dość dobrze znam organizm i wiem, że pokazywane przez pedały Garmin obciążenia nie byłby w stanie mnie aż tak wymęczyć.
Choć trzeba wziąć pod uwagę, że zarówno dane podawane przez urządzenie Garmin, jak i te przez CycleOps mogą być tak samo błędne, jak poprawne. Na pewno duży wpływ na te wartości ma sama konstrukcja i sposób „zbierania” danych każdego z urządzeń. Wątpliwości po dzisiejszym treningu i obserwacji nie ulega jedno. Jeśli zaczynało się pracę z pomiarem mocy marki „A” i wszystkie strefy ma się przy jego pomocy wyznaczone, to podczas treningu trzeba się tego urządzenia trzymać. W przeciwnym wypadku albo w łatwy sposób się przetrenujemy, albo trening nie będzie wystarczająco obciążał organizmu i o progresie będziemy mogli zapomnieć.


Kategoria sprzęt, trening

Coś się kończy, coś zaczyna... ;)

Środa, 31 grudnia 2014 | dodano: 31.12.2014

Jak co roku nadchodzi ten moment, kiedy zrywamy ostatnią kartkę z kalendarza i otwieramy nowy, czysty, niosący ze sobą pewną niewiadomą. Minionego roku niestety nie pożegnałem rowerowo, bo pewnych obowiązków nie można przeskoczyć. Ale na pewno ten nadchodzący powitam już we właściwy sposób. Bo jak tu 1.01.15 nie wykręcić 101,15km ;)

Niemniej co do samego roku 2014, był to chyba pierwszy tak intensywny sportowo rok, w całości przejechany z niesamowitymi i pozytywnie zakręconymi ludźmi! I wydaje mi się, że również pełen sukcesów. Może nie było spektakularnych wygranych, czy stałych wizyt na podiach. I jak to w tym sporcie bywa, zdarzyły się również gorsze momenty i rozczarowania. Jednak krok po korku realizowałem, to co chciałem, co miałem założone. Oczywiście nie osiągnąłbym tego, gdyby nie wsparcie drużyny, sponsorów, menagera i trenera. Także wszystko co się na to złożyło było dla mnie nowością i nigdy przedtem nie miałem okazji do jazdy i uprawiania kolarstwa w tak profesjonalnej odsłonie. Oraz wiele sił i motywacji czerpałem z wsparcia najbliższych i tych ciut mniej bliższych ;)

Co do nadchodzącego roku 2015… Będzie wiele nowego i będzie się działo na pewno. Choć wiem, że czekające wyzwania nie będą dotyczyć tylko roweru i startów. Cóż, nikt nie mówił że będzie lekko ;) Wyciągając wnioski z tego wszystkiego co już było, wiem co należy poprawić i na czym się skupić. Motywacja do działania jest i wiem, że będę dokładać wszelkich starań, aby w nadchodzącym sezonie nie zawieść na żadnym z pól.

Jeszcze raz dziękuję za wsparcie otrzymane minionego sezonu! Gorąco dziękuję za Wasz doping, który niejednokrotnie pomagał pokonać siebie! Pragnę tym samym życzyć wszystkim Wam i każdemu z osobna szczęścia w nowym roku ;) Żeby noga podawała i do zobaczenia na starcie! ;)


Kategoria 4fun, mniej rowerowo, sprzęt, trening, XCM, XCO, zawody

Jak wygląda sezon, gdyby spojrzeć na niego jako na same liczby?

Piątek, 31 października 2014 | dodano: 31.10.2014


Zgodnie z zapowiedzą, chciałbym podzielić się kilkoma liczbami odnośnie tego jak wyglądał mój sezon w 2014 roku.
No to lecimy ;)


336 dni – ilość dni od rozpoczęcia przygotowań(11.11.2013) do ostatniego wyścigu(05.10.2014)

24817min – tyle czasu spędziłem na treningach i wyścigach

10483,2km – taki dystans pokonałem w poziomie

82501m – tyle pokonałem w górę

Na te liczby złożyło się:
215 – liczba jednostek treningowych, w tym:
  • 107 – treningi na rowerze szosowym
  • 55 – treningi na rowerze górskim
  • 23 – treningi na trenażerze(z konieczności)
  • 12 – treningów biegowych
  • 11 – treningów na siłowni
  • 7 – treningów na basenie
9011,4km – dystans pokonany na treningach

20978min – czas spędzony na treningu(nie wliczając w to regeneracji, która jest istotnym elementem treningu)

51055m – liczba pokonanych pionów w sezonie 2014

26 – dni startowe

3839min – czas jazdy podczas wszystkich startów

1471,8km – liczba kilometrów wszystkich startów

31446m – liczba pionów zaserwowana przez organizatorów wyścigów

22 – wyścigi przejechane i ukończone w sezonie 2014, w tym:
  • 10 – wyścigi XCO
  • 11 – wyścigi XCM
  • 1 – wyścig etapowy
6 – wyścigi za granicą

0 – ilość wyścigów nieukończonych/z których się wycofałem

4 – liczba startów z wstępnie planowanych, w których nie wystartowałem z różnych powodów

3 z 4 – zrealizowane założenia treningowe na sezon 2014

3 z 4 – zrealizowane założenia startowe na sezon 2014

10 – rozrobionych puszek 700g koncentratu napoju izotonicznego

1 – puszka z napojem regeneracyjnym

72 – żele wysokoenergetyczne z kofeiną

15 – fiolek z magnezem

6 – fiolek z kofeiną

5 – batoników wysoko energetycznych

7 – batonów białkowych po/przed startowych

1 – komplet opon do treningów w terenie

3 – opony zużyte podczas startów

2 – komplety klocków do hamulców tarczowych na oba koła

1 – komplet opon do treningu na rower szosowy

2 – buteleczki z oliwą do łańcucha(1x suche warunki, 1x wilgotne warunki)

2 – tubki smaru do łożysk

2 – zestawy linek do przerzutek

3 – liczba połamanych koszyczków na biodny

1 – skrzywiony hak przerzutki

0 – kapci podczas wyścigów :)

Ponadto olbrzymie liczby opakowań makaronu, woreczków z kaszą, nabiału, wody i innych napojów przed/po wyścigu oraz wszelkiej maści owoców i warzyw.

Same wyścigi wyglądały tak:



Wszystko kiedyś się kończy i tak właśnie mój miesięczny urlop rowerowy dobiega końca. Pora zakasać rękawy i wziąć się do roboty z przygotowaniami do nadchodzącego sezonu, aby w przyszłym roku jeszcze podnieść swój poziom.


Kategoria basen, running, trenażer, trening, XCM, XCO, zawody

Świeradów-Zdrój i Zabrze - ostatnie areny zmagań sezonu 2014

  • DST 96.30km
  • Teren 95.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 19.26km/h
  • VMAX 68.40km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 175( 92%)
  • HRavg 184( 96%)
  • Kalorie 3892kcal
  • Podjazdy 2626m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 października 2014 | dodano: 07.10.2014


Ostatnia edycja Bike Maratonu, jak również mój przedostatni start sezonu miały miejsce w Świeradowie Zdrój. Nastawienie bojowe, choć w nogach już nie było świeżości, do tego pogoda idealna na ściganie i można powiedzieć, że trasa już znana(zmyślne połączenie 2. i 4. etapu z Bike Adventure). Wiedząc co się kryje za profilem dystansu giga(73km i 2200m w pionie), od początku jechałem z głową, pamiętając na jakie podjazdy warto zachować więcej sił. Od startu nie poszło najlepiej. Nogi jakby twarde, ale nie było tragicznie. Grupa szybko się rozciągnęła i czoło było poza moim zasięgiem. Na pierwszym asfaltowym odcinku do góry, musiałem mocno się zagiąć żeby rywalizacja o przyzwoite miejsca nie odjechała beze mnie. Z kilometra na kilometr twarde nogi zaczęły odpuszczać i jechało mi się coraz lepiej. Równo, swoje. Pilnując kadencji i oddechu, dbając o jedzenie i picie. Podręcznikowa jazda tym co się ma na koniec sezonu. Początkowo jechałem na czele małej grupki, z której do wjazdu na szybkie szutry w dół pozostał jeden zawodnik. Chwilę później doszła nas spora grupa z Bartkiem i Piotrem z teamu, chwilę zanim rozpoczęły się kolejne podjazdy, gdzie znów dyktowałem tempo aż do podjazdu na wysoki kamień. Tam przydały się siły zaoszczędzone we wcześniejszej fazie ścigania, kiedy na przekór kilku zawodnikom z pierwszej grupki nie chciałem na siłę dochodzić do grupy, którą i tak po drodze „wchłonęliśmy”. Po rozpoczęciu podjazdu na wysoki kamień trochę podkręciłem tempo i na szczycie po grupie już nie było śladu, został Bartek kilka metrów za mną. Do blisko 50km jechaliśmy we dwójkę. Później chwila jazdy samemu i dyktowania sobie tempa, do momentu kiedy między tylny trójkąt a koło wszedł kij z leśnej przecinki. Po uporaniu się z niespodzianką jazda dalej i po kilku metrach znów niespodzianka, zaciągnięty łańcuch z przodu. Ponowne zejście z roweru i chwilę później jazda dalej, teraz już z dwójką zawodników do samego końca nawiązując współpracę na ostatnich szutrowych podjazdach. Ostatecznie kończąc zmagania na 7. miejscu OPEN i 4. w kategorii M2! Tym samym odnotowałem swój najlepszy występ na Bike Maraton’ie od kiedy startuję!


Nie będę ukrywać, że było to bardzo miłe zakończenie, bo po całym sezonie mogłem wreszcie wyjść na upragnione podium. Szerokie, bo szerokie, ale zawsze lepsze to niż otarcie o nie jak na wszystkich poprzednich wyścigach. Do tego z chłopakami ponownie zaznaczyliśmy swoją dominację wygrywając wśród drużyn open!
Po wszystkim odbyły się dekoracje klasyfikacji generalnych. Tu w kategorii wiekowej na dystansie GIGA uplasowałem się na 6. miejscu. Co uważam za sukces, bo znalazłem się wśród nie lada wycinaków :) Równie ważne co indywidualne miejsce, było zajęte miejsce wśród drużyn open. W tej klasyfikacji Mitutoyo DEMA PWR Team stanęła na zasłużonym i sumiennie wpracowanym najwyższym stopniu podium! Ponadto zdobyliśmy brąz w kategorii drużyn sport :)
 

Po tak owocnym zakończeniu części maratońskiej nie można było sobie pozwolić na nadmierne świętowanie. Choć nie mówię, że takiego nie było ;) Następnego dnia jechaliśmy na finałową edycję AZS MTB Cup w Zabrzu. Tym samym ostatni start i ostatnie sponiewieranie się na wyścigu XCO w sezonie. Wyjazd wcześnie rano i parę godzin w aucie. Na miejscu wszystko szybko się załatwiło, trasa znana, więc nie było też specjalnego parcia na wnikliwe jej objechanie. Rozpoczynając rozgrzewkę wiedziałem, że to nie mój dzień… Na siodełku nie mogłem usiedzieć, a pętla poprowadzona po względnie płaskim terenie z leśnymi wyrypkami, raczej nie nastrajała pozytywnie. Do tego w nogach nie było krzty sił… Mimo to chciałem dać z siebie co mogłem, żeby właściwie zamknąć rok. Przezornie na starcie ustawiłem się za Patrykiem i Grześkiem z teamu, bo wiedziałem że dysponują atomowym startem i łatwo będzie się przebić do przodu. Niestety szczęście nie dopisało Patrykowi i po komendzie startowej łańcuch odmówił mu współpracy. Zostałem z tyłu, a pierwsza część poprowadzona wąskim trawersem nie sprzyjała wyprzedzaniu. Chwila zachowawczej jazdy, szersza ścieżka i zaatakowałem. Szybko minąłem kilku(nastu?) zawodników i goniłem dalej.

Czoło z Grześkiem z drużyny było już dawno z przodu, ale odpadający od niego zawodnicy byli w zasięgu i sukcesywnie ich mijałem. Niestety odcinek poprowadzony wzdłuż zakładu produkcyjnego był tak rozmoczony, że o jeździe nie było mowy. Co okrążenie miotałem się przebiegając przez to bagienko, wybijając się z rytmu. Ale każdy miał takie same warunki. Na 3 z 9 okrążeń doszedłem do dwójki zawodników. Po jakimś czasie walczyłem już tylko z jednym z BSA, to ja odchodziłem albo on mi, robiąc przy tym niezliczoną ilość dubli. Ostatecznie na przedostatnim okrążeniu udało mi się skutecznie przeciwnikowi uciec. Samotnie pokonując ostatnie półtorej okrążenia wjechałem na metę. W późniejszym rozrachunku okazało się, że byłem 4 w Elicie i 3 w klasyfikacji AZS mężczyzn, do tego ponownie z chłopakami „ogoliliśmy” drużynówkę! :)


Jakby nie patrzeć, zakończenie sezonu było owocne i jestem z niego bardzo zadowolony. Jak z całego sezonu, który był dla mnie bardzo intensywny i sumiennie przepracowany. Jednak nie mógłbym wystartować we wszystkich tych wyścigach, gdyby nie wsparcie sponsorów i teamu. Bardzo chcę podziękować firmie Mitutoyo Polska, DEMA Bicycles, AMP Polska, Brubeck oraz firmie KTJ Kolor za okazaną pomoc oraz wsparcie sprzętowe. Teamowi i kierownictwu Mitutoyo DEMA PWR Team za okazanie zaufania, cierpliwość i danie możliwości startu we wszystkich istotnych imprezach oraz pomoc przy treningach i podczas sezonu. Nie zapominając o moim trenerze Grzegorzu, który łatwej przeprawy ze mną nie miał i sporo w tym jego zasługi, że w tym sezonie prezentowałem tak dobry poziom sportowy, o niebo lepszy od tego w z zeszłego roku.

Teraz pora na chwilę zasłużonego odpoczynku, moment zapomnienia w diecie i relaks oraz skupienia uwagi na sprawach bardziej doczesnych, jak chociażby uczelnia ;) Oby tylko jesień jak najdłużej była przychylna i pogoda sprzyjała jak największej liczbie coffee ride’ów oraz wypadów na górskie ścieżki :) Póki co, dziękuję wszystkim Wam za wsparcie, doping(ten pozytywny), ciepłe słowa oraz wiarę we mnie podczas tego sezonu!!!

A za czas jakiś postaram się o zbiorcze podsumowanie całego sezonu w liczbach i pewnie nie tylko ;)



Stay tuned! :D


Kategoria XCM, XCO, zawody

Targi Bike Expo, chwila wytchnienia i cała masa rowerów :)

Piątek, 26 września 2014 | dodano: 01.10.2014

Mniej sportowo, ale mimo wszystko rowerowo za sprawą sponsora DEMA Bicycles, od którego otrzymaliśmy zaproszenie na targi Bike Expo w Kielcach. Nie można było nie skorzystać z takiej możliwości. Zwiedzanie stoisk nie było głównym zajęciem, ponieważ sporo czasu spędziliśmy na stoisku sponsora dokładniej przyglądając się nowej kolekcji i rozmawiając wstępnie o przyszłym sezonie, ale o tym pisać nie będę ;) Sam przyszłoroczny(oby) rower to iście PRZEKOCUR! Nowa rama w super malowaniu z usztywnionym ogonem za sprawą ośki 12x142mm, napęd X1 1x11 Sram’a z blatem 32T w korbie, nowa czarna Reba(do bólu przypominająca Sid’a, o ile to nie jest Sid ze zmienioną naklejką), lekkie koła DT z prostym naciągiem i komponenty FSA SLK! Wyjściowa waga na poziomie 10,1kg(wg producenta :P) również niczego sobie. Także raczej łatwo będzie zejść poniżej magicznej(dla mnie) bariery 10kg w rowerze. Szkoda tylko, że nie dane było się przejechać :( I nie skłamię pisząc, że tupię w miejscu na samą myśl o przejażdżce na nim :D


Do tego bardzo szeroka kolekcja rowerów szosowych. Począwszy od aluminium z karbonowym widelcem i napędem 2x10, skończywszy na w pełni karbonowym rowerze z elektroniczną grupą Shimono Ultegra Di2. Mnie w bardzo pozytywny sposób zaskoczyło pojawienie się w części z tych rowerów grup Sram’a w opcji 2x11. Kusi aby na przyszły sezon i w rower szosowy się zaopatrzyć. Warto także wspomnieć o odświeżonej kolekcji rowerów górskich i tych bardziej turystycznych, których dokładniejsza specyfikacja pojawi się na DEMA Bicycles. A przede wszystkim o nagrodzie jaką otrzymał nowy damski model Ravena na kołach 27,5” za design.


Cała reszta hal i stoisk… Było DUŻO rowerów tych konwencjonalnych, poziomych, elektrycznych, aluminiowych, stalowych, karbonowych, drewnianych, sztywnych i z pełnym zawieszeniem, elektrycznych i co tylko dusza zapragnie, przez co zasadniczo nie wiedziałem na czym się skupić. Burza kolorów, kształtów, zdjęcia i plakaty wprawiała w zachwyt i trudno mi było się na czymś konkretnie skupić :P Normalnie ekstra i szał na całego! Euforia jednak po jakimś czasie zniknęła, bo… Poza jednostkowymi przypadkami, większość prezentowanych „nowości” albo już gdzieś kiedyś była i zmieniono jedynie kolor, albo kilka stanowisk dalej ktoś miał taką samą nowość z nieco odmienną grafiką i logotypem…

Generalnie rzecz biorąc, to dużo by pisać o całym wydarzeniu, bo sporo tego tam było. Nie tylko rowerów, ale również akcesoriów i części. Chociażby inny sponsor AMP Polska wystawił na swoim stoisku odświeżoną kolekcję marki Fizik oraz nowy super lekki i świetnie leżący kaski Lazer Z1. Momentami ciężko było się nie rozmarzyć mogąc dotknąć czy przymierzyć każdy hi-end'owy produkt. Generalnie pewnie nie raz i nie dwa wyglądałem jak dziecko widzące w witrynie sklepowej wymarzoną figurkę z reklam pierwszy raz na żywo. Ale dwa dni odpoczynku, na pewno się przydały i pobyt na stoisku sponsora, rozmowa z osobami zainteresowanymi jego kolekcją oraz samym kolarstwem, które w rozmowie dociekały co i jak, była dla mnie ciekawym doświadczeniem.
Jestem wdzięczny DEMA Bicycles, że takie zaproszenie dostaliśmy. Bo dla człowieka z korbą na punkcie rowerów, taki weekend to super wydarzenie :) Poza tym, był to czas spędzony w super atmosferze i świetna możliwość delikatnego podładowania bateryjek oraz zregenerowania się przed ostatnim wyścigowym weekendem.


Kategoria mniej rowerowo, sprzęt

Błotne zakończenie lata - Bike Maraton #9 Polanica-Zdrój

  • DST 70.10km
  • Teren 65.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 22.02km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 185( 97%)
  • HRavg 174( 91%)
  • Kalorie 2689kcal
  • Podjazdy 1501m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 września 2014 | dodano: 24.09.2014


Profil maratonu w Polanicy-Zdrój nie zapowiadał większych trudności z pokonaniem trasy. Cały poprzedzający tydzień pogoda napawała nadzieją na dobre warunki do ścigania. Jednak wieczór i noc przed zweryfikowała tę nadzieję, soczyście podlewając deszczem. Po raz kolejny start na maratonie, na którym na pewno nie będzie pylić… Cóż, także najświeższy do startu nie podszedłem, przez cały tydzień odczuwając efekty startu w poprzedni weekend. Choć akurat tego dnia, pierwszy raz od MPków nie miałem ciężkich nóg z rana. Także iskierka nadziei na dobry rezultat i utrzymanie czołówki gdzieś się pojawiła. Niestety pierwszy długi asfaltowy podjazd zweryfikował kto, co i jak. Szybko rozciągnięta stawka podzieliła się na grupki. Myśląc o utrzymaniu miejsca w klasyfikacji generalnej, starałem się pilnować tych ze zbliżoną liczbą punktów. Czysta kalkulacja i próba jazdy taktycznie, ale jednak chęć walki o najwyższe lokaty i głód wejścia chociażby na szerokie podium nakręcały do mocnej jazdy. Pod koniec podjazdu pozostałem w małej grupie z zawodnikami z Bielawy i Andrzejem z Romet’a. Każdy pracował podczas pierwszej dużej pętli, co było swego rodzaju nowością dla mnie względem poprzednich edycji. Jednak po rozjeździe mega/giga pozostałem sam. Na bufecie usłyszałem, ze jestem 7 na dystansie giga. Wiadomo, że jest to pozycja plus/minus, ale jednak na pewno byłem w TOP10. Niestety nogi już nie te i zauważalnie wolniej pokonywałem dystans, jak za pierwszym razem. Mimo to w myślach powtarzałem sobie, że muszę dowieźć tą lokatę z nadzieją, że dzięki temu uda się stanąć indywidualnie na scenie. Cóż plan był, ale z realizacją już ciężej, bo samotne pokonywanie trasy nie sprzyjało. Głównie na mało nastromionych lub płaskich szutrach dało się czuć, że jadę wolniej niż poprzednio w grupie, choć więcej musiałem włożyć w to siły.

 Po 15min samotnej jazdy zobaczyłem, że nachodzi mnie kilkuosobowa grupa. Najpierw starałem się im uciec, jednak jazda w grupie po łatwych szutrach była niezaprzeczalnym atutem, w przeciwieństwie do samotnej szarży. Lekko odpuściłem i po kilku minutach zostałem doścignięty przez grupkę. Chwilę przewiezienia się na kole, złapanie drugiego oddechu i zacząłem pracę na zmianach. Tym razem poza zawodnikiem z Rowerowy Bytom, nie było chętnych do współpracy… Niestety plan na zajęcie dobrej pozycji odjechał na 54km wraz z twardniejącymi i przestającymi naciskać w korby nogami. Tym samym schodząc ze zmiany spłynąłem z grupy widząc jak powoli się oddala, wiedząc że straciłem w tym momencie 5 pozycji. Na długim błotnym zjeździe odrobiłem jednak to co straciłem przez twardniejące nogi i zobaczyłem niedawnych towarzyszy w bliskiej odległości. Przełączyłem się w tryb pościgu i szybko pokonywany zjazd, jeszcze zmniejszył dystans, ale z rozsądkiem bo po drodze było mijanych mnóstwo ogonów z krótszych dystansów(zawodnicy ci albo stali, albo leżeli w błocie skutecznie blokując ścieżkę na której mieścił się jeden rower). Na domiar złego później zaczęły się idiotyczne sztajfy, obłożone przez ogony, zmusiły do pchania roweru. O dziwo podbiegi pokonałem bez skurczów i w zadowalającym tempie. Na którymś z podbiegów udało się minąć jedną osobę z tych co mi odjechały, wciąż mając pozostałych „w zasięgu ręki”. Niestety zabrakło dystansu, pewnie też sił i nie odrobiłem wystarczająco odległości na ostatnim zjeździe, aby minąć kolejnych byłych towarzyszy, kończąc zmagania po 3h11min28sek na 12 pozycji OPEN i 7 w kategorii M2. Znów blisko podium ale jednak wciąż za daleko… Mimo to zdobyte punkty przydały się ekipie i wraz z chłopakami znów stanęliśmy na najwyższym stopniu podium wśród drużyn męskich open, umacniając swoje prowadzenie w tej klasyfikacji generalnej!
Z wyniku z jednej strony jestem zadowolony, bo nie straciłem punktów w klasyfikacji generalnej. Z drugiej jednak strony żałuję, że kryzys kilkanaście kilometrów przed metą spowodował stratę 4 pozycji w ostatecznym rozrachunku i odjazd dobrego rezultatu. Nie będę ukrywać, że dyspozycja nie była taka jak bym tego sobie życzył, choć dałem z siebie wszystko i skończyłem bardzo ujechany. Cóż długi sezon robi swoje i organizm już tak dobrze się nie regeneruje, a każde kolejne wysiłki potęgują się wzajemnie i kryzysy okazują się trudniejsze do pokonania, jak miało to miejsce jeszcze kilka tygodni temu.

Sezon powoli chyli się ku końcowi i choć teraz czekam tego zakończenia, to wiem że za kilka tygodni znów będzie mi brakowało tego wyścigowego dreszczyku ;) Teraz weekend bez startów. Ale za to aktywnie poza sportowo na targach w Kielcach, gdzie DEMA Bicycles zaprezentuje swoje nowości na nadchodzący sezon(ciekawe co to za niespodzianki przygotowali, bo informacyjne przecieki zapowiadają soczystą kolekcję ;) ). Później jeszcze tylko jeden, wyścigowy weekend – finał Bike Maraton’u w Świeradowie-Zdroju i być może ostatnia edycja AZS MTB Cup w Zabrzu lub przyjemny rozjazd całą ekipą w górach rozpoczynający okres roztrenowania ;) Póki co mam nadzieję, że pogoda okaże się przychylna i do końca sezonu wróci jeszcze piękna, ciepła złota jesień, a nogi wytrzymają jeszcze trochę czasu!


Kategoria XCM, zawody

Mistrzostwa Polski XCM Obiszów 2014 - ostatnie zmagania sezonu na szczeblu mistrzowskim...

  • DST 101.10km
  • Teren 100.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 188( 98%)
  • HRavg 170( 89%)
  • Podjazdy 1787m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 września 2014 | dodano: 18.09.2014

Mistrzostwa Polski w maratonie MTB ponownie odbyły się w Obiszowie. W tym roku czekały na mnie 3 okrążenia po 35 każde z ok. 350m przewyższeń. Pamiętając zeszłoroczne 70km na MP Amatorów, wiedziałem że lekko nie będzie i co mnie czeka na pętli. Sama trasa rewelacyjna nie jest. Są elementy ciekawe, ale również sporo nużących odcinków. Kilka singli, krótkie sztajfki rodem z XC, szybkie i łatwe zjazdy. Jest wszystko w różnym natężeniu, ale najważniejsze, że wszystko w lesie.
Sam start, no cóż. Wiązałem z nim spore nadzieje. Na dobry wynik, na jakieś zaistnienie. Jakby nie patrzeć, był ostatnim startem w zawodach o takiej randze w sezonie. Pomimo rozpoczęcia dnia z dobrym samopoczuciem i nastawieniem na walkę, wyścig już tak rewelacyjny nie był. Przynajmniej w moim odczuciu. Moment startu, jak to zwykle, przespałem. Choć będąc rozstawionym w ostatnim rzędzie, będąc wyczytanym jako ostatni… Niewiele mogłem z tym zdziałać, ale szansa przeskoczenia był jak zawsze. Jednak asfaltowa dojazdówka mocno rozciągnęła stawkę i dojście, a później utrzymanie pierwszej grupy było poza moim zasięgiem. Na pierwszych sekcjach w górę w lesie minąłem część stawki i na tym zasadniczo zakończyła się rywalizacja w dłuższej perspektywie. Całość jeszcze bardziej się rozciągnęła, potworzyły się grupki i tak też się już jechało.

Jeszcze podczas pierwszego okrążenia minąłem 3 zawodników, z czego jeden z utrzymał mi koło do końca okrążenia. Jednak wjeżdżając na kolejne jechałem już sam. Tu pojawił się problem. Po około 20min drugiego okrążenia zacząłem wyraźnie odczuwać zmęczenie, pomimo regularnego picia i jedzenia. Spadek mocy był znaczny. Widać trudy(jak dla mnie) intensywnego sezonu zaczynają dawać o sobie znać. Poza tym najgorsze było to, że nikogo nie miałem w zasięgu wzroku ani przed, ani za sobą. Co fatalnie wpłynęło na motywację. Nie było kogo gonić, ani przed kim uciekać aby walczyć o lokatę. Do tego na mocniejszych podjazdach pod koniec rundy zaczęły twardnieć nogi. Bardzo zły znak, zważywszy na to, że miałem przed sobą jeszcze ponad okrążenie. Wjazd na ostanie kółko już na oparach tego co pozostało w nogach.

Jazda głową, choć i ona zaczynała odmawiać posłuszeństwa. Poza osłabnięciem fizycznym, dało się odczuć wyniszczenie psychiczne. Pojawiały się myśli o odpuszczeniu, bo i po co jechać dalej, skoro(tak mi się wydawało) jechałem ostatni i nikt mnie nie gonił, a wszyscy przede mną są poza zasięgiem. Mimo to chciałem ukończyć to jak należy, bo wycofania się bym jeszcze bardziej żałował w dalszej perspektywie, jak dotarcia do mety z fatalnym wynikiem. Ostatnie podjazdy na pewno były jednymi z najcięższych w sezonie. Mocno zakwaszony organizm wyraźnie mówił dość, ale udawało się jeszcze coś wykrzesać i zmotywować do wyjechania całości. Mimo słabej jazdy, po przekroczeniu mety pojawiła się niewielka satysfakcja z pokonania trasy i samego siebie. Jednak przyćmiła to świadomość wyniku, głównie czasu. Trasę mistrzostw pokonałem w 4h43min08sek. Dużo za dużo przy zakładanych maksymalnych 4h30min. Uplasowałem się na 20 miejscu wśród startujących z licencją. Może i dobrze, bo przed sezonem chciałem być na tej imprezie w TOP 25. Jednak ilość DNF na wynikach mówi sama za siebie… Pewnie trochę dzięki temu udało się to założenie zrealizować. Jednego jednak bardzo się upewniłem. Sprzęt na jakim się startuje jest bardzo istotny. I rower jako jedyny nie zawiódł, ani nie rozczarował podczas zmagań. Duże koło i węglowa rama Demy, bardzo pomogły znieść trudy tej imprezy.

Jednak pomimo nie najlepszego wyniku chciałbym podziękować sponsorom firmie Mitutoyo, DEMA Bicycles, AMP Polska, Brubeck oraz Brunox jak i drużynie za wsparcie w przygotowaniach i danie możliwości startu w tym wydarzeniu. Również bardzo dziękuję trenerowi, który doglądał mnie cały sezon i dbał o to żebym w odpowiednim momencie był w gazie i znacząco pomógł podnieść poziom sportowy.
Wracając do sedna, nie będę zbyt dobrze wspominać niedzielnego występu. Zabrakło tego czegoś. Czy to fizycznie nie wytrzymałem, czy skończyłem się psychicznie, jak nie było z kim się ścigać. Coś nie zagrało i tyle. Na pewno pokonałem siebie i swoje słabości to jest plus. Podjechałem każde wzniesienie i wyjechałem 3 razy tamtejszy najcięższy podjazd „Babę Jagę”, której w zeszłym roku nie mogłem pokonać dwukrotnie, a pokonałem okrążenia szybciej jak rok temu. Teraz pozostało sumiennie przejechać końcówkę sezonu, dając z siebie wszystko w nadchodzących startach. W ten weekend czeka Bike Maraton w Polanicy-Zdrój i walka o jak najlepszą lokatę, a później walka o miejsce w klasyfikacji generalnej całej serii. Może też w niedzielę uda się zaliczyć start na Jelenia Góra Trophy, albo pojawię się tam w roli kibica, bo widowisko na pewno będzie na najwyższym poziomie. Oby noga jeszcze podała te kilka weekendów ;)


Kategoria XCM, zawody

Bike Maraton Poznań. Słońce, szutry i średnia ponad 30km/h na maratonie MTB ;)

  • DST 99.05km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 31.61km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 187( 98%)
  • HRavg 175( 92%)
  • Kalorie 4010kcal
  • Podjazdy 523m
  • Sprzęt Lady in Red
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 września 2014 | dodano: 09.09.2014


Poznańska edycja Bike Maratonu nie była niewiadomą od dłuższego czasu. Wiele kilometrów po płaskich szutrach i asfaltach zapowiadało szybki wyścig. Tak też było i kluczowym było dostanie się do dobrego pociągu albo nie odpuszczenie czoła. Przy takim układzie można było wysoko ukończyć, przy okazji podłapując kilka punktów do generalki. A że poznańska Malta przywitała słońcem, które towarzyszyło do końca ścigania, nie kręciło się źle.
Muszę przyznać, że stając w do połowy pustym pierwszym sektorze startowym lekko się łezka w oku zakręciła. Bo to tu, 3 lata temu na poznańskiej edycji, stając w 7 sektorze, powróciłem na ściganckie siodełko po kilkuletniej przerwie. Jednak czasu na wspomnienia nie było, bo od startu poszedł ogień i przez pierwsze asfaltowe kilometry prędkość przekraczała sporo 40km/h. Po wjeździe na szutry nieznacznie spadła, ale wciąż więcej jak 30km/h. Wiele o samym przebiegu rywalizacji nie potrafię napisać, bo jako takiej nie było. Chmury kurzu, pilnowanie zmian tempa i ciągła koncentracja żeby nie liznąć koła poprzedzającego zawodnika albo nie sczepić się kierownicami. To tyle, tak naprawdę. Bo zupełnie nic się tam nie działo. Prosto, prosto, skręt, przyśpieszenie i znów prosto. Zwolnień większych nie było, poza tymi kiedy się piło. Szarpnięcia też sporadyczne i każdy skok szybko był zlikwidowany. W czołowej grupie trzymałem się długo, bo sporo do ponad 60km i dawało to satysfakcję, dopóki nie nastąpił kryzys. Niestety walka o utrzymanie w czubie i długa jazda na tętnie niemal maksymalnym swoje zrobiła. Nie wytrzymałem kolejnego przyśpieszenia i najpierw spłynąłem, a później odpadłem od grupy. Po odpadnięciu od czoła, zobaczyłem za sobą mały pociąg i chwilę odczekałem żeby dać się przez nich doścignąć. Pierwotnie myślałem, że jazda na solo na niewiele się zda i szybciej, lepiej będzie w grupie. Byłem w błędzie, bo poza zawodnikiem z BodyICoach, nikt nie wychodził na zmianę, więc było tak jakbym jechał sam. Tu moim błędem było dawanie długich zmian bez większej przerwy, bo już na 74km nogi stwardniały i przysłowiowo zacząłem kręcić do tyłu. Zostałem z jednym zawodnikiem z grupki, z którym w miarę współpracowaliśmy i tak też dojechaliśmy do mety, po drodze zgarniając jeszcze jednego spadochroniarza. Walki na mecie też większej nie było, po prostu ją przekroczyliśmy kończąc zmagania.

Cały dystans jaki zaserwował organizator to 99km, na który potrzebowałem 3h09min45sek. Efekt? Średnia ponad 31km/h na „maratonie MTB”, 16 miejsce OPEN i 10 w M2, trochę słabo. Jednak w miarę sensowne punkty udało się złapać, a to był główny cel tego startu – nie stracić punktów przed ostatnimi dwoma górskimi edycjami. Jednak mam mieszane uczucia co do rezultatu, bo zawsze chce się więcej i mogło być więcej. Jednak w perspektywie zbliżających się Mistrzostw Polski XCM forma nie jest zła. W tym miejscu chciałbym gorąco podziękować Pawłowi Wojczal z Wojczal-Bike za pomoc, dzięki któremu mogłem na właściwym rowerze z właściwym rozmiarem kół wystartować w tej edycji!

Podsumowując. Było szybko, płasko i całe szczęście pogoda dopisała. Gdyby jeszcze zaczęło padać, to nie wiem czy zniósłbym aż taką ilość przyjemności jednego dnia :P Ale najważniejsze, że widać progres względem wyniku sprzed trzech lat. Wtedy na porywającym dystansie MINI osiągnąłem 99msc OPEN i 22 w M2. Teraz było trochę lepiej, bo na GIGA 16msc OPEN i 10 w M2. Choć mogę być w błędzie ;) Co więcej, pomimo niepełnego składu na tej edycji, stanęliśmy na podium! Tym razem było to trzecie miejsce wśród drużyn OPEN mężczyzn, ulegając teamom z wielkopolski.













Cóż, teraz przede mną ostatnie jazdy i już w tą niedzielę(14.09.2014) start w ostatnich Mistrzostwach Polski tego sezonu. Tym razem Obiszów i konkurencja XCM, czyli maraton MTB. Czekają mnie i innych licencjonowanych zawodników 3 pętle obiszowskiego bike parku, z czego każda liczy 35km i około 560m w pionie :) Trzymajcie kciuki! ;)


Kategoria XCM, zawody

Czy to...

Wtorek, 2 września 2014 | dodano: 02.09.2014

...już jesień? Oby nie. Choć ostatnio coś się z pogodą porobiło i chyba zapomniała, że wciąż mamy kalendarzowe lato... Generalnie temperatura, deszcz i całokształt warunków pogodowych od połowy sierpnia nie rozpieszczają. Fakt, jazda w ciepłym deszczu z lekko przebijającym słońcem to przyjemność. Ale zimny wiatr i oberwanie chmury, to stanowczo nic przyjemnego. Miałem nadzieję, że uda się przynajmniej do października uniknąć wyjścia w wiatrówce i nogawkach, i oglądania swojego oddechu na porannym treningu. Cóż jak to się mawia "nie dla kolarza słońce i plaża" ;) Poza tym, ostatnio nie było o czym pisać, więc o treningu też coś można naskrobać. Choć... Może wyjdzie coś zupełnie innego bez większego ładu i składu ;)
Ponieważ ostatnie dwa weekendy obyły się bez startów, ale za to pod znakiem mocnych i długich treningów nastawionych na MP XCM(14.09.2014 Obiszów, przyp. autor), zaczynam odczuwać charakterystyczny głód ścigania. Do tego od jakiegoś czasu stanowczo zwiększyła się objętość treningów i często tak bywa, że treningi takie dłużą się i są zwyczajnie nudne. Jednak nie zawsze. To co dostaję do robienia od jakiegoś czasu dobrze mi służy. Nie tylko czuję, że lepiej się jedzie w pewnym zakresie mocy. Innymi słowy łatwiej mi się wykręca wyższe prędkości średnie podczas treningu, lepiej pokonuje dystans ;) Ale przede wszystkim nie nudzę się na ponad 2h treningach i robię to z przyjemnością(de facto jeżdżę, bo sprawia mi to przyjemność i uwielbiam się tym bawić). Przeplatanka długiego mocnego powtórzenia z krótkim i jeszcze mocniejszym fajnie "wchodzi" i czas przy tym szybko mija. Do tego udało się wkręcić w weekendową ustawkę rowerową i zabrać się od początkowych kilometrów do skoku, w którym w kilka osób jechaliśmy przez znaczną część. Generalnie takie ustawki to zawsze fajna sprawa. Symulacja wyścigu w mini peletoniku(tak ok. 20~30 osób), gdzie każdy choćby już nie mógł, to i tak się zagnie :D
Niestety od dłuższego czasu pogoda psuje wrażenia z jazdy. Przynajmniej ja mam już dość powrotów przemoczonym, bo suchych treningów to policzę na palcach jednej dłoni z ostatnich dwóch tygodni. Chociaż tyle dobrego, że deszcz łapie zawsze pod koniec. Ale mimo to wolałbym nie. Zwłaszcza ostatnio to już robi się męczące... W sobotę do połowy było super, później były chmury i ostatnie 20min w deszczu.

W niedzielę udało się skończyć akurat jak zaczęło się oberwanie chmury.

W poniedziałek miałem nadzieję, że chociaż pogoda nie będzie przeciwko. Cóż, akurat jak miałem wychodzić po pracy, to zaczęło padać. Niestety jako zwykły ludź, straciłem zupełnie motywację i nawet wołami by mnie nie zaciągnęli. Widać słabo u mnie z samodyscypliną, ale bywa i tak :P A że deszcz padał całą noc i rano nie zapowiadało się aby przestał, nie było wyboru jak odkurzyć trenażer... Także pierwszy trening(z dnia poprzedniego) wykonany stacjonarnie już mam zaliczony :(

Oby był to jednostkowy przypadek.
Jednak liczę na to, że to chwilowe załamanie pogody i jeszcze dane będzie się nacieszyć dobrymi warunkami meteo. Taką piękną polską złotą jesienią, choć jeszcze jakiś czas to wolałbym lato :) Zwłaszcza w ten weekend. Bo już sama wizja wyścigu po lotnisku jakim niewątpliwie będzie BM w Poznaniu jest...nienajlepsza. A dodając do tego deszcz?! Niemniej ciekaw jestem tego startu, bo mam swego rodzaju sentyment do tej edycji. To tam 4.09.2011r. pierwszy raz po kilku latach bez roweru i z dala od kolarstwa, za namową znajomego, spróbowałem ponownie swoich sił w wyścigu MTB. Wtedy z osiągniętego rezultatu na najkrótszym dystansie byłem przezadowolony, a było to 99 miejsce OPEN i 22 w kategorii. Ciekawa sprawa jak to się zmienia. Teraz ukończenie maratonu na najdłuższym dystansie poza pierwszą 15 OPEN uważam za porażkę. A wtedy? Nawet o takich wynikach nie śmiałem myśleć ;) Zobaczymy jak to będzie w tą sobotę, oby było dobrze ;)


Kategoria 4fun, mniej rowerowo, trening