trening - XC
-
DST
19.69km
-
Teren
17.23km
-
Czas
01:20
-
VAVG
14.77km/h
-
VMAX
40.40km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
139( 69%)
-
HRavg
127( 63%)
-
Kalorie 797kcal
-
Sprzęt Biała Dama
-
Aktywność Jazda na rowerze
Więc tak... Trening wyglądał w sposób następujący. Najpierw była rozgrzewka(a właściwie coś a'la rozgrzewka), po czym wróciłem do domu... Ale po kolei. Standardowo w czwartkowe popołudnie pojechałem na kili na trening z klubem. Jak to zazwyczaj ma miejsce, trening zamiast rozpocząć się o 17, zaczął się z jakąś 30min obsuwką. Bywa. Ale żeby tego było mało zostałem "zaszczycony" możliwością, właściwie to obowiązkiem, pilnowanie żaków. I w tym momencie plan i chęć wykonania intensywnego treningu szlag trafił. Więc znaczą cześć przejeździłem za młodymi, co jakiś czas dając im pewne rady w związku z jazdą. Dodatkowo w grupie pojawił się kolejny młody chłopaczek Michał, który chyba był drugi raz na treningu i nie do końca ogarniał, co i jak. Zwłaszcza jak się do niego mówiło, co ma robić z przełożeniami. Ale cierpliwość i ilość czasu poświęcona na ciągłe powtarzanie mu tego samego popłaciła i pod koniec zaczął łapać, o co chodzi. Chociaż chyba trochę za bardzo go zajechałem, bo pod koniec ledwo stał. Cóż, im więcej łez i krwi na treningu, tym więcej radości po wyścigu. Po oficjalnym zakończeniu części z młodymi dostałem przyzwolenie na dołączenie do grupy. I... I przejechałem z nimi dwa kółka... Nawet się nie spociłem :/ Na koniec też dziwny sprawdzian, a w zasadzie to ok. 100m sprintu i wtoczenie się na górkę, powtórzone 3 razy... Później powrót do domu. Teraz nie wiem jak się na to zapatrywać. Czy był to stracony czas na treningu? Raczej nie, bo pomogłem coś młodym(tak mi się wydaje). Czy nie lepiej się postawić i przestać robić za niańkę? Raczej tak, bo sezon jeszcze trwa, a zostało kilka startów i o formę dbać trzeba. Dość to niejednoznaczne...
Kategoria trening